piątek, 20 czerwca 2014

Aho i Baka III (Aomine x Kagami - Kuroko no Basket)

no dobra.
miało nie być trzeciej części, ale się dla Kiri poświęcę i napiszę dalej xD
to czo?
dedykacja.


Dedekejszon for Kiri.
Ciesz się xD

***

  Dwa dni temu zabujałem się w Taidze, wczoraj przyznałem się do pełnoprawnego pedalstwa, a teraz mam chęć na tyłek czerwonokudłego faceta, który jest taki zgrabny, piękny, seksi i w ogóle to chyba osmy czy który cud świata.
...
  Tak, to normalne.
 Powróćmy zatem do mojego teraźniejszego położenia. Położenia w sensie dosłownym. Leżałem sobe pod Taigą. Nie, to nie las. To mój wybranek ma tak dziko na imię. Trochę jak baba, ale to on jest kobietą w tym związku. 
  Kurna, się zamyśliłem, a takie fajne rzeczy się dzieją. Otóż nade mną nachyla się właśnie mój wybranek z piękną miną, okazującą jego zainteresowanie mną. Patrzy na moją twarz i zbliża się powoli. Ej, cholera. On nie umie sobie z tym radzić czy jak?
  -Już wiem czemu ci Kuroko uciekł - warknąłem, kładąc dłonie na jego barkach. Zdziwiony Kagami przez chwilę chciał dostać okresu i powiedzieć, że go głowa boli, ale zrezygnował. A zrezygnował, bo jestem zajebisty. Wracając do tematu... Przekręciłem się tak, że teraz Kagami leżał na łóżku, a ja nachylałem się nad nim.
  -Niby czemu mi 'uciekł'? - Taiga rzucił mi wyzywające spojrzenie.
  -Bo jesteś zbyt słodki na bycie górą w związku - warknąłem, gryząc jego ucho. Przejechałem dłońmi po jego brzuchu. O Matko Koszykarska. Trafiła mi się najlepsza żona jaka mogła. Już chciałem zdjąć mu spodnie i zobaczyć jego tyłeczek w pełnej okazałości.. Chciałem, ale nie przewidziałem jednej rzeczy. Taiga może z kimś mieszkać.
  -Taiga! Wróciłam! Przepraszam, że tak późno, ale spotkałam jeszcze Tatsuyę i ... - urwała widząc naszą dwójkę na łóżku, mnie wiszącego nad Kagamim i Kagamiego leżącego pode mną.
  -Cześć Alex - powiedział speszony. Alex? To nie jest przypadkiem jego trenerka z Ameryki? To czemu on z nią mieszka? Zdrada! Wbiłem wkurzone spojrzenie w kobietę. Jeszcze dwa dni wcześniej wariowałbym widząc jej cycki, ale teraz mam Taigę i chciałbym się z nim pomiziać! Żadnych Aleksów mi do tego nie trzeba, więc wypad z baru! - Aomine, zejdź ze mnie. Proszę - szepnął Kagami. Posłusznie zrobiłem co mi kazał. Co miałem zrobić? Zignorować to i dalej się do niego dobierać, narażając się na focha mojej żony? Kurde. Nawet nie jesteśmy małżeństwem, a ja już wiem, co będę musiał przeżywać. 
  Taiga pożyczył mi jedną ze swoich koszulek i sam też się ubrał. Zaraz po tym popełzłem za Kagasiem do salonu, gdzie z założonymi rękami czekała na nas blondynka-trenerka.
  -Ja.. Ja ci to wszystko wytłumaczę, Alex - wyszeptał przerażony Kagami, siadając na kanapie. Rozwaliłem się obok niego i cisnąłem tej całej Alex moje super-duper wkurzone spojrzenie pod tytułem 'Przerwałaś mi seksy, szmato'. 
  -Nic mi nie musisz tłumaczyć. Przecież wiem, że jesteś homo, więc nie denerwuj się. Za pierwszym razem widziałam więcej - zaśmiała się. Momentalnie się spiąłem. Widziała jak Kagami uprawia seksy z Kuroko. Nic tylko wynaleźć wymazywacz przeszłości. - No to... Może przedstawisz mi prawidłowo swojego... chłopaka?
  -Dobra. To jest Aomine Daiki z Akademii Too. Pozycja mocny skrzydłowy. Coś jeszcze? Chyba nie - Taiga podrapał się po karku. Chcę go.
  -Jestem Alex Garcia. Miło mi poznać tak silnego zawodnika - wyciągnęła do mnie rękę z uśmiechem. Zrobiłem to, co nakazywały dobre maniery. Uścisnąłem wyciągniętą ku mnie dłoń. 
  -Taa.. Mi też jest miło - a raczej byłoby, jakbyś nam nie przeszkodziła! Chcę go.
  -No więc chłopcy.. Co macie zamiar dziś robić? - spytała jakby nigdy nic. Popatrzyłem na Taigę, Taiga popatrzył na mnie. Uśmiechnąłem się. Lepiej nie mówić, co ja mam w planach. 
  -Aomine. Chodźmy się przejść. Do parku - powiedział Kagami podrywając się nagle i wyszedł szybkim krokiem z salonu.
  -Do widzenia! - zawołałem rozbawiony, wybiegając za moją żoną, która już czekała w otwartych drzwiach mieszkania. Chwyciłem swoje buty w rękę i na boso przebiegłem do swojego domu. Kagami podążył za mną, śmiejąc się z mojej miny. Nie spodziewałem się, że będzie aż tak pizgało złem. Zimnica taka, że jaja zamarzają. A jeszcze wczoraj było gorąco. Tak trochę co się dzieje.
  -Mówili, że ma dzisiaj padać. Zostańmy w domu - powiedział Taiga, zdejmując koszulkę. Uśmiechnąłem się lubieżnie. - Mogę skorzystać z twojej łazienki? Chcę się umyć - zawołał z końca korytarza. 
  -Oczywiście. Idę z tobą - wymruczałem pojawiając się za jego plecami. Podskoczył przestraszony, ale chwilę potem bez żadnego jojczenia dał się wepchnąć do łazienki.
  I tak mniej więcej wyglądał nasz następny miesiąc. Odprowadzałem Taigę pod szkołę, żeby mi go żaden gwałciciel nie wydupczył, szliśmy na lekcje, wracaliśmy osobno do domów, wychodziliśmy razem na boisko pograć w kosza, codziennie spaliśmy razem (częściej u mnie, bo u żony mieszka teściowa) i było świetnie. Pewnego deszczowego poniedziałku siedziałem sobie spokojnie przed telewizorem, czekając aż moja żonka wróci ze szkoły i zrobi mi obiadek (codziennie mogłem patrzeć na Taigę w fartuszku. Niebo albo i wyżej). Cierpliwie czekałem, bo czasem jego trenerka przedłuża trening. Kiedy spojrzałem na zegarek, dostałem nagle ciężkiej kurwicy. Trzy godziny spóźnienia. Tak być nie może. Zacząłem się martwić. Złapałem komórkę i wyzywając chmury złośliwie sikające na mnie z góry, wybiegłem z mieszkania. Z telefonem przy uchu, biegłem w stronę liceum Kagamiego. Nagle usłyszałem szept. Zatrzymałem się gwałtownie.
  -Taiga! Gdzie jesteś?! - wrzasnąłem chcąc przekrzyczeć szum deszczu. 
  -Aomine.. Jestem.. Wracam ze szkoły. Zaraz będę - powiedział słabo. I się rozłączył. Rozłączył się! Tak się nie robi, jak się ktoś martwi!
  Ruszyłem z kopyta przed siebie, rozglądając się za charakterystyczną, czerwoną czupryną. Kiedy w końcu ją zobaczyłem, pośliznąłem się i wpadłem mordą w kałużę. Nie ma co. Nigdy więcej biegania po trawie. Wstałem i pobiegłem do mojej żony. Siedział na ławce ze zwieszoną głową i wpatrywał się w swoje adidasy. 
  -Kagaś! Nigdy więcej mi tak nie rób! Dzwoń jak chcesz się spóźnić! - zawołałem, kucając przed chłopakiem. Spoważniałem, kiedy podniósł głowę. Był blady, bardzo blady. - Ej, co ci jest?
  -Powiem ci. To jasne, że ci powiem, ale mam prośbę. Nie śmiej się ze mnie, dobra? - powiedział, a raczej wyszeptał. Pokiwałem głową tak energicznie, że mi mało nie odpadła. Ja mam się z mojej żonci śmiać? Jeśli ktoś jej coś zrobił, to rzucę na pożarcie Momoi. Co jak co, ale ta cycata lesba potrafi zjeść chyba wszystko. Zarechotałem jak głupi słysząc swoją własną myśl. Kagami spiorunował mnie wzrokiem. Kurde, przestań, bo się usmażę. Sytuacja wymagała poważnej miny, wiec przybrałem maskę pokerzysty. Dawaj misiek, biorę wyznanie na klatę.
  -Ej. Kagami. Gadasz czy nie? Równie dobrze możemy pogadać w domu - powiedziałem głośno. Zaraz potem gdzieś niedaleko pierdolnął piorun. No to, kuźwa, świetnie. Już miałem zamiar wziąć księżniczkę na swe męskie ramiona i brać dupę w troki, ale księżniczka się uczepiła, że chce mi to powiedzieć teraz. No cóż.. Mario musi cierpieć dla swojej księżniczki. Taiga w różowej sukience. O nie mogę! Ruchable.
  -Aomine, tylko serio. Proszę. Nie śmiej się - lamentował Kagami. Obiecałem, że nie będę. A w myślach dodałem, że jeśli to będzie coś serio głupiego, to będę się zalewał aż zdechnę. Taiga przełknął ślinę głośno. Oj, żebyś ty tak co innego przełykał, kocie. Dobra, starczy żartów. Kagami serio źle wyglądał i mnie to trochę niepokoiło. - Mam dziś strasznego pecha. Na odpytywaniu mi się dostało przez to, że Kuroko źle mi podpowiedział. Potem nie mogłem znaleźć moich koszykarek przed treningiem. Wywalałem się na korytarzu miliony razy dzisiaj, ale najgorsze było to, że... że... - zapowietrzył się, a po chwili wybąkał wreszcie o co mu chodziło. -  Razem z moimi butami, zostawiłem swój portfel i nie mogłem zjeść moich hamburgerów. Jestem głodny.
  Padłem, nie wstaję i pokłony oddaję. Oh. Przy okazji tego, że padłem, to się jeszcze trochę poturlam. Matko, ale Kagami potrafił mieć problemy. O masakra. Miażdżyły mnie czasami jak cycki Momoi kiedy mnie przytulała, serio. Siedzi na ławce w parku, patrzy sobie na buty, naokoło niego rozpierdol jakby jakiś bożek zaczął ryczeć przy dennym romansidle, a to tylko dlatego, że nie mógł zjeść hamburgera. Zaniemogłem. Przestałem wierzyć w normalność już dawno temu, ale jak widać, jeszcze nie wszytko widziałem, słyszałem i przeleciałem. Rechocząc hardo w duchu, złapałem żonkę za ramie i pociągnąłem za sobą. Skoro do życia Taigi potrzebne hamburgery, to je dostanie. Zazwyczaj drzewa potrzebują powietrza, wody i słońca, ale akurat moje drzewko jest inne. Kiedy szliśmy powoli chodniczkiem, ludzie patrzyli na nas zdziwieni. Tak, wiem.. Tak dwie zajebiste osoby w jednym miejscu, o jednym czasie i trzymające się za ręce to za dużo dla ich małych mózgów. A może patrzyli, bo nie mieliśmy parasolki, a lało jak... no po prostu bardzo padało, okej? 
  Weszliśmy do knajpy i wszystkie oczy na nas. Przemoczeni, lało się z nas, a my (przynajmniej ja, nie wiem jak Kagami) rżeliśmy jak kobyły. I jak zwykle, wyznając zasadę trzech "Z" (zamówić, zjeść, zamknąć drzwi) szybko ulotniliśmy się z zatłoczonego miejsca. Co jak co, ale zajebistość potrzebuje miejsca, a w lokalu akurat tego nie mieli na zbyciu. Ruszyliśmy wolnym galopem w stronę domu. Kiedy drzwi się za nami zamknęły, mój mózg doznał olśnienia. Przecież padało. (no shit, my brain) Kagami. Plus mokre ciuszki. O Matko Boska Koszykarska. Pognałem do łazienki i otworzyłem drzwi. Tak. Wiedziałem, że to dobry trop. Może powinienem zostać detektywem? Detektyw Aomine Daiki. Mmm. Taiga byłby dumny. No nie ważne. Są sprawy ważne i ważniejsze. I ważniejsze. A sprawą ważniejszą od najważniejszej był teraz mokry Taiga w ciuszkach tak samo mokrych jak on sam. O matulu i nieliczni, którzy gdzieś tam modlą się o moje szczęście. Dziękuje. Byłem blisko, coraz bliżej dotknięcia pięknie zarysowanego tyłeczka Taigi, gdy nagle zabrzmiał dzwonek do drzwi niczym gong dający znak katowi, by uciął głowę skazańcowi. ... Ej. Serio. Po co ja te filmy z Taigą oglądam? Mniejsza z tym. Oglądam, bo prosi, a jak prosi, to jest słodki, a jak jest słodki, to może zabić. Poszedłem, a raczej powlokłem się do drzwi. 
  -Czego? - warknąłem otwierając je zamaszyście. Spojrzenie zimne jak dopiero co wyjęty z zamrażarki kotlet mogło zabijać. Pożałowałem swoich wszystkich grzechów, które pamiętałem. Natychmiast nabrałem ochoty na spowiedź. Czułem, że śmierć jest blisko. Oczy mojej matki były straszne. 
  -Cześć Daiki. - powitał mnie uśmiechnięty ojciec. W normalnej sytuacji byłbym szczęśliwy. Rodzinka przyjechała mnie odwiedzić, wszystko jest super. Byłbym szczęśliwy, gdyby nie to, że w moje łazience mył się teraz mój chłopak. Gdyby to jeszcze była dziewczyna, to staruszek mógłby jakoś matule ugłaskać, bo mnie dobrze rozumie. Ale to jest facet. Nie ma dwóch dziur. Ma jedną plus kutasa. O straszny. Co ja mam robić? Nie bałbym się, gdyby nie to, że oni mogą mnie stąd przymusowo zabrać. I co wtedy beze mnie zrobi moje tygrysie małe? 
  -Cześć. Co wy tu robicie? - zapytałem. No cóż. Jestem istnym geniuszem.
  -Jesteśmy tu, żeby sadzić ziemniaki - warknęła mama. Wiem już po kim jestem tak zajebisty. Zaprowadziłem rodziców do salonu i powiedziałem, że zrobię im herbatę. Mama rzuciła się w moim kierunku i zaczęła zarzucać pytaniami czy się dobrze czuje, czy nic mi nie jest, czy nie mam przypadkiem gorączki. Ledwo opędziłem się od macek ośmiornicy, a ona już była zła. - Ja też czasem potrafię być miły, wiesz? - sarknąłem odchodząc w iście zajebisty sposób. Oczywiście wstawiłem wodę na herbatę, ale zaraz potem usiadłem w kuchni i zacząłem wymyślać wymówki. Moja mama jest inteligentna, nie da się zwieść tanimi sztuczkami. Trzeba było kogoś takiego jak ja, żeby coś jej wmówić i kogoś takiego jak ojciec, żeby ją udobruchać. Tylko, że ojca teraz po swojej stronie nie mam. Czas uwolnić swoją szarmancką część zajebistości. Usłyszałem, że Taiga wychodzi z łazienki. W trybie superninja zaciągnąłem go do kuchni i wyjaśniłem sytuacje. Składanie zdań trochę mi nie szło, bo ślina ciekła mi z pyska na widok Kagamiego w samych bokserkach, ale w końcu zrozumiał o co chodzi. Szybko spieprzył do mojego pokoju się ubrać w moje ciuchy. Herbata zalana, tryb madafaka gentelman włączony.. Nic tylko dać się pożreć teraz rodzicom. Wszedłem do salonu, a zaraz za mną wkroczył Kagami. Przywitał się bardzo kulturalnie i potulnie czekał. Bo to ja tu jestem bogiem i ja wymyśliłem cały plan. 
  -To jest Kagami Taiga, mój bardzo dobry przyjaciel. Ciota, zgubił klucze od mieszkania, a że jestem bardzo dobrym przyjacielem to użyczyłem mu swojej łazienki i ciuchów - wypaliłem rozkładając ręce bezradnie, jakbym wcale nie mógł nic na to poradzić. Rodzice przez chwile się nie odzywali. Czyżbym wyczuwał zwątpienie w oczach mej matki? 
  -No nieźle, Daiki - powiedział wreszcie ojciec. - Myślałem, że jesteś niezdatny do życia w społeczeństwie, nie mówiąc o zakumplowaniu się z kimkolwiek, a tu proszę.. Niespodzianka - zaśmiał się. Moja rodzicielka mu zawtórowała. Nawet Kagami prychnął. A to zdradliwe buraki. Nie lubię buraków.
  -Kagami - wypowiedziałem jego nazwisko z naciskiem. - Chodź ze mną. Zrobimy jedzonko moim rodzicom. 
  Kuchnio, moja oazo. Nikt z mojej rodziny nie potrafił gotować, wiec rzadko kiedy ktokolwiek zaglądał do kuchni bez przymusu. Teraz kuchnia stała się istną oazą dla gejostwa. Zamknąłem drzwi, żeby ani jeden atom się nie wydostał.
  -Wiec.. Co robimy? - spytał Taiga, otwierając lodówkę. O mało nie pieprznąłem łbem o stół. Ale on jest nie domyślny. A tu go przyprowadzam, żeby obmyślić strategie, a ten serio chce gotować. Przykleiłem się do jego pleców i zdecydowałem, że nie puszczę póki nie poczuje realnego zagrożenia. Jak ja przeżyję ten czas bez miziania Taigi?! - Daiki, kochanie, mógłbyś mnie puścić? - rozwarłem ramiona szeroko i uciekłem w kąt. Stwierdzam iż dupczę potwora. - Mieliśmy nakarmić twoją rodzinkę, tak? Wiec łaskawie rusz proszę swój niedoruchany tyłek i mi pomóż.
  Naburmuszyłem się mocno. Dobra. Rozumiem. Nie chce mnie w sobie, to będzie miał mnie przy sobie. Oj tak. Zemsta. Nie będzie miał tak słodko. Kiedy coś robię, to robię to na sto procent. Moja żonka ugotowała jedzonko, a ja nakryłem do stołu. Całą rodzinką usiedliśmy do kolacji. Ja i Kagami, jako wiecznie głodne monstra, mimo zjedzenia kilku hamburgerów przed niecałą godziną, znów wpieprzaliśmy wszystko co się pod rękę nawinęło. O właśnie.. A'propo rąk. Moja jakoś tak niechcący spadła na udo Kagasia siedzącego obok, kiedy odchylałem się na krześle po posiłku. On ledwo ukrył zawstydzenie i chęć mordu. Ja perfekcyjnie zamaskowałem swoją perwersje. Kiedy sprzątaliśmy, 'niechcący' klepnąłem go po tyłku. Naraziłem się na późniejsze niemamacaniabofoch, ale warto było. Wkurzona minka Kagamiego to orgazm dla oczu. 
  -Daiki - zawołała mama z salonu po tygodniu takiego urzędowania. Nawiasem mówiąc przez ten tydzień Kagami wyparł mnie z mojej rodziny. Staruszek lubił go bardziej niż mnie, a mama powiedziała, że zawsze chciała mieć tak dobrą pomoc domową. Dokładnie. Przez ten tydzień, nie dość, że straciłem rodzinę przez swoją własną żoneczkę, to jeszcze mi dom tak wypucowali, że się w ścianie nawet przeglądać mogę. Nie no. Serio mówię. Nawet znajomy pająk się wyprowadził. Smuteczek. Jedynym, co w moim własnym mieszkaniu jeszcze było normalne to... ja. Ale nawet to chcieli mi zniszczyć. Chcieli zepsuć mi mój piękny, artystyczny nieład na głowie, a mama zrobiła mi wykład na temat tego, że w liceum muszę golić się regularnie. Wtedy to spojrzałem w lustro i mało nie zszedłem na zawał. Z lekkim zarostem jestem jeszcze bardziej zajebisty. Nie to co Taiga. Taiga nie miał zarostu. On miał koper, który mój ojciec kazał mu zgolić. Dobrze zrobił, polać mu. No dobra. Starczy wspominek z tego tygodnia. Wróćmy do teraźniejszości. Moja matka wołała mnie z salonu. A ja stałem sobie w kuchni przyciskając Kagamiego do stołu i całując mu brzuch. Wywróciłem oczami. Lepszego czasu sobie wybrać nie mogła. Westchnąłem ciężko i ruszyłem ku drzwiom. Taiga w tempie ekspresowym nałożył koszulkę i odwrócił się do mnie plecami, udając, że szuka czegoś w lodówce. - Weź ze sobą Taige. Proszę cię bardzo o to, mój ukochany synu - dodała zanim zdążyłem przekroczyć próg kuchni. Gały mi z orbit wyleciały. Od kiedy moja matula się tak do mnie zwraca? Zwykle było po imieniu albo 'debilu', a tu nagle wyjeżdża mi z 'ukochanym synem'. Porozumiałem się z Kagamim wzrokiem. Coś było nie tak i nawet taki cymbał jak on to wiedział. A wiec ruszyliśmy tyłki i powlekliśmy się do salonu na ścięcie, chociaż nawet nie wiemy co się dzieje. Usiedliśmy na ziemi przed sofą, na której spoczywał sędzia najwyższy (mój ojciec) i kat (moja matka). 
  -Co jest? - spytałem, próbując grać wyluzowanego. Tak. Luźno wyszło. Bałem się swojej matki i mi wyszło luźno. Będzie luźno. Zaraz. W gaciach. Tylko jeśli nie przestanie się tak na mnie patrzeć, a na to się nie zanosiło. 
  -Wiec.. Nie wiemy z matką od czego zacząć - powiedział ojciec drapiąc się po karku. O. Już wiem po kim to mam. - Cóż... Chcielibyśmy poznać rodziców Kagamiego.
  -Po co? - zdziwiłem się szczerze. Spojrzałem na Kagamiego, a ten wzruszył ramionami. Mój mózg zaczął pracować (muszę sobie zapisać w kalendarzu, żeby świętować to co roku). Po co im poznawanie rodziców kogoś, kogo mają za najlepszego przyjaciela swojego syna? Kurde. Chociaż... Może to i normalne w jakiś sposób jest..
  -Jak to po co? - żachnęła się mama. - Chcemy poznać rodziców twojego chłopaka. To takie dziwne?
  ...
  ...
  ...
 Zawiesiłem się na trochę dłużej niż chwile. A tak serio to siedziałem z otwartą na całą szerokość gębą i wybałuszonymi oczami, nie mogąc się nawet ruszyć. Kagami chyba też miał problem z opanowaniem szoku. Zaraz potem wstał powoli, pożegnał się i wyszedł. Spojrzałem na swoich rodziców. Oni spojrzeli na mnie. Znów zaczęło padać.
  -Leć za nim. Co zrobisz jak mi się Taiga przeziębi? Kto się będzie nim opiekował? Ja zostać nie mogę, a pod twoją opieką go nie zostawię - powiedziała, szturchając mnie stopą w ramie. Nie no, dzięki za wsparcie, mamo. Posłuchałem rady pięknego mędrca (tak, moja matka jest piękna i co?) i w maksymalnym tempie nałożyłem buty. W dupie miałem to, że zmoknę. Co jeśli jakiś zboczeniec dorwie mojego Kagamiego? Nie mogłem pozwolić na to, żeby  moją żonę dręczyły jakieś inne zboczeńce. Tylko ja mogę. 
  Pobiegłem do parku. Taiga nie jest przecież takim debilem i na pewno nie poszedł do swojego mieszkania, bo byśmy to usłyszeli. Znalazłem go na tej samej ławce, na której tydzień temu wyznał mi, że jest głodny. Spytałem czy już trochę ochłonął. Kiwną głową, ale wiedziałem, że nie jest najlepiej. Moja rodzinka, cała, bez wyjątków, jest strasznie szczera i bezpośrednia. Bo po co owijać w koc skoro i tak wiadomo, że w środku jest miecz? Ale Kagami to bardzo delikatne stworzonko. Ogromne, umięśnione, posiadające bardzo fajny tyłek i potworowate czasami, ale nadal delikatne. 
  -Jest u ciebie Alex? - spytałem po chwili. Pokręcił głową, mówiąc, że to balonowe babsko uwielbiające przerywać seksy wyjechało dwa dni wcześniej. Mimo gwałtownych protestów Kagamiego, wziąłem go na ręce. - Przestań wierzgać, bo cię zgwałcę. I tak tu nikogo nie ma. - warknąłem. Uspokoił się i pozwolił mi udawać księcia na czarnym koniu ratującego swoją białą księżniczkę. 
  Wbiliśmy cichaczem  do jego mieszkania i usiedliśmy jak najdalej od ściany dzielącej nasze domy. Taiga wyjął komórkę i zadzwonił do swoich rodziców. I kiedy tak z nimi rozmawiał, przeżyłem kolejny szok. 
  -Co? A. No tak. Tak jak powiedziałem. Rodzice mojego chłopaka chcą was poznać - zaśmiał się cicho. - Będziecie już dziś wieczorem? Świetnie. Nie. Nie ma problemu. Im szybciej tym lepiej. 
  Po tych słowach rozłączył się i oznajmił mi, że na kolacji będą dwie dodatkowe osoby. 
  -Ale.. Czekaj. Czemu tak? - jąkałem się. - Miałeś depresje, że moi rodzice się dowiedzieli, że jesteśmy razem, a twoi wiedzą?! - zawołałem. Szok pierwszego stopnia naukowego jebnięcia. Borze, z kim ja się żem związał?!
  -To nie tak. Oni wiedzieli od dawna, jeszcze od czasu kiedy zacząłem umawiać się z Kuroko. Po prostu jakoś tak mi dziwnie z myślą, że sami się domyślili. Myślałem, że ty im powiesz i przedstawisz jakoś tak fajnie, no ale stało się - zarechotał głupio. Trzepnąłem go w łeb i chwyciłem za przedramię. Pociągnąłem do swojego mieszkania desperacko wyrywającego się Taige. Czy na wszystko co ważne, będę go musiał ciągąć go w ten sposób? Do ołtarza też? Oszczędźcie mi tego, błagam. 
  -Wróciliśmy! - wrzasnąłem od wejścia. Kagami zapierał się nogami, rekami, brwiami, żeby tylko nie wciągnąć go do salonu. Mimo to i tak mi się udało. Bo czego to ja nie potrafię zrobić. Stanęliśmy przed moimi rodzicami, ja dumny z siebie, a Kagami jakiś taki skulony w sobie. Zanim ktokolwiek zdążył otworzyć japę, wkroczyłem ja. - Mamo, wysoki sądzie.. Oto mój wybranek serca Kagami Taiga. Przed dwoma miesiącami dowiedziałem się, że wole słupy od jaskiń. Jeśli chodzi o jego brak cycek to mi to nie przeszkadza, póki ma ten swój zjawiskowy tyłeczek. Jakieś pytania? - wyszczerzyłem się dumny ze swojej pięknej przemowy. Moja żona skuliła się jeszcze bardziej, a matka ledwo powstrzymywała się od śmiechu. 
  -Kiedy byłaby możliwość poznania twoich rodziców Kagami? - zwrócił się do żoneczki. Taiga mruknął, że przyjadą na dzisiejszą kolacje i umknął do kuchni pod pretekstem przygotowywania dań dla wszystkich, a ja zostałem z rodzinką w salonie.
  -Jak wy żeście się o tym dowiedzieli? - spytałem tak cicho jak mogłem.
  -Myślisz, że naprawdę nie było nic widać przez szybę w drzwiach kuchni? - sarknęła moja matka. - Poza tym.. To było trochę dziwne. Znikaliście zawsze razem. No i tropem był też twój wzrok. Wyglądałeś, jakbyś chciał go zgwałcić tu i teraz.
  -I tak było - powiedziałem bez namysłu. Tata zaczął zwijać się ze śmiechu, a ja i mama pogadaliśmy jeszcze trochę. Jak się okazało, nie trochę, tylko od groma czasu, bo kiedy akurat dyskutowaliśmy o tym, jak ważne jest, żeby umieć swój piekarnik, ktoś zapukał do drzwi. Zamarłem. Za oknem ciemno jak w u mnie dupie. Kurde. To chyba moi teściowie. Wstałem  i otworzyłem drzwi, a przede mną wyrosło coś podobnego do olbrzyma. Szczena mi opadła. Gościu był wyższy od Murasakibary. Ludzie, czemu tylko ja jestem takim kurduplem? Oh. No tak. Bo jestem zajebisty. Przed giganta wyskoczyła damska kopia Kagamiego. Co zabawniejsze nie mogła mieć więcej niż 165 cm wzrostu.
  -Dzień dobry. Państwo to rodzice Tai... Kagamiego, tak? - wydusiłem, a gigant kiwnął głową. Zaprosiłem ich do środka i przedstawiłem swoim rodzicom informując, że razem z Taigą będziemy nakrywać do stołu. W rzeczywistości po prostu spierdoliłem do kuchni i w tym swoim pedzie o mały włos nie zabiłem Kagamiego.
  -Dzięki bogu i innym szatanom, żeś nie urósł tak wielki jak twój ojciec - powiedziałem śmiertelnie poważnie, trzymając go za ramiona. Taiga prychnął, po czym serio zaczęliśmy nakrywać do stołu. Zwołaliśmy rodzinki i zaczęło się coś czego nienawidzę. Pytania. Dużo pytań. Lawina pytań. Ja tylko siedziałem i jadłem, ale musiałem też słuchać. A było o czym. Dowiedziałem się, że mama Kagamiego jest fryzjerką, a ojciec (uwaga, uwaga) kucharzem. Myślałem, że wypluję wszystko na twarz mojej rodzicielki przy udanym ukryciu ataku panicznego śmiechu. Nigdy bym nie pomyślał, że ten gigant (mój teść, sorry not sorry) może być kimś takim. Rozwaliło mnie to wewnętrznie, gniłem i mnie wywiało razem z polem sałaty.
  Po kolacji wszyscy usiedliśmy w salonie i rozmawialiśmy. No.. Znaczy oni rozmawiali. Ja jak zwykle siedziałem cicho. Mmm. Ciekawiło mnie kiedy oni wszyscy zabiorą stąd swoje tyłki. Jedyny tyłek jaki chce, żeby został to ten Kagamiego. O Borze. Taiga. Teraz. Chcę go.
  -Aomine - zwróciła się do mnie mama Kagamiego. Spojrzałem na nią zdezorientowany. Do niej nie mogłem cisnąć swojego ulubionego spojrzenia pt. 'Przeszkodziłaś mi myśleć, szmato'. Nie mogłem. Nie wypada tak. Nie do przyszłej teściowej. - Co się stało? Czemu się nie odzywasz? - spytała lekko smutna. Szok, niedowierzanie. Mały kotek. Jak Taiga kiedy za coś przeprasza. O Buddo, rozpływam się.
  -Nic się nie stało, proszę pani. Głowa mnie lekko boli - skłamałem. Uuu. Jestem niegrzeczny. Nie wolno kłamać. Głowa mnie nie bolała. Ona mnie napieprzała jak walony jakiś mutant o szybę w laboratorium. Czułem, że jutro nie wstanę z łóżka, choćby mnie wołali na obiad. No.. Może byłoby spoko, gdyby Kagamiemu zachciało się trochę pomiziać.. Nawet się nie spostrzegłem, kiedy minęły trzy godziny. Giry mi zdrętwiały, a jak wstałem, to miałem wrażenie jakbym miał miliony cycek zamiast nich. Poszedłem odprowadzić do drzwi całą czwórkę, która w trzy godziny z nieznajomych zamieniła się w nierozłączne towarzystwo. Kiedy wyszli, Kagami na chwile poszedł do siebie. Rozłożyłem się na łóżku i myślałem. Kurde. Mój ojciec i matka Kagamiego są tacy sami. Moja matka i ojciec Taigi to ta sama sytuacja. Każdy z nas znalazł swojego best friendsa. Ja mam Kagasia i jego tyłek. Kurde. Czy moje powieki zawsze były takie ciężkie?


  Obudził mnie brak powietrza. Otworzyłem usta, ale zaraz potem je zamknąłem. Co za debil rozpalił mi w gardle ognisko?! Podniosłem się do pozycji siedzącej. Pizgało złem. Bardzo pizgało złem. Wyobraziłem sobie trzęsące się na wybojach cycki Momoi. Właśnie tak teraz pewnie wyglądałem. Zaraz potem dobudził mnie okropny ból głowy. I nie tylko głowy, bo napieprzało mnie wszystko po równo. Zabiję kiedyś te deszcze i burze. Koło łóżka znalazłem wydzielone leki i karteczkę, z której wynikało, że Taiga wyruszył już do pracy, a moje śniadanko i przekąski czekają w lodówce. Machnąłem ręką na jedzenie (chyba pierwszy raz w życiu), łyknąłem leki i znów walnąłem się na łóżko. No to co? Czas pomyśleć o zaręczynach i hajtnięciu się z moim Bogiem Tyłków. Nie, żeby coś, ale... Kuźwa. Ta choroba wyzwoliła we mnie normalnego człowieka. Klękajcie narody i żałoba ogólnoświatowa kobiet. Oświadczam oficjalnie, że zamierzam się ustatkować i być wiernym Bogu Tyłków. A jak ktoś spróbuje zabrać Kagamiego, to zajebie na miejscu. Taiga to mój bober i nikt nie ma prawa go ruszać.
  Dobra. Odbija mi. Ale to o tych zaręczynach i prowizorycznym ślubie to ja tak na serio. Spojrzałem w sufit. Wstałem i chwiejnym krokiem przeszedłem przez pokój. Zerknąłem w kalendarz, a potem na zegarek. Dobra. Może się wyrobię. Za jakąś godzinę Kagami miał być w domu. Przejrzałem zawartość dość wypchanego portfela. Wspomniałem ostatnio matuli, że myślę o zaręczynach, a ona dała mi od chuja hajsu na pierścionek. Prychnąłem cicho. Miałem niecałą godzinę. Jeśli nie uda się dziś, to następna okazja będzie dopiero za rok. Chwyciłem ciepłą kurtkę i wybiegłem z domu. Najpierw jubiler (pierścionek skądś muszę wziąć, ni?), potem nasza ulubiona knajpa (żarło na wynos mieli boskie), a potem dom, a w domu łazienka. Musiałem się ogarnąć trochę, bo tak to ja mogę wyglądać na co dzień, ale nie w naszą szóstą rocznice, w którą mu się oświadczę.


The End

***

Koniec trzeciej i ostatniej części Aho i Baka.
No i świetnie.
Znowu mi nie wyszła komedia, tylko denny romans. D:
Zabijcie mnie plz.
Kiri.
Proszę. czyń honory.
Zabij mnie.
Chociaż po mojemu i tak jest lepsze niż wcześniejsze. XD
Dobra.
Ocenę zostawiam wam.
Poprawione?
Poprawione.
Ważne, że nie drama. XD
Lece oglądać One Piece.
Miłej przerwy świątecznej.
A teraz małe hokus-pokus i koniec.
Idę umierać na zapalenie płuc i zatok.
I na naderwane mięśnie pleców.
Serio mnie zabijcie, proszę.
(Myślę nad kolejnym AoKaga, ale to sekret.)
Papa. :3

4 komentarze:

  1. ja tu schodzę - głównie ze śmiechu - zajebioza :D Crevan

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć! :D
    Dziś znalazłam Twojego bloga i muszę Ci podziękować! To opowiadanie dostarczyło mi wiele frajdy i nie pozwoliło mi ma nudę :D Nie martw się tym, że nie masz komentarzy. Czytelnicy są po prostu leniwi :D
    Chciałabym zobaczyć jak Aomine i Kagami będą radzili sobie jako małżeństwo. Może napisz dodatkowy rozdział o ich wspólnym życiu? :))
    Zabieram się do czytania innych Twoich opowiadań ^_^
    Pozdrawiam i życzę weny :*
    Magda

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja umieram ze śmiechu 😂 Ale romansik też niezły 😏 szkoda że nie ma oświadczyn T^T

    OdpowiedzUsuń
  4. Ludu, to jest zajebiste! I love it, i love it, i love it i chuj z tym. Aniele, zakochałam się w twojej twórczości. Muszę obczaić resztę bloga i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś weźmiesz się za Aokage, bo ta seria to wykurwiście świecąca perełka. Uwielbiam opowiadania z Aomine, bo on ma zawsze genialne teksty, ale ty sprawiłaś, że Aomine przekroczył skalę zajebistości według Aomine na 100000000000/10. Skąd ty kurde balans bierzesz takie zarąbiste teksty? Dochodzi północ, a ja przez całego opka ryłam się jak pojebana i prawie pół tekstu mam zapisane w notatkach jako zajebiste. Bijesz wszystko. Z całą pewnością jedna z najlepszych historii z KnB, jakie czytałam. Jeżeli nie ze wszystkich. Szacun i pisz dalej, bo jesteś w tym tak kurewsko dobra jak Aomine we... wszystkim. Taka zajebistość może być przecież tylko jedna.
    Jakby ktoś nie zauważył, lubię w opowiadaniach Daikiego. ;)
    Dzięki i do usłyszenia
    Libria (której nigdy nie chce się logować)
    (Albo raczej teraz się zachciało, bo nie mogła tego wysłać z anonima, więc wbiła na kompa i się natyrała. Masz i się ciesz, ewentualnie doceń, wielb na klęczkach, takie tam ;P)

    Baj ;*

    OdpowiedzUsuń