niedziela, 20 grudnia 2015

Szaleństwo

Sama do końca nie rozumiem co napisałam.
Moja pani od polskiego z gimnazjum stwierdziła, że można to interpretować na wiele sposobów.
Lubię panią od polskiego z gimnazjum.

***


  Naokoło było ciemno. Jedynym źródłem światła jej pokoju był nikły blask monitora. Przesunęła muszkę w lewo i kliknęła w baner reklamowy. Nowy portal społecznościowy. Mruknęła zadowolona, przejrzawszy go pobieżnie. Zarejestrowała się i zdziwiona zauważyła, że otrzymała już pierwsze pytanie. Przeczytała je kilka razy. Wstukała odpowiedź na klawiaturze i opublikowała ją na swoim profilu. Uśmiechnęła się do różowego misia stojącego obok monitora

Jak chciałabyś umrzeć?
Szybko i bezboleśnie.

  Następnego dnia w gazecie ukazał się artykuł. "Osiemnastoletnia gwiazda zamordowana!" głosił nagłówek, a zaraz pod nim widniało lekko zamazane zdjęcie dziewczyny z wbitymi w przedramię strzykawkami. Na jej brzuchu leżał różowy miś.

  - Ann! Wychodzę! Trzymaj się kochanie! - zawołała mama. Wymruczałam pożegnanie i wróciłam do kartkowania książki. Przetarłam oczy i z głębokim westchnięciem odrzuciłam głowę do tyłu. Łzy znów pociekły po moich policzkach. Czemu to spotkało akurat mnie? Czemu potrącona nie została ta gruba dziewczyna idąca przede mną? Przez ten wypadek nie mogłam więcej grać! Coś ścisnęło mnie za serce i nie chciało puścić. Nagle zadzwonił telefon. Sięgnęłam po niego niechętnie.
  - Tak? - mruknęłam. 
  - Ann? To ja, Raisa. Jak się czujesz? - usłyszałam w słuchawce.
  - Nie jest źle. Da się przeżyć - pociągnęłam nosem, sięgając po ciastko.
  - To dobrze - odpowiedziała z wahaniem. - Ann? Słyszałaś o tych tajemniczych zabójstwach?
  - Tak, a co? - prychnęłam, przeżuwając kruche ciastko. - Boisz się, że ciebie też dopadną?
  - Nie, nie.. Wiesz, że to nie o to chodzi - odparła szybko. - Martwię się. Te dziewczyny były do ciebie bardzo podobne, nie tylko z wyglądu. One też miały problemy psychiczne i...
  - Nie jestem psychiczna, Clay. Wszystko jest w porządku. Jak tylko moja ręka wróci do normy.. Jak tylko wyzdrowieję, wracam do drużyny - warknęłam, rozłączając się. Znów westchnęłam. Czemu wszyscy uważają mnie za ofiarę losu? Dam radę, poradzę sobie. - Wszystko jest w porządku - powtórzyłam, spoglądając w lustro. Popatrzyła na mnie rozczochrana, zmęczona dziewczyna z podkrążonymi, złotymi oczami, obejmująca kolana ramionami i kiwająca się w przód i w tył. Chwyciłam leżącą obok książkę i rzuciłam nią w lustro, które rozprysło się na setki kawałków. Wrzasnęłam przeciągle, przyciskając poduszkę do twarzy. Kłamca. Kłamca. Kłamca. Nie wrócę. Nie zagram więcej w kosza. Nie ruszę się z domu.
  Stanęłam na ciepłej podłodze i zaczęłam  krążyć po pokoju. Raz po raz pocierałam gips na lewym ramieniu, który opasał też moją klatkę piersiową. Pechowy samochód. Roztrzaskane kości lewego ramienia były przyczyną mojego aktualnego stanu. W końcu chwyciłam laptopa i znów padłam na łóżko. Włączyłam przeglądarkę i wpisałam adres portalu, o którym ostatnio stało się dość głośno. Nazywali go 'dwadzieścia cztery godziny śmierci'. Nie wierzyłam w bezsensowne podejrzenia ludzi, skoro nie było nawet dowodów. Z samych podejrzeń nic nigdy nie wyniknie. Dużo nastolatek z niego korzysta, a tylko nieliczne zostały zamordowane. Zauważyłam nowe pytanie, które zostało mi zadane. Zwlekałam z odpowiedzią, dokładnie rozpracowując każdą ewentualność i żaden argument nie pozostał nieobalony. W końcu, po dwóch dniach, zasiadłam przy laptopie i wklepałam odpowiedź. Chwilę przed naciśnięciem przycisku "odpowiedz", coś zaświtało mi w głowie. Może policja ma rację? Może jakiś szaleniec zabija ludzi bez powodu 24 godziny po otrzymaniu odpowiedzi na tym portalu? Odpędziłam od siebie tą myśl i pewnie nacisnęłam klawisz. W tym samym momencie otrzymałam odpowiedź od jakiejś dziewczyny. Kiedy chciałam kliknąć na ikonkę, żeby móc odczytać odpowiedź, zasnęłam.
  - Ann. Znowu wyszłaś nie pytając mnie o zgodę? - spytała mama, wchodząc do pokoju. Pokręciłam głową, stwierdzając, że nigdzie się stąd nie ruszałam. - Czemu, w takim razie, jesteś ubrana jak do wyjścia? - wskazała czarną bluzę, krótkie spodenki i granatową koszulkę. Wybrnęłam, mówiąc, że był u mnie kolega, a nie chciałam siedzieć przy nim w piżamie. Twarz mamy złagodniała. Po chwili rodzicielka puściła do mnie perskie oko i wyszła, a ja znów usnęłam, czytając kolejną odpowiedź.
  - Znana jest już tożsamość kolejnej ofiary. Jest nią Raisa Clay, siedemnastoletnia licealistka, która... - zdrową ręką chwyciłam stołek i w przypływie szału, roztrzaskałam telewizor. To nie możliwe. Raisa nie żyje? Zaczęłam się miotać po pokoju. Jak to? Jak to? Jak to? Ona nie mogła umrzeć. Nagle stanęłam jak wryta. Czemu? Co w mojej głowie robiły obrazy z chwili śmierci tych dziewczyn? Zrobiło mi się niedobrze. Popędziłam do łazienki, nachyliłam się nad umywalką i zwróciłam cały dzisiejszy obiad. Na przemian wrzeszcząc, śmiejąc się i płacząc, pobiegłam do pokoju. Nerwowymi ruchami zapisałam nad łóżkiem imiona i nazwiska wszystkich ofiar nieznanego mordercy. Pierwszych dziesięciu nie podawali w wiadomościach. Na końcu dopisałam swoje imię. Ręka nie przestawała pisać, mimo, że oczy były przesłonięte kurtyną łez. Kiedy skończyłam, napisałam ogromnymi literami zdanie.

JAK CHCESZ UMRZEĆ?!

  Wtedy wszystko się uspokoiło. Ręce przestały mi drżeć. Przestałam płakać. Nie krzyczałam, nie śmiałam się. Nie wiedziałam jakim cudem do tej pory nikt nie odkrył tożsamości mordercy. Powoli i starannie zapisałam obok nazwisk sposoby śmierci. Chwilę potem weszłam na swój profil na portalu. Na pytanie 'Jak chcesz umrzeć?' odpowiedziałam, że chciałabym się powiesić. Uśmiechnęłam się lekko. Zamknęłam cicho laptopa, by po chwili cisnąć nim w okno. Szyba rozprysła się na miliony kawałków, które porypały się w stronę podwórka. Chwyciłam skakankę, po czym zawiesiłam się na chwilę. Nie. Oszukam przeznaczenie. zerknęłam na podłogę przy oknie. Uśmiechnęłam się. Jest. Jeden, duży. Złapałam go i poszłam do łazienki. Odkręciłam kran, położyłam się w wannie i pozwoliłam, żeby moje ciało otoczyła kojąca, ciepła woda. Wtedy ścisnęłam w dłoni kawałek szkła i podcięłam sobie żyły. Odłamek wchodził gładko w moją skórę. Nie czułam bólu. Wreszcie byłam jedną osobą. Wreszcie wszystko zrozumiałam. Byłam szalona. To ja zabijałam. Potwierdziły to wszystkie dowody, które znalazłam zaraz po śmierci Raisy. Mój pokój był usiany dowodami. Oparłam głowę o brzeg wanny i pozwoliłam swojej świadomości powoli odpłynąć. Wraz z moją krwią wypływały ze mnie moje grzechy, poczucie winy i druga ja. Odebrałam życie najbardziej niebezpiecznej osobie, która jako jedyna mogła jednym ruchem wydać moje winy.
Sobie.

  - Kończąc dzisiejsze zajęcia chciałabym, żebyście bliżej przyjrzeli się sprawie Ann Stewart. Przypominam tylko, że zabijała najlepsze zawodniczki dlatego, że sama nie mogła już grać. Chciałabym, żebyście na następne zajęcia przygotowali pomysły w jaki sposób udało jej się umknąć policji przez te 12 lat, co mogłaby teraz robić, czemu przestała zabijać.. Prosiłabym, żebyście trochę się rozpisali. Dziękuję. To tyle. Do widzenia - powiedziała. Licealiści opuścili klasę. Christina potarła przedramiona. Przez cienki materiał bluzki czuła stare, głębokie blizny. Uśmiechnęła się szeroko, włączając komputer. Ostatnio ludzie zaczęli znikać w niewyjaśnionych okolicznościach. Weszła na portal. Teraz już nic jej nie groziło. Starała się wszystko doprowadzać do końca. Weszła na profil jakiegoś chłopaka i zadała mu jedno proste pytanie. Teraz wystarczyło poczekać na odpowiedź. Odchyliła się na krześle, wyjęła z torebki podręczne lusterko i spojrzała w nie, sprawdzając makijaż. Teraz już nikt nie miał jak jej wydać. Uśmiechnęła się do złotookiej kobiety z lekko podkrążonymi oczami, którą widziała w lusterku. Kliknęła ikonkę odpowiedzi i oblizała usta. James Black chciał zjechać z klifu prosto do morza w swoim ulubionym samochodzie. - Da się zrobić, kotku - mruknęła. Zebrała swoje rzeczy i ruszyła do wyjścia. Miała tej nocy pełne ręce roboty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz