piątek, 20 czerwca 2014

Aho i Baka III (Aomine x Kagami - Kuroko no Basket)

no dobra.
miało nie być trzeciej części, ale się dla Kiri poświęcę i napiszę dalej xD
to czo?
dedykacja.


Dedekejszon for Kiri.
Ciesz się xD

***

  Dwa dni temu zabujałem się w Taidze, wczoraj przyznałem się do pełnoprawnego pedalstwa, a teraz mam chęć na tyłek czerwonokudłego faceta, który jest taki zgrabny, piękny, seksi i w ogóle to chyba osmy czy który cud świata.
...
  Tak, to normalne.
 Powróćmy zatem do mojego teraźniejszego położenia. Położenia w sensie dosłownym. Leżałem sobe pod Taigą. Nie, to nie las. To mój wybranek ma tak dziko na imię. Trochę jak baba, ale to on jest kobietą w tym związku. 
  Kurna, się zamyśliłem, a takie fajne rzeczy się dzieją. Otóż nade mną nachyla się właśnie mój wybranek z piękną miną, okazującą jego zainteresowanie mną. Patrzy na moją twarz i zbliża się powoli. Ej, cholera. On nie umie sobie z tym radzić czy jak?
  -Już wiem czemu ci Kuroko uciekł - warknąłem, kładąc dłonie na jego barkach. Zdziwiony Kagami przez chwilę chciał dostać okresu i powiedzieć, że go głowa boli, ale zrezygnował. A zrezygnował, bo jestem zajebisty. Wracając do tematu... Przekręciłem się tak, że teraz Kagami leżał na łóżku, a ja nachylałem się nad nim.
  -Niby czemu mi 'uciekł'? - Taiga rzucił mi wyzywające spojrzenie.
  -Bo jesteś zbyt słodki na bycie górą w związku - warknąłem, gryząc jego ucho. Przejechałem dłońmi po jego brzuchu. O Matko Koszykarska. Trafiła mi się najlepsza żona jaka mogła. Już chciałem zdjąć mu spodnie i zobaczyć jego tyłeczek w pełnej okazałości.. Chciałem, ale nie przewidziałem jednej rzeczy. Taiga może z kimś mieszkać.
  -Taiga! Wróciłam! Przepraszam, że tak późno, ale spotkałam jeszcze Tatsuyę i ... - urwała widząc naszą dwójkę na łóżku, mnie wiszącego nad Kagamim i Kagamiego leżącego pode mną.
  -Cześć Alex - powiedział speszony. Alex? To nie jest przypadkiem jego trenerka z Ameryki? To czemu on z nią mieszka? Zdrada! Wbiłem wkurzone spojrzenie w kobietę. Jeszcze dwa dni wcześniej wariowałbym widząc jej cycki, ale teraz mam Taigę i chciałbym się z nim pomiziać! Żadnych Aleksów mi do tego nie trzeba, więc wypad z baru! - Aomine, zejdź ze mnie. Proszę - szepnął Kagami. Posłusznie zrobiłem co mi kazał. Co miałem zrobić? Zignorować to i dalej się do niego dobierać, narażając się na focha mojej żony? Kurde. Nawet nie jesteśmy małżeństwem, a ja już wiem, co będę musiał przeżywać. 
  Taiga pożyczył mi jedną ze swoich koszulek i sam też się ubrał. Zaraz po tym popełzłem za Kagasiem do salonu, gdzie z założonymi rękami czekała na nas blondynka-trenerka.
  -Ja.. Ja ci to wszystko wytłumaczę, Alex - wyszeptał przerażony Kagami, siadając na kanapie. Rozwaliłem się obok niego i cisnąłem tej całej Alex moje super-duper wkurzone spojrzenie pod tytułem 'Przerwałaś mi seksy, szmato'. 
  -Nic mi nie musisz tłumaczyć. Przecież wiem, że jesteś homo, więc nie denerwuj się. Za pierwszym razem widziałam więcej - zaśmiała się. Momentalnie się spiąłem. Widziała jak Kagami uprawia seksy z Kuroko. Nic tylko wynaleźć wymazywacz przeszłości. - No to... Może przedstawisz mi prawidłowo swojego... chłopaka?
  -Dobra. To jest Aomine Daiki z Akademii Too. Pozycja mocny skrzydłowy. Coś jeszcze? Chyba nie - Taiga podrapał się po karku. Chcę go.
  -Jestem Alex Garcia. Miło mi poznać tak silnego zawodnika - wyciągnęła do mnie rękę z uśmiechem. Zrobiłem to, co nakazywały dobre maniery. Uścisnąłem wyciągniętą ku mnie dłoń. 
  -Taa.. Mi też jest miło - a raczej byłoby, jakbyś nam nie przeszkodziła! Chcę go.
  -No więc chłopcy.. Co macie zamiar dziś robić? - spytała jakby nigdy nic. Popatrzyłem na Taigę, Taiga popatrzył na mnie. Uśmiechnąłem się. Lepiej nie mówić, co ja mam w planach. 
  -Aomine. Chodźmy się przejść. Do parku - powiedział Kagami podrywając się nagle i wyszedł szybkim krokiem z salonu.
  -Do widzenia! - zawołałem rozbawiony, wybiegając za moją żoną, która już czekała w otwartych drzwiach mieszkania. Chwyciłem swoje buty w rękę i na boso przebiegłem do swojego domu. Kagami podążył za mną, śmiejąc się z mojej miny. Nie spodziewałem się, że będzie aż tak pizgało złem. Zimnica taka, że jaja zamarzają. A jeszcze wczoraj było gorąco. Tak trochę co się dzieje.
  -Mówili, że ma dzisiaj padać. Zostańmy w domu - powiedział Taiga, zdejmując koszulkę. Uśmiechnąłem się lubieżnie. - Mogę skorzystać z twojej łazienki? Chcę się umyć - zawołał z końca korytarza. 
  -Oczywiście. Idę z tobą - wymruczałem pojawiając się za jego plecami. Podskoczył przestraszony, ale chwilę potem bez żadnego jojczenia dał się wepchnąć do łazienki.
  I tak mniej więcej wyglądał nasz następny miesiąc. Odprowadzałem Taigę pod szkołę, żeby mi go żaden gwałciciel nie wydupczył, szliśmy na lekcje, wracaliśmy osobno do domów, wychodziliśmy razem na boisko pograć w kosza, codziennie spaliśmy razem (częściej u mnie, bo u żony mieszka teściowa) i było świetnie. Pewnego deszczowego poniedziałku siedziałem sobie spokojnie przed telewizorem, czekając aż moja żonka wróci ze szkoły i zrobi mi obiadek (codziennie mogłem patrzeć na Taigę w fartuszku. Niebo albo i wyżej). Cierpliwie czekałem, bo czasem jego trenerka przedłuża trening. Kiedy spojrzałem na zegarek, dostałem nagle ciężkiej kurwicy. Trzy godziny spóźnienia. Tak być nie może. Zacząłem się martwić. Złapałem komórkę i wyzywając chmury złośliwie sikające na mnie z góry, wybiegłem z mieszkania. Z telefonem przy uchu, biegłem w stronę liceum Kagamiego. Nagle usłyszałem szept. Zatrzymałem się gwałtownie.
  -Taiga! Gdzie jesteś?! - wrzasnąłem chcąc przekrzyczeć szum deszczu. 
  -Aomine.. Jestem.. Wracam ze szkoły. Zaraz będę - powiedział słabo. I się rozłączył. Rozłączył się! Tak się nie robi, jak się ktoś martwi!
  Ruszyłem z kopyta przed siebie, rozglądając się za charakterystyczną, czerwoną czupryną. Kiedy w końcu ją zobaczyłem, pośliznąłem się i wpadłem mordą w kałużę. Nie ma co. Nigdy więcej biegania po trawie. Wstałem i pobiegłem do mojej żony. Siedział na ławce ze zwieszoną głową i wpatrywał się w swoje adidasy. 
  -Kagaś! Nigdy więcej mi tak nie rób! Dzwoń jak chcesz się spóźnić! - zawołałem, kucając przed chłopakiem. Spoważniałem, kiedy podniósł głowę. Był blady, bardzo blady. - Ej, co ci jest?
  -Powiem ci. To jasne, że ci powiem, ale mam prośbę. Nie śmiej się ze mnie, dobra? - powiedział, a raczej wyszeptał. Pokiwałem głową tak energicznie, że mi mało nie odpadła. Ja mam się z mojej żonci śmiać? Jeśli ktoś jej coś zrobił, to rzucę na pożarcie Momoi. Co jak co, ale ta cycata lesba potrafi zjeść chyba wszystko. Zarechotałem jak głupi słysząc swoją własną myśl. Kagami spiorunował mnie wzrokiem. Kurde, przestań, bo się usmażę. Sytuacja wymagała poważnej miny, wiec przybrałem maskę pokerzysty. Dawaj misiek, biorę wyznanie na klatę.
  -Ej. Kagami. Gadasz czy nie? Równie dobrze możemy pogadać w domu - powiedziałem głośno. Zaraz potem gdzieś niedaleko pierdolnął piorun. No to, kuźwa, świetnie. Już miałem zamiar wziąć księżniczkę na swe męskie ramiona i brać dupę w troki, ale księżniczka się uczepiła, że chce mi to powiedzieć teraz. No cóż.. Mario musi cierpieć dla swojej księżniczki. Taiga w różowej sukience. O nie mogę! Ruchable.
  -Aomine, tylko serio. Proszę. Nie śmiej się - lamentował Kagami. Obiecałem, że nie będę. A w myślach dodałem, że jeśli to będzie coś serio głupiego, to będę się zalewał aż zdechnę. Taiga przełknął ślinę głośno. Oj, żebyś ty tak co innego przełykał, kocie. Dobra, starczy żartów. Kagami serio źle wyglądał i mnie to trochę niepokoiło. - Mam dziś strasznego pecha. Na odpytywaniu mi się dostało przez to, że Kuroko źle mi podpowiedział. Potem nie mogłem znaleźć moich koszykarek przed treningiem. Wywalałem się na korytarzu miliony razy dzisiaj, ale najgorsze było to, że... że... - zapowietrzył się, a po chwili wybąkał wreszcie o co mu chodziło. -  Razem z moimi butami, zostawiłem swój portfel i nie mogłem zjeść moich hamburgerów. Jestem głodny.
  Padłem, nie wstaję i pokłony oddaję. Oh. Przy okazji tego, że padłem, to się jeszcze trochę poturlam. Matko, ale Kagami potrafił mieć problemy. O masakra. Miażdżyły mnie czasami jak cycki Momoi kiedy mnie przytulała, serio. Siedzi na ławce w parku, patrzy sobie na buty, naokoło niego rozpierdol jakby jakiś bożek zaczął ryczeć przy dennym romansidle, a to tylko dlatego, że nie mógł zjeść hamburgera. Zaniemogłem. Przestałem wierzyć w normalność już dawno temu, ale jak widać, jeszcze nie wszytko widziałem, słyszałem i przeleciałem. Rechocząc hardo w duchu, złapałem żonkę za ramie i pociągnąłem za sobą. Skoro do życia Taigi potrzebne hamburgery, to je dostanie. Zazwyczaj drzewa potrzebują powietrza, wody i słońca, ale akurat moje drzewko jest inne. Kiedy szliśmy powoli chodniczkiem, ludzie patrzyli na nas zdziwieni. Tak, wiem.. Tak dwie zajebiste osoby w jednym miejscu, o jednym czasie i trzymające się za ręce to za dużo dla ich małych mózgów. A może patrzyli, bo nie mieliśmy parasolki, a lało jak... no po prostu bardzo padało, okej? 
  Weszliśmy do knajpy i wszystkie oczy na nas. Przemoczeni, lało się z nas, a my (przynajmniej ja, nie wiem jak Kagami) rżeliśmy jak kobyły. I jak zwykle, wyznając zasadę trzech "Z" (zamówić, zjeść, zamknąć drzwi) szybko ulotniliśmy się z zatłoczonego miejsca. Co jak co, ale zajebistość potrzebuje miejsca, a w lokalu akurat tego nie mieli na zbyciu. Ruszyliśmy wolnym galopem w stronę domu. Kiedy drzwi się za nami zamknęły, mój mózg doznał olśnienia. Przecież padało. (no shit, my brain) Kagami. Plus mokre ciuszki. O Matko Boska Koszykarska. Pognałem do łazienki i otworzyłem drzwi. Tak. Wiedziałem, że to dobry trop. Może powinienem zostać detektywem? Detektyw Aomine Daiki. Mmm. Taiga byłby dumny. No nie ważne. Są sprawy ważne i ważniejsze. I ważniejsze. A sprawą ważniejszą od najważniejszej był teraz mokry Taiga w ciuszkach tak samo mokrych jak on sam. O matulu i nieliczni, którzy gdzieś tam modlą się o moje szczęście. Dziękuje. Byłem blisko, coraz bliżej dotknięcia pięknie zarysowanego tyłeczka Taigi, gdy nagle zabrzmiał dzwonek do drzwi niczym gong dający znak katowi, by uciął głowę skazańcowi. ... Ej. Serio. Po co ja te filmy z Taigą oglądam? Mniejsza z tym. Oglądam, bo prosi, a jak prosi, to jest słodki, a jak jest słodki, to może zabić. Poszedłem, a raczej powlokłem się do drzwi. 
  -Czego? - warknąłem otwierając je zamaszyście. Spojrzenie zimne jak dopiero co wyjęty z zamrażarki kotlet mogło zabijać. Pożałowałem swoich wszystkich grzechów, które pamiętałem. Natychmiast nabrałem ochoty na spowiedź. Czułem, że śmierć jest blisko. Oczy mojej matki były straszne. 
  -Cześć Daiki. - powitał mnie uśmiechnięty ojciec. W normalnej sytuacji byłbym szczęśliwy. Rodzinka przyjechała mnie odwiedzić, wszystko jest super. Byłbym szczęśliwy, gdyby nie to, że w moje łazience mył się teraz mój chłopak. Gdyby to jeszcze była dziewczyna, to staruszek mógłby jakoś matule ugłaskać, bo mnie dobrze rozumie. Ale to jest facet. Nie ma dwóch dziur. Ma jedną plus kutasa. O straszny. Co ja mam robić? Nie bałbym się, gdyby nie to, że oni mogą mnie stąd przymusowo zabrać. I co wtedy beze mnie zrobi moje tygrysie małe? 
  -Cześć. Co wy tu robicie? - zapytałem. No cóż. Jestem istnym geniuszem.
  -Jesteśmy tu, żeby sadzić ziemniaki - warknęła mama. Wiem już po kim jestem tak zajebisty. Zaprowadziłem rodziców do salonu i powiedziałem, że zrobię im herbatę. Mama rzuciła się w moim kierunku i zaczęła zarzucać pytaniami czy się dobrze czuje, czy nic mi nie jest, czy nie mam przypadkiem gorączki. Ledwo opędziłem się od macek ośmiornicy, a ona już była zła. - Ja też czasem potrafię być miły, wiesz? - sarknąłem odchodząc w iście zajebisty sposób. Oczywiście wstawiłem wodę na herbatę, ale zaraz potem usiadłem w kuchni i zacząłem wymyślać wymówki. Moja mama jest inteligentna, nie da się zwieść tanimi sztuczkami. Trzeba było kogoś takiego jak ja, żeby coś jej wmówić i kogoś takiego jak ojciec, żeby ją udobruchać. Tylko, że ojca teraz po swojej stronie nie mam. Czas uwolnić swoją szarmancką część zajebistości. Usłyszałem, że Taiga wychodzi z łazienki. W trybie superninja zaciągnąłem go do kuchni i wyjaśniłem sytuacje. Składanie zdań trochę mi nie szło, bo ślina ciekła mi z pyska na widok Kagamiego w samych bokserkach, ale w końcu zrozumiał o co chodzi. Szybko spieprzył do mojego pokoju się ubrać w moje ciuchy. Herbata zalana, tryb madafaka gentelman włączony.. Nic tylko dać się pożreć teraz rodzicom. Wszedłem do salonu, a zaraz za mną wkroczył Kagami. Przywitał się bardzo kulturalnie i potulnie czekał. Bo to ja tu jestem bogiem i ja wymyśliłem cały plan. 
  -To jest Kagami Taiga, mój bardzo dobry przyjaciel. Ciota, zgubił klucze od mieszkania, a że jestem bardzo dobrym przyjacielem to użyczyłem mu swojej łazienki i ciuchów - wypaliłem rozkładając ręce bezradnie, jakbym wcale nie mógł nic na to poradzić. Rodzice przez chwile się nie odzywali. Czyżbym wyczuwał zwątpienie w oczach mej matki? 
  -No nieźle, Daiki - powiedział wreszcie ojciec. - Myślałem, że jesteś niezdatny do życia w społeczeństwie, nie mówiąc o zakumplowaniu się z kimkolwiek, a tu proszę.. Niespodzianka - zaśmiał się. Moja rodzicielka mu zawtórowała. Nawet Kagami prychnął. A to zdradliwe buraki. Nie lubię buraków.
  -Kagami - wypowiedziałem jego nazwisko z naciskiem. - Chodź ze mną. Zrobimy jedzonko moim rodzicom. 
  Kuchnio, moja oazo. Nikt z mojej rodziny nie potrafił gotować, wiec rzadko kiedy ktokolwiek zaglądał do kuchni bez przymusu. Teraz kuchnia stała się istną oazą dla gejostwa. Zamknąłem drzwi, żeby ani jeden atom się nie wydostał.
  -Wiec.. Co robimy? - spytał Taiga, otwierając lodówkę. O mało nie pieprznąłem łbem o stół. Ale on jest nie domyślny. A tu go przyprowadzam, żeby obmyślić strategie, a ten serio chce gotować. Przykleiłem się do jego pleców i zdecydowałem, że nie puszczę póki nie poczuje realnego zagrożenia. Jak ja przeżyję ten czas bez miziania Taigi?! - Daiki, kochanie, mógłbyś mnie puścić? - rozwarłem ramiona szeroko i uciekłem w kąt. Stwierdzam iż dupczę potwora. - Mieliśmy nakarmić twoją rodzinkę, tak? Wiec łaskawie rusz proszę swój niedoruchany tyłek i mi pomóż.
  Naburmuszyłem się mocno. Dobra. Rozumiem. Nie chce mnie w sobie, to będzie miał mnie przy sobie. Oj tak. Zemsta. Nie będzie miał tak słodko. Kiedy coś robię, to robię to na sto procent. Moja żonka ugotowała jedzonko, a ja nakryłem do stołu. Całą rodzinką usiedliśmy do kolacji. Ja i Kagami, jako wiecznie głodne monstra, mimo zjedzenia kilku hamburgerów przed niecałą godziną, znów wpieprzaliśmy wszystko co się pod rękę nawinęło. O właśnie.. A'propo rąk. Moja jakoś tak niechcący spadła na udo Kagasia siedzącego obok, kiedy odchylałem się na krześle po posiłku. On ledwo ukrył zawstydzenie i chęć mordu. Ja perfekcyjnie zamaskowałem swoją perwersje. Kiedy sprzątaliśmy, 'niechcący' klepnąłem go po tyłku. Naraziłem się na późniejsze niemamacaniabofoch, ale warto było. Wkurzona minka Kagamiego to orgazm dla oczu. 
  -Daiki - zawołała mama z salonu po tygodniu takiego urzędowania. Nawiasem mówiąc przez ten tydzień Kagami wyparł mnie z mojej rodziny. Staruszek lubił go bardziej niż mnie, a mama powiedziała, że zawsze chciała mieć tak dobrą pomoc domową. Dokładnie. Przez ten tydzień, nie dość, że straciłem rodzinę przez swoją własną żoneczkę, to jeszcze mi dom tak wypucowali, że się w ścianie nawet przeglądać mogę. Nie no. Serio mówię. Nawet znajomy pająk się wyprowadził. Smuteczek. Jedynym, co w moim własnym mieszkaniu jeszcze było normalne to... ja. Ale nawet to chcieli mi zniszczyć. Chcieli zepsuć mi mój piękny, artystyczny nieład na głowie, a mama zrobiła mi wykład na temat tego, że w liceum muszę golić się regularnie. Wtedy to spojrzałem w lustro i mało nie zszedłem na zawał. Z lekkim zarostem jestem jeszcze bardziej zajebisty. Nie to co Taiga. Taiga nie miał zarostu. On miał koper, który mój ojciec kazał mu zgolić. Dobrze zrobił, polać mu. No dobra. Starczy wspominek z tego tygodnia. Wróćmy do teraźniejszości. Moja matka wołała mnie z salonu. A ja stałem sobie w kuchni przyciskając Kagamiego do stołu i całując mu brzuch. Wywróciłem oczami. Lepszego czasu sobie wybrać nie mogła. Westchnąłem ciężko i ruszyłem ku drzwiom. Taiga w tempie ekspresowym nałożył koszulkę i odwrócił się do mnie plecami, udając, że szuka czegoś w lodówce. - Weź ze sobą Taige. Proszę cię bardzo o to, mój ukochany synu - dodała zanim zdążyłem przekroczyć próg kuchni. Gały mi z orbit wyleciały. Od kiedy moja matula się tak do mnie zwraca? Zwykle było po imieniu albo 'debilu', a tu nagle wyjeżdża mi z 'ukochanym synem'. Porozumiałem się z Kagamim wzrokiem. Coś było nie tak i nawet taki cymbał jak on to wiedział. A wiec ruszyliśmy tyłki i powlekliśmy się do salonu na ścięcie, chociaż nawet nie wiemy co się dzieje. Usiedliśmy na ziemi przed sofą, na której spoczywał sędzia najwyższy (mój ojciec) i kat (moja matka). 
  -Co jest? - spytałem, próbując grać wyluzowanego. Tak. Luźno wyszło. Bałem się swojej matki i mi wyszło luźno. Będzie luźno. Zaraz. W gaciach. Tylko jeśli nie przestanie się tak na mnie patrzeć, a na to się nie zanosiło. 
  -Wiec.. Nie wiemy z matką od czego zacząć - powiedział ojciec drapiąc się po karku. O. Już wiem po kim to mam. - Cóż... Chcielibyśmy poznać rodziców Kagamiego.
  -Po co? - zdziwiłem się szczerze. Spojrzałem na Kagamiego, a ten wzruszył ramionami. Mój mózg zaczął pracować (muszę sobie zapisać w kalendarzu, żeby świętować to co roku). Po co im poznawanie rodziców kogoś, kogo mają za najlepszego przyjaciela swojego syna? Kurde. Chociaż... Może to i normalne w jakiś sposób jest..
  -Jak to po co? - żachnęła się mama. - Chcemy poznać rodziców twojego chłopaka. To takie dziwne?
  ...
  ...
  ...
 Zawiesiłem się na trochę dłużej niż chwile. A tak serio to siedziałem z otwartą na całą szerokość gębą i wybałuszonymi oczami, nie mogąc się nawet ruszyć. Kagami chyba też miał problem z opanowaniem szoku. Zaraz potem wstał powoli, pożegnał się i wyszedł. Spojrzałem na swoich rodziców. Oni spojrzeli na mnie. Znów zaczęło padać.
  -Leć za nim. Co zrobisz jak mi się Taiga przeziębi? Kto się będzie nim opiekował? Ja zostać nie mogę, a pod twoją opieką go nie zostawię - powiedziała, szturchając mnie stopą w ramie. Nie no, dzięki za wsparcie, mamo. Posłuchałem rady pięknego mędrca (tak, moja matka jest piękna i co?) i w maksymalnym tempie nałożyłem buty. W dupie miałem to, że zmoknę. Co jeśli jakiś zboczeniec dorwie mojego Kagamiego? Nie mogłem pozwolić na to, żeby  moją żonę dręczyły jakieś inne zboczeńce. Tylko ja mogę. 
  Pobiegłem do parku. Taiga nie jest przecież takim debilem i na pewno nie poszedł do swojego mieszkania, bo byśmy to usłyszeli. Znalazłem go na tej samej ławce, na której tydzień temu wyznał mi, że jest głodny. Spytałem czy już trochę ochłonął. Kiwną głową, ale wiedziałem, że nie jest najlepiej. Moja rodzinka, cała, bez wyjątków, jest strasznie szczera i bezpośrednia. Bo po co owijać w koc skoro i tak wiadomo, że w środku jest miecz? Ale Kagami to bardzo delikatne stworzonko. Ogromne, umięśnione, posiadające bardzo fajny tyłek i potworowate czasami, ale nadal delikatne. 
  -Jest u ciebie Alex? - spytałem po chwili. Pokręcił głową, mówiąc, że to balonowe babsko uwielbiające przerywać seksy wyjechało dwa dni wcześniej. Mimo gwałtownych protestów Kagamiego, wziąłem go na ręce. - Przestań wierzgać, bo cię zgwałcę. I tak tu nikogo nie ma. - warknąłem. Uspokoił się i pozwolił mi udawać księcia na czarnym koniu ratującego swoją białą księżniczkę. 
  Wbiliśmy cichaczem  do jego mieszkania i usiedliśmy jak najdalej od ściany dzielącej nasze domy. Taiga wyjął komórkę i zadzwonił do swoich rodziców. I kiedy tak z nimi rozmawiał, przeżyłem kolejny szok. 
  -Co? A. No tak. Tak jak powiedziałem. Rodzice mojego chłopaka chcą was poznać - zaśmiał się cicho. - Będziecie już dziś wieczorem? Świetnie. Nie. Nie ma problemu. Im szybciej tym lepiej. 
  Po tych słowach rozłączył się i oznajmił mi, że na kolacji będą dwie dodatkowe osoby. 
  -Ale.. Czekaj. Czemu tak? - jąkałem się. - Miałeś depresje, że moi rodzice się dowiedzieli, że jesteśmy razem, a twoi wiedzą?! - zawołałem. Szok pierwszego stopnia naukowego jebnięcia. Borze, z kim ja się żem związał?!
  -To nie tak. Oni wiedzieli od dawna, jeszcze od czasu kiedy zacząłem umawiać się z Kuroko. Po prostu jakoś tak mi dziwnie z myślą, że sami się domyślili. Myślałem, że ty im powiesz i przedstawisz jakoś tak fajnie, no ale stało się - zarechotał głupio. Trzepnąłem go w łeb i chwyciłem za przedramię. Pociągnąłem do swojego mieszkania desperacko wyrywającego się Taige. Czy na wszystko co ważne, będę go musiał ciągąć go w ten sposób? Do ołtarza też? Oszczędźcie mi tego, błagam. 
  -Wróciliśmy! - wrzasnąłem od wejścia. Kagami zapierał się nogami, rekami, brwiami, żeby tylko nie wciągnąć go do salonu. Mimo to i tak mi się udało. Bo czego to ja nie potrafię zrobić. Stanęliśmy przed moimi rodzicami, ja dumny z siebie, a Kagami jakiś taki skulony w sobie. Zanim ktokolwiek zdążył otworzyć japę, wkroczyłem ja. - Mamo, wysoki sądzie.. Oto mój wybranek serca Kagami Taiga. Przed dwoma miesiącami dowiedziałem się, że wole słupy od jaskiń. Jeśli chodzi o jego brak cycek to mi to nie przeszkadza, póki ma ten swój zjawiskowy tyłeczek. Jakieś pytania? - wyszczerzyłem się dumny ze swojej pięknej przemowy. Moja żona skuliła się jeszcze bardziej, a matka ledwo powstrzymywała się od śmiechu. 
  -Kiedy byłaby możliwość poznania twoich rodziców Kagami? - zwrócił się do żoneczki. Taiga mruknął, że przyjadą na dzisiejszą kolacje i umknął do kuchni pod pretekstem przygotowywania dań dla wszystkich, a ja zostałem z rodzinką w salonie.
  -Jak wy żeście się o tym dowiedzieli? - spytałem tak cicho jak mogłem.
  -Myślisz, że naprawdę nie było nic widać przez szybę w drzwiach kuchni? - sarknęła moja matka. - Poza tym.. To było trochę dziwne. Znikaliście zawsze razem. No i tropem był też twój wzrok. Wyglądałeś, jakbyś chciał go zgwałcić tu i teraz.
  -I tak było - powiedziałem bez namysłu. Tata zaczął zwijać się ze śmiechu, a ja i mama pogadaliśmy jeszcze trochę. Jak się okazało, nie trochę, tylko od groma czasu, bo kiedy akurat dyskutowaliśmy o tym, jak ważne jest, żeby umieć swój piekarnik, ktoś zapukał do drzwi. Zamarłem. Za oknem ciemno jak w u mnie dupie. Kurde. To chyba moi teściowie. Wstałem  i otworzyłem drzwi, a przede mną wyrosło coś podobnego do olbrzyma. Szczena mi opadła. Gościu był wyższy od Murasakibary. Ludzie, czemu tylko ja jestem takim kurduplem? Oh. No tak. Bo jestem zajebisty. Przed giganta wyskoczyła damska kopia Kagamiego. Co zabawniejsze nie mogła mieć więcej niż 165 cm wzrostu.
  -Dzień dobry. Państwo to rodzice Tai... Kagamiego, tak? - wydusiłem, a gigant kiwnął głową. Zaprosiłem ich do środka i przedstawiłem swoim rodzicom informując, że razem z Taigą będziemy nakrywać do stołu. W rzeczywistości po prostu spierdoliłem do kuchni i w tym swoim pedzie o mały włos nie zabiłem Kagamiego.
  -Dzięki bogu i innym szatanom, żeś nie urósł tak wielki jak twój ojciec - powiedziałem śmiertelnie poważnie, trzymając go za ramiona. Taiga prychnął, po czym serio zaczęliśmy nakrywać do stołu. Zwołaliśmy rodzinki i zaczęło się coś czego nienawidzę. Pytania. Dużo pytań. Lawina pytań. Ja tylko siedziałem i jadłem, ale musiałem też słuchać. A było o czym. Dowiedziałem się, że mama Kagamiego jest fryzjerką, a ojciec (uwaga, uwaga) kucharzem. Myślałem, że wypluję wszystko na twarz mojej rodzicielki przy udanym ukryciu ataku panicznego śmiechu. Nigdy bym nie pomyślał, że ten gigant (mój teść, sorry not sorry) może być kimś takim. Rozwaliło mnie to wewnętrznie, gniłem i mnie wywiało razem z polem sałaty.
  Po kolacji wszyscy usiedliśmy w salonie i rozmawialiśmy. No.. Znaczy oni rozmawiali. Ja jak zwykle siedziałem cicho. Mmm. Ciekawiło mnie kiedy oni wszyscy zabiorą stąd swoje tyłki. Jedyny tyłek jaki chce, żeby został to ten Kagamiego. O Borze. Taiga. Teraz. Chcę go.
  -Aomine - zwróciła się do mnie mama Kagamiego. Spojrzałem na nią zdezorientowany. Do niej nie mogłem cisnąć swojego ulubionego spojrzenia pt. 'Przeszkodziłaś mi myśleć, szmato'. Nie mogłem. Nie wypada tak. Nie do przyszłej teściowej. - Co się stało? Czemu się nie odzywasz? - spytała lekko smutna. Szok, niedowierzanie. Mały kotek. Jak Taiga kiedy za coś przeprasza. O Buddo, rozpływam się.
  -Nic się nie stało, proszę pani. Głowa mnie lekko boli - skłamałem. Uuu. Jestem niegrzeczny. Nie wolno kłamać. Głowa mnie nie bolała. Ona mnie napieprzała jak walony jakiś mutant o szybę w laboratorium. Czułem, że jutro nie wstanę z łóżka, choćby mnie wołali na obiad. No.. Może byłoby spoko, gdyby Kagamiemu zachciało się trochę pomiziać.. Nawet się nie spostrzegłem, kiedy minęły trzy godziny. Giry mi zdrętwiały, a jak wstałem, to miałem wrażenie jakbym miał miliony cycek zamiast nich. Poszedłem odprowadzić do drzwi całą czwórkę, która w trzy godziny z nieznajomych zamieniła się w nierozłączne towarzystwo. Kiedy wyszli, Kagami na chwile poszedł do siebie. Rozłożyłem się na łóżku i myślałem. Kurde. Mój ojciec i matka Kagamiego są tacy sami. Moja matka i ojciec Taigi to ta sama sytuacja. Każdy z nas znalazł swojego best friendsa. Ja mam Kagasia i jego tyłek. Kurde. Czy moje powieki zawsze były takie ciężkie?


  Obudził mnie brak powietrza. Otworzyłem usta, ale zaraz potem je zamknąłem. Co za debil rozpalił mi w gardle ognisko?! Podniosłem się do pozycji siedzącej. Pizgało złem. Bardzo pizgało złem. Wyobraziłem sobie trzęsące się na wybojach cycki Momoi. Właśnie tak teraz pewnie wyglądałem. Zaraz potem dobudził mnie okropny ból głowy. I nie tylko głowy, bo napieprzało mnie wszystko po równo. Zabiję kiedyś te deszcze i burze. Koło łóżka znalazłem wydzielone leki i karteczkę, z której wynikało, że Taiga wyruszył już do pracy, a moje śniadanko i przekąski czekają w lodówce. Machnąłem ręką na jedzenie (chyba pierwszy raz w życiu), łyknąłem leki i znów walnąłem się na łóżko. No to co? Czas pomyśleć o zaręczynach i hajtnięciu się z moim Bogiem Tyłków. Nie, żeby coś, ale... Kuźwa. Ta choroba wyzwoliła we mnie normalnego człowieka. Klękajcie narody i żałoba ogólnoświatowa kobiet. Oświadczam oficjalnie, że zamierzam się ustatkować i być wiernym Bogu Tyłków. A jak ktoś spróbuje zabrać Kagamiego, to zajebie na miejscu. Taiga to mój bober i nikt nie ma prawa go ruszać.
  Dobra. Odbija mi. Ale to o tych zaręczynach i prowizorycznym ślubie to ja tak na serio. Spojrzałem w sufit. Wstałem i chwiejnym krokiem przeszedłem przez pokój. Zerknąłem w kalendarz, a potem na zegarek. Dobra. Może się wyrobię. Za jakąś godzinę Kagami miał być w domu. Przejrzałem zawartość dość wypchanego portfela. Wspomniałem ostatnio matuli, że myślę o zaręczynach, a ona dała mi od chuja hajsu na pierścionek. Prychnąłem cicho. Miałem niecałą godzinę. Jeśli nie uda się dziś, to następna okazja będzie dopiero za rok. Chwyciłem ciepłą kurtkę i wybiegłem z domu. Najpierw jubiler (pierścionek skądś muszę wziąć, ni?), potem nasza ulubiona knajpa (żarło na wynos mieli boskie), a potem dom, a w domu łazienka. Musiałem się ogarnąć trochę, bo tak to ja mogę wyglądać na co dzień, ale nie w naszą szóstą rocznice, w którą mu się oświadczę.


The End

***

Koniec trzeciej i ostatniej części Aho i Baka.
No i świetnie.
Znowu mi nie wyszła komedia, tylko denny romans. D:
Zabijcie mnie plz.
Kiri.
Proszę. czyń honory.
Zabij mnie.
Chociaż po mojemu i tak jest lepsze niż wcześniejsze. XD
Dobra.
Ocenę zostawiam wam.
Poprawione?
Poprawione.
Ważne, że nie drama. XD
Lece oglądać One Piece.
Miłej przerwy świątecznej.
A teraz małe hokus-pokus i koniec.
Idę umierać na zapalenie płuc i zatok.
I na naderwane mięśnie pleców.
Serio mnie zabijcie, proszę.
(Myślę nad kolejnym AoKaga, ale to sekret.)
Papa. :3

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Miłość nie zna granic, czyli ff z Naruto

!!!
Na wstępie pragnę uprzedzić, że jest dość duża rozbieżność wiekowa między bohaterami.
Wiek jest zmyślony, a relacje między bohaterami odrobinę różnią się od tych z anime.
!!!

---------------------------------------------------------------------------

Madara x Sakura z dedykacją dla Kiri-chan, 
mojej mistrzyni od AoKaga ♥

  

**************************

  -Witam wszystkich moich ukochanych uczniów w Konoha High School! - zawołał radośnie srebrnowłosy mężczyzna stojąc na podium. - Nasza szkoła została utworzona rok temu, a ja dostąpiłem zaszczytu piastowania stanowiska dyrektora tejże placówki!
  Podczas przydługiego, trwającego już ponad pół godziny, monologu Hatake-sensei, rozglądałam się zaciekawiona po sali. Wśród nauczycieli siedzących przy drzwiach ujrzałam przystojnego, czarnowłosego mężczyznę o poważnym wyglądzie i głupkowato uśmiechającego się blondyna. Oboje wyglądali na mniej więcej dwadzieścia sześć lat. Resztę nauczycieli już znałam. Na miejsce naszej wychowawczyni, Kurenai-sensei, która w tamtym roku zaszła w ciążę, miał przyjść jakiś nowy nauczyciel. Skrycie modliłam się, żeby jej miejsce zajął ten niepoprawnie wesoły blondyn. Tacy jak on zawsze są bardziej pobłażliwi i przymykają oko na niezbyt właściwe zachowanie. Zastępcą wychowawcy miał być Iruka-sensei i to się akurat nie zmieniło.
  -Ej, Ino. Widziałaś jak Kiba patrzy na tą nową z pierwszej klasy? Oczu od niej nie odrywa - wyszeptałam do swojej najlepszej przyjaciółki, blondynki o niebieskich oczach i niezdrowym zamiłowaniu do fioletu. 
  -To prawda, to prawda. Ale przyznaj, że urody nie można jej odmówić - zachichotała Ino. W tym momencie Hatake-sensei zakończył apel i wszyscy rozeszliśmy się do swoich klas.
  Myślę, że to dobra chwila na przedstawienie się. Nazywam się Sakura Haruno i jestem siedemnastoletnią licealistką. Często wołają na mnie 'wisienka' i słusznie, bo moje włosy są koloru kwiatów wiśni. Lubię pudrowy róż swoich włosów. Mam zielone oczy i jeden.. Nie! Dwa ogromne kompleksy.
Pierwszy: mój mały biust.
A drugi : ...
  -Sakura, chodźmy na goukon~  - wyjęczała Ino zajmując miejsce obok mnie, kiedy dopiero co dotarłyśmy do swojej klasy. Pokręciłam głową.
  -Nie, nie pójdę. Nie chcę takiego pierwszego spotkania, przecież wiesz. Chcę...
  -'Spotkać go w parku o zachodzie słońca i poczuć, że to miłość od pierwszego wejrzenia', tak wiem - westchnęła zrezygnowana Ino, kończąc moją myśl. - Z takim podejściem nigdy nie zdobędziesz chłopaka.
  Dokładnie. Moim drugim kompleksem jest fakt, że jeszcze nigdy nie miałam chłopaka. Zawsze zbywałam koleżanki zapraszające mnie na goukony, w sekrecie marząc o romantycznej miłości od pierwszego wejrzenia. Westchnęłam ciężko.
  -Cześć dzieciaki! Liczę na owocną i miłą współpracę także w tym roku! - zwołał od progu, rozradowany Iruka-sensei. Zerknęłam na niego. Podejrzane. Nigdy nie widziałam go jeszcze tak szczęśliwego, coś musiało być nie tak. - Dziś poznacie swojego nowego wychowawcę. Powinien tu być lada chwila. Nie było go na apelu, ponieważ wczoraj wrócił późno z Ameryki i ...
  -Pozwoli pen, że sam im wszystko opowiem - na dźwięk głębokiego, niskiego i nieco zachrypniętego, męskiego głosu, zawirowało mi serce. Do sali wszedł wysoki mężczyzna z długimi czarnymi włosami związanymi w kucyk. Garnitur leżał na nim lepiej niż na dyrektorze, a o to w tej szkole było ciężko. Wychowawca stanął pewnie na środku podestu, zapisując swoje imię i nazwisko na tablicy. Otrzepał rękę z kredowego pyłu, odwrócił się do nas i przesunął ciekawskim spojrzeniem po klasie. Ciarki przeszły mi po plecach, kiedy jego wzrok zatrzymał się na mnie. - Witajcie. Jestem Uchiha Madara i od dziś będę waszym wychowawcą.
  Dalszej przemowy nie usłyszałam, cały czas wpatrzona w jego oczy. Były czarne, ale kiedy padało na nie światło, miałam wrażenie, że mienią się bordowym kolorem.
  Po skończonym rozpoczęciu roku, skierowałam się do wyjścia, zupełnie nie słuchając o czym mówi Ino. W pewnym momencie wykręciłam się z tej jednostronnej rozmowy, mrucząc coś o toalecie i o tym, żeby na mnie nie czekała. Popędziłam w przeciwną stronę nie patrząc gdzie biegnę. Nagle odbiłam się od kogoś z impetem. 
  -Przepraszam - wyszeptałam przestraszona. Musiałam unieść głowę do góry, żeby spojrzeć w twarz osobie, na którą wpadłam, a był nią...
  -Uważaj, bo następnym razem zrobisz sobie krzywdę Haruno-san. Nie biegaj po korytarzu - uśmiechnął się miło, a pode mną nagle ugięły się kolana. 
  -D-dobrze, Uchiha-sensei - wyszeptałam. Minęłam go szybkim krokiem i nim się spostrzegłam, byłam pod właściwym pomieszczeniem. Zapukałam cztery razy i raz walnęłam w drzwi otwartą dłonią. Słysząc ze środka przyzwolenie, weszłam do środka, zamykając nas od wewnątrz na klucz.
  -Co się stało, Saku-chan? - uśmiechnął się. Moje serce podskoczyło, zawirowało parę razy i zaczęło dudnić jak nigdy. Podeszło do niego i bez słowa usiadłam przed nim, na biurku.
  -Zdjąłeś maskę. Dlaczego? - spytałam głaszcząc jego policzek wierzchem dłoni. Złapał moją rękę w swoją większą odpowiedniczkę i splótł nasze palce.
  -Co w tym złego, że chcę cię czasem pocałować gdzie indziej niż w moim domu? - spytał wyginając usta w podkówkę. Mimo udawanego smutku, jego oczy błysnęły pożądaniem. Przesunął dłońmi po moich odkrytych ramionach tak delikatnie, że przeszły mnie niekontrolowane dreszcze. Wsunął palce lewej dłoni pod moje włosy na karku, uśmiechając się tajemniczo. Wstał z fotela i nachylił się nade mną, muskając ustami moją szyję. Zamruczałam cicho, a on złapał mnie za brodę i uniósł lekko do góry. Patrzyliśmy sobie w oczy, by chwilę potem jego usta zamknęły moje w czułym pocałunku, który z sekundy na sekundę stawał się coraz intensywniejszy. W końcu zabrakło mi tchu. - Spokojnie, Saku-chan. Nie zemdlej - uśmiechnął się, opierając się czołem o moje, po czym usiadł z powrotem na fotel. Kiedy ja chciałam stanąć na ziemi, nogi się pode mną ugięły i poleciałam do przodu. - Uważaj - powiedział, łapiąc mnie w ramiona. Delikatnie posadził mnie na swoich kolanach, głaszcząc moje włosy. Oparłam głowę na jego ramieniu, zamykając oczy. Zaciągnęłam się jego pięknym zapachem.
  -Dziękuję, Hatake-sensei - wyszeptałam. Co do mojego drugiego kompleksu. Jest on tylko zmyłką. tak naprawdę mam bardzo przystojnego i seksownego chłopaka.. A raczej mężczyznę.
  -Nie, nie, nie. Mówiłem jak masz mnie nazywać, kiedy jesteśmy sami - mruknął, zjeżdżając ręką niżej, na moje plecy. Przyciągnął mnie bliżej siebie. - No dalej, Saku-chan. Powiedz to - wyszeptał mi prosto do ucha.
  -Ka-Kakashi - powiedziałam, chowając twarz za włosami. Zarumieniłam się, ba! Spiekłam buraka jakiego nie powstydziłaby się nowa dziewczyna z pierwszych klas, widząc nowego nauczyciela-blondyna.
  -No. Bardzo dobrze - zamruczał, unosząc moją twarz ku górze i cmokając mnie w policzek. Nagle telefon stojący na biurku rozdzwonił się. Kakashi odebrał z ciężkim westchnięciem. - Halo? ... Tak. ... Tak, rozumiem. Zaraz tam będę - powiedział zdecydowanym głosem, po którym poznałam, że jest źle.
  -Co się stało? - spytałam zaniepokojona, kiedy mężczyzna odłożył słuchawkę. 
  -Może nie uwierzysz, ale.. - pomasował nasadę nosa. - Dwóch nowych nauczycieli się pobiło. Są teraz w szpitalu, a ja muszę tam jechać... Przepraszam. Nie będziemy mogli razem świętować początku nowego roku. Naprawdę przepraszam.
  -Nic się nie stało - uśmiechnęłam się smutno i zeskoczyłam z jego kolan. Kiedy już miałam wychodzić, zerknęłam w lustro wiszące obok drzwi. Kakashi tęsknie patrzył w moją stronę. Uśmiechnęłam się pod nosem. Szybko odwróciłam się w stronę mężczyzny, podeszłam żwawo do biurka, przechyliłam się nad nim i chwyciłam Hatake za krawat, przyciągając go do siebie.
  -Zobaczymy się jutro - szepnęłam na chwilę przed zetknięciem się naszych ust. Po kilkudziesięciu długich sekundach, oderwałam się od mężczyzny i dotknęłam czubkiem języka górną wargę. Puściłam krawat i pchnęłam Kakashiego z powrotem na fotel. Zdębiały opadł na niego z szeroko otwartymi oczami. - No to do jutra - powiedziałam wychodząc z gabinetu dyrektora. Zaraz po zamknięciu za sobą drzwi, puściłam się biegiem przed siebie. Oczy piekły mnie niemiłosiernie, ale dzielnie przezwyciężyłam łzy. Wypadłam ze szkoły i dopiero za bramą pozwoliłam sobie na puszczenie swoich emocji samopas. Biegłam ile sił w nogach przed siebie, póki szkoła nie została daleko za mną. Poszłam nad rzekę powłócząc wolno nogami. Usiadłam po turecku na kładce, pociągając nosem. 
  -Ja rozumiem, że jest ważny i musi tłumaczyć swoich pracowników, kiedy coś zrobią. Rozumiem to wszystko, ale co ja mam zrobić, że mi smutno? Obiecywał mi. Obiecywał - mruczałam do siebie przez łzy. Gniotłam w ręku dwie wejściówki na otwarcie nowego wesołego miasteczka. Zaszlochałam cicho. Nagle usłyszałam lekką, śliczną melodię płynącą ze zbocza górki, która była zaraz pod mostem. Myśląc, że mi już wszystko jedno, wstałam i poczłapałam na koniec mostu, po czym usiadłam na trawie.Schyliłam się zaglądając pod kładkę, ale zanim zobaczyłam kogokolwiek, do moich uszu dotarł męski, zachrypnięty śpiew, tak piękny, że zaparło mi tech w piersiach. Dźwięki gitary idealnie dopasowywały się do jego głosu. Po kilku minutach 'koncert' się skończył, ale ja czułam niedosyt. Chciałam usłyszeć więcej. Słysząc, że mężczyzna chowa gitarę do pokrowca, zeszłam niżej.
  -Przepraszam - powiedziałam, wchodząc pod kładkę. - Mógłby pan zaśpiewać jeszcze raz? Pięknie to panu wychodzi - po wypowiedzeniu tych słów zamarłam w miejscu. Wysoki mężczyzna o długich, czarnych włosach patrzył na mnie zaciekawiony, po czym usiadł w swoi wcześniejszym miejscu, nadal nie spuszczając ze mnie wzroku. Jego czerwone oczy świdrowały mnie na wylot. W ustach trzymał papierosa, którego teraz chwycił w dwa palce i wydmuchnął dym z płuc. Czarna koszula, tak jak czarne, garniturowe spodnie, idealnie prezentowała jego umięśnione ciało. Mimo wszystko najbardziej mój wzrok przyciągał tatuaż przedstawiający węża oplatającego jego rękę. 
  -Siadaj. Pierwszy raz ktoś zaciekawił się moją grą - słysząc tak piękny głos zachowywałam się jak zahipnotyzowana. Posłusznie podeszłam do mężczyzny i zajęłam miejsce obok niego. - Ale mam warunek. Jeśli ci zagram, powiesz mi czemu płakałaś. Nie pytaj skąd wiem. Tusz ci się rozmazał - uśmiechnął się ciepło. Chwycił za gitarę, która pod jego rękoma wydawała z siebie nieprawdopodobnie piękne dźwięki. Kiedy otworzył usta i zaczął śpiewać, odpłynęłam już zupełnie. Czułam jakby cały smutek uchodził ze mnie wraz z wylewającymi się z moich oczu łzami, a jego miejsce zastępowała ciepła, czarna ulga. Nagle mężczyzna przerwał swoją grę i pogłaskał mnie po włosach. - Dalej jeszcze nie wymyśliłem słów, ale wykonałem swoją część umowy. Czas na ciebie - powiedział, ścierając delikatnie kciukiem moją ostatnią łzę. Wzięłam głęboki oddech.
  -Chodzi o to, że mój chłopak zajmuje dość ważną pozycję w ... swojej pracy. Dostał dziś nagłe wezwanie. Poszedł mimo, że byliśmy umówieni od kilku tygodni, a ja chciałam go zaskoczyć, idąc z nim do tego nowego wesołego miasteczka. Wiem, że to nie jest jego wina, wiem, ale nikt nie powiedział, że nie może mi być smutno - pociągnęłam nosem. Mężczyzna objął mnie ramieniem i nagle poczułam się niesamowicie bezpiecznie. 
  -To może pójdziesz ze mną? Taki jednorazowy wypad na pocieszenie - wyszczerzył się, patrząc przed siebie. Przemyślałam szybko wszystkie za i przeciw, wycierając załzawione jeszcze oczy.
  -A nie będzie to wyglądało dziwnie? Jestem w mundurku i mógłby nas spotkać ktoś ze szkoły - powiedziałam wątpiąc w słuszność tego pomysłu. Mimo zimnej kalkulacji mózgu, serce rwało się by zgodzić się z mężczyzną siedzącym obok. 
  -Spokojnie. Najpierw pójdziemy ci kupić jakieś wygodne ubrania, co ty na to? Poza tym, kto rozpoznałby mnie, kiedy jestem w takim stanie? Ty też ledwo dałaś radę, Haruno-san. 
  -Zaraz. Ale jak to tak 'kupić ciuchy'? 
  -A normalnie, chodź. Może nie wyglądam, ale jestem trochę bogaty - zaśmiał się głośno. Uchiha-sensei wstał i wyciągnął do mnie pomocną dłoń. Ramię w ramię szliśmy do dzielnicy, w której stało nowo otwarte wesołe miasteczko.
  Podczas całego popołudnia i połowy wieczoru, który spędziłam z Uchihą-sensei, ani razu nie pomyślałam o Kakashim. Ponure myśli dopadły mnie dopiero w domu, kiedy sensei odprowadził mnie pod moją bramę. Weszłam do swojego pokoju i przejrzałam się w lustrze. Nawet przez chwilę nie pomyślałam, że chciałabym pokazać się w tych ubraniach Kakashiemu. Włączyłam komórkę i po sekundzie rozdzwoniła się, informując mnie o dwudziestu nieodebranych połączeniach i sześćdziesięciu SMSach. Odrzuciłam telefon na łóżko, po czym przebrana w swoją piżamę, także skoczyłam na materac. Zakopana po uszy pod kołdrą zasnęłam, pogrążona w marzeniach. 

  -Sakura~! Wstawaj, bo się spóźnisz~! - zawołała mama. Jęknęłam podnosząc rękę. Na stoliku nocnym wymacałam budzik, po czym podstawiłam go sobie pod nos. Poderwałam się natychmiast, wiedząc, że spóźnię się na pierwszą lekcję, którą to była godzina wychowawcza. Od dwóch miesięcy byłam w drugiej klasie liceum, moim wychowawcą był niezwykle przystojny i przebiegły mężczyzna, a ja jeszcze dwa dni temu byłam w związku z dyrektorem szkoły, do której chodzę. Moje życie stało się teraz jednym, wielkim romansem. Ino wreszcie zeszła się na stałe z Shikamaru, czarnowłosy nauczyciel Sasuke-sensei ślini się na widok siostry bliźniaczki Naruto-senseia, Kiba usycha z miłości do nowej pierwszoklasistki Hinaty, a ona sama przychodzi do mnie po porady miłosne. Mimo iż wszyscy myślą, że jeszcze nigdy nie miałam chłopaka, swoim sekretem podzieliłam się z tą skrytą i niezwykle uroczą dziewczyną, która była w takiej samej sytuacji jak ja. Mianowicie była na zabój zakochana w nauczycielu, a żeby było jeszcze śmieszniej, jej wybrankiem okazał się jej nauczyciel wychowania fizycznego i niepoprawnie radosny blondyn, Naruto-sensei. - Sakura! Pospiesz się! Hinata-chan czeka na ciebie przed drzwiami! - wrzasnęła moja mama.
  -Wychodzę! - odkrzyknęłam wybiegając za drzwi i zatrzaskując je za sobą. Mimo mojego pośpiechu, który okazał się niepotrzebny, Hinata szła swoim zwyczajnym, spokojnym krokiem. - To jak tam między tobą a twoim ukochanym? - spytałam połykając w całości gryz jabłka. Hinata nagle zrumieniła się, na co ja zareagowałam gwałtownym kaszlem. Jabłko utknęło mi w gardle z zaskoczenia.
  -Więc... Etto... - wyszeptała.
  -Nie mów - zadziwiłam się, wreszcie odzyskując oddech. - Powiedziałaś mu to? - dziewczyna nieśmiało kiwnęła głową, a na jej twarz wypłynął rumieniec wraz z lekkim uśmiechem. Chwilę potem dowiedziałam się, że Naruto-sensei odwzajemnia jej uczucia, ale ona ma poczekać na ostateczną odpowiedź do swoich urodzin, czyli jeszcze dwa tygodnie. - Gratulacje! - zawołałam ściskając mocno młodszą koleżankę.
  -A jak tam z tobą i ... Hatake-sensei? - spytała swoim cichutkim, słodziutkim głosikiem. W tej chwili cały humor prysł w jednej chwili. Postanowiłyśmy nie iść na pierwszą lekcję, podczas której miałam 'wyspowiadać się ze wszystkiego'.
  -Ostatnio nam nic nie wychodziło. Hatake-sensei cały czas był albo zajęty albo się na mnie obrażał za nie wiadomo co. Zazwyczaj robił mi awanturę, że odezwałam się do jakiegoś chłopaka albo przytuliłam na powitanie Shikamaru. Przecież wszyscy wiedzą, że jest szaleńczo zakochany w Ino i nikt tego nie zmieni - wyrzuciłam z siebie jednym tchem. - Madara pomaga mi się odstresować. O wszystkim mu mówię i mogę mu się wyżalić, a jego gra mi naprawdę pomaga. Poszłam do niego ostatnio i cały dzień albo graliśmy w gry na play station albo grał i śpiewał dla mnie. Wydaje mi się, że bardziej się o mnie troszczy niż mój były chłopak - westchnęłam kończąc swój monolog. Hinata pocieszyła mnie, że na pewno wszystko się ułoży. Zaraz po zjedzeniu po paczce pocky na głowę, poszłyśmy do szkoły. Rozeszłyśmy się do swoich klas. Zaraz po przekroczeniu progu, Ino, Kiba i zmuszony siłą Shikamaru, rzucili się na mnie żądając wyjaśnień, jednak zanim cokolwiek zdążyłam powiedzieć, z głośnika popłynął ostry, wkurzony głos dyrektora szkoły, wzywającego mnie na dywanik. Powlokłam się do gabinetu Kakashiego wiedząc, że dostanę kolejną porcją pytań o to gdzie byłam, z kim i po co. Po przekroczeniu progu nie zobaczyłam nikogo. 
  -Hatake-sensei? Halo? - zawołałam podchodząc do biurka. Drzwi zatrzasnęły się nagle i zostały zamknięte na klucz. Odwróciłam się gwałtownie i pierwszym na co zwróciłam uwagę, był wściekły wzrok Kakashiego.
  -A więc teraz jestem dla ciebie tylko 'sensei', tak? - warknął zbliżając się do mnie powoli. Zerwał maskę z twarzy... Z twarzy, która była pokryta sińcami.
  -Co.. Co ci się stało? - spytałam wyciągając rękę ku mężczyźnie, jednak ten złapał mnie za nadgarstek i ścisnął go mocno. Krzyknęłam krótko. Druga dłonią Kakashi zasłonił mi usta, a ja nie miałam już jak krzyczeć. 
  -Myślisz, że nic nie wiem? Spotykasz się po kryjomu z Madarą, a dla mnie nie miałaś czasu. Myślałaś, że o niczym się nie dowiem? - jego oczy błysnęły wściekłością. Poczułam ból promieniujący z dolnej części moich pleców, którymi zostałam dociśnięta do biurka. Kakashi syczał coś niewyraźnie, popychając mnie na blat. W moich oczach niebezpiecznie zaczaiły się łzy. Byłam przerażona. Ledwo dałam rady oddychać, więc kręciłam głową na wszystkie strony chcąc się wyrwać. Kiedy to nie pomogło, ugryzłam Kakashiego w palec. Syknął puszczając mnie nagle. Wykorzystałam ten moment i puściłam się biegiem do drzwi. Drżącymi rękoma próbowałam przekręcić klucz i wydostać się z gabinetu. Sekundę po radosnym kliknięciu, oznajmiającym otwarcie drzwi, Hatake mnie dopadł. Skronią uderzyłam o klamkę, po czym powoli osunęłam się na ziemię. Poczułam krew skapującą na mój mundurek. - Jak śmiałaś mnie ugryźć, szmato? - wysyczał Kakashi, wymierzając mi siarczysty policzek, po którym moja głowa odskoczyła w bok. Z rozciętej wargi skapnęła krew, a wcześniej ściśnięty nadgarstek zaczął puchnąć. 
  -Proszę, puść mnie. Rozstaliśmy się dwa dni temu. Odpuść już - szepnęłam. Kakashi otworzył szeroko oczy. 
  -Czemu? Czemu chcesz mnie zostawić? Przecież wiesz jak cię kocham. Ten gnój przyszedł do mnie i pobił mnie, bo powiedziałaś mu, że jesteś nieszczęśliwa. Jak mogłaś to zrobić? - warknął wbijając mi pięść w brzuch. Otworzyłam usta w niemym krzyku. W mojej głowie nie było już strachu. Nie było już miejsca na lęk, przerażenie czy wahanie. Spojrzałam twardo na Kakashiego.
  -Ale JA ciebie już NIE KOCHAŁAM. Zrozum to. To był tylko lekki związek. Przegrałeś w momencie, kiedy się we mnie zakochałeś, Kakashi. Moją prawdziwą miłością jest Madara - powiedziałam czując jak szybko upływają ze mnie siły. Spojrzałam na swoją nogę. Nienaturalnie wykręcona nadal była przyciskana przez kolano Kakashiego, jednak moja druga noga była wolna. Leżała dokładnie pod kroczem Hatake. Zacisnęłam mocno zęby i zmusiłam się do gwałtownego zgięcia kolana. Kakashi odtoczył się kawałek wyjąc z bólu. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, wstałam i najszybciej jak pozwalała mi zwichnięta noga, uciekłam z gabinetu. Kuśtykając szukałam panicznie klasy Madary. 
  -Nie uciekniesz przede mną - zasyczał Kakashi oplatając mnie ciasno ramionami. Ledwo dałam radę oddychać, a każdy kolejny wdech bolał i był coraz cięższy. Wreszcie wzięłam wystarczająco dużo powietrza do płuc, żeby otworzyć usta i najgłośniej jak mogłam zawołać 'Proszę, pomocy!' Z klasy obok wyszedł Sasuke-sensei, który widząc moje błagające spojrzenie, ruszył mi na ratunek.
  -Naruto! Pomóż mi go obezwładnić! - wrzasnął do swojego blond włosego przyjaciela, który dopiero wszedł do szkoły.
  -Tenten! Biegnij po Madarę, Ino i Kibę! Przyciągnijcie też Shikamaru! Hinata! Za mną! - krzyknął Naruto. Sasuke powoli rozplątywał ramiona Kakashiego, kiedy dopadł do nas blondyn. We dwójkę odciągnęli ode mnie Hatake, a Hinata otworzyła dopiero co przyniesioną apteczkę. Pytała mnie jak się czuję. Zdążyłam tylko powiedzieć, że nie czuję nogi, i że bolą mnie żebra. W tym momencie zobaczyłam nadbiegającego Madarę. Uśmiechnęłam się lekko, po czym straciłam przytomność.
  -Sakura. Sakura! - usłyszałam paniczny krzyk. Na moją twarz skapnęła kropla czegoś ciepłego, a na włosach czułam przesuwający się ciężar dłoni. Otworzyłam powoli oczy. 
  -Madara - wyszeptałam z delikatnym uśmiechem. Nade mną nachylał się mój ukochany, czarnowłosy nauczyciel muzyki. - Kocham cię, wiesz? - szepnęłam głaszcząc zapłakany policzek mężczyzny. Dopiero chwilę potem ujrzałam zszokowane miny przyjaciół i innych nauczycieli. 
  Kakashiego skazano na pięć lat pozbawienia wolności. Nigdy więcej nie może być nauczycielem, a do mnie nie może się zbliżać na mniej niż pięć metrów. Moje rany zagoiły się w miarę szybko, nie licząc nadkruszonych żeber. Wszyscy przymknęli oko na związek mój i Madary, więc mogliśmy żyć razem długo i szczęśliwie.

***  
koniec
wiem, że mnie teraz nienawidzisz Kiri xD
miłego życia.
i żeby nigdy nie przydarzył wam się przypadek Sakury xD
rozważnie wybierajcie sobie drugie połówki xD
serio miłego zycia.
papa ♥

poniedziałek, 5 maja 2014

AoKise - Another Life

zrezygnowałam z pisania trzeciego rozdziału AoKaga.
nie chce mi się pisać. xD
za to jest AoKise *o*
trochu dziwne, ale nie ważne xD
https://www.youtube.com/watch?v=2K9jJh15tIw   ♥♥♥
https://www.youtube.com/watch?v=iyaUA-5LB5g ♥♥♥♥♥♥♥♥

***

               Pamiętam moment, kiedy dołączyłem do drużyny.
               Zrobiłem to, żeby Cię pokonać. Byłeś dla mnie nieosiągalny. Robiłem co mogłem, żeby Cię prześcignąć, ale czułem się jak dziecko chcące pochwycić słońce. Nigdy miało go nawet nie dotknąć. 
      Obserwowałem Twoje ruchy, próbując odtworzyć je za pomocą mojego perfect copy. Nie wiem kiedy zacząłem się w Tobie zakochiwać. Nie potrafiłem tego powstrzymać, ale kiedy wreszcie zdałem sobie sprawę z moich uczuć, byliśmy już przyjaciółmi. Nie potrafiłem podejść i Ci powiedzieć, że Cię kocham. Może i jestem tchórzem, ale nigdy nie kochałem nikogo mocniej od Ciebie. Nigdy nie bałem się bardziej stracić drugiego człowieka. To dlatego nic Ci nie powiedziałem.
      Pewnie się mną teraz brzydzisz. Przyjaźniłeś się z gejem, który Cię kochał. Nie zdziwię się jeśli więcej się do mnie nie odezwiesz. Niedługo i tak nie będziesz musiał na mnie patrzeć. 
                                                                                 Może już to wiesz, ale napiszę to jeszcze raz.
                                                                                                   Kocham Cię, Aominecchi.

Kise                               

  Podrapałem się w kark, po raz kolejny czytając zostawioną na mojej ławce kartkę w śnieżnobiałej kopercie. Moje brwi po raz kolejny powędrowały do góry. i po raz kolejny wypuściłem głośno powietrze. Co się, kurwa, właśnie stało? Spojrzałem za okno. Kise stał koło bramy i gapił się perfidnie na mnie Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, wzdrygnął się i spuścił wzrok. Poderwałem się z miejsca i wypadłem z sali. Biegnąc po pustych już korytarzach, mój mózg próbował to wszystko ogarnąć. Kise sprawiał wrażenie jakby chciał uciec spod bramy, ale nie mógł. Przyspieszyłem i z impetem wypadłem na podwórko. Drzwi uderzyły o ścianę. Na ten dźwięk, przerażony Kise odwrócił głowę w moją stronę. Blond ciota ruszyła z kopyta przed siebie i zaczęła uciekać.
  -Kise! - wrzasnąłem za nim i ruszyłem w pościg. Ryouta wbiegł między bloki, a ja za nim. Skręcał to w prawo, to w lewo, kilka razy nawet próbował zawracać. To było na nic. Coraz bardziej go doganiałem. Zmniejszałem odległość między nami. Został metr. Wyciągnąłem rękę, ale jedyne co pochwyciłem, to powietrze. Raz kozie śmierć. Nie będziemy mieć już żadnych sparingów. Jedna kontuzja nie zaszkodzi Skoczyłem w przód oplatając blondyna ramionami w pasie. Nareszcie go złapałem. Polecieliśmy do przodu. Poraniłem sobie odkryte przedramiona i łokcie o beton. Kurwa. Jak ja nienawidzę takich podchodów. Usiadłem po turecku i rozejrzałem się. Byliśmy na chodniku między jakimiś blokami. Przeczesałem palcami włosy. Blond ciota nawet nie uraczyła mnie spojrzeniem. Aha. Miło, kurwa. Westchnąłem głęboko i wstałem. Wyciągnąłem do Kise rękę, ale ten wzdrygnął się, kiedy tylko musnąłem jego skórę na barku. Wciąż siedział na chodniku. Zaczął się niekontrolowanie drżeć. Wciągnął głęboko powietrze. Mam dość. Złapałem go za ramię i podniosłem chamsko do pionu. Jest facetem. Nie powinien się tak mazać. Spojrzał na mnie ze łzami w oczach, dzielnie je przezwyciężając. Wow. Serio musiał mnie obserwować skoro wie, jak bardzo nienawidzę beczących facetów.
  -Chodź. Przez ciebie zostawiłem torbę w szkole. Pójdziemy po nią. Tak. Razem - zaakcentowałem ostatnie słowo chwytając blondyna za przedramię. Nie wyrywał się. Nie próbował nawet uciekać, kiedy holowałem go za sobą. Weszliśmy do nadal pustej klasy. Za godzinę zamykali szkołę, więc nie było sensu tego tu rozstrzygać. Kise i tak poszedłby teraz wszędzie, byleby ze mną, więc wybraliśmy się do sklepu. Kupiłem mu dwa lody, a sobie - całą ich reklamówkę. Tak, jestem w chuj sprawiedliwy. Potem poszliśmy na najbliższy plac. Zająłem jedną huśtawkę, a Kise drugą, wiszącą obok. Siedzieliśmy w ciszy przez długi, w cholerę długi czas.
  -No dobra, Kise.. Co to było? - spytałem wreszcie, zerkając na modela, który momentalnie się spiął. Odepchnął się od ziemi wzlatując na huśtawce coraz wyżej. 
  -Nie wiem - powiedział zatrzymując się gwałtownie. Jego włosy rozwiały się przez wiatr. O mało nie prychnąłem. Wyglądał jak meduza.
  -Jak to 'nie wiem'? - zamrugałem zdezorientowany oczami. Co on, do cholery wyprawia?! Najpierw daje mi list miłosny (kto w tych czasach tak robi?!), potem ucieka jakbym chciał go zgwałcić (nie! ... może), a na koniec mówi, że nie wie czemu to zrobił?! Kise, co? Kise przestań myśleć, bo to jest tragiczne w skutkach.
  -No nie wiem po prostu. Napisałem co napisałem i na tym skończmy, ok? - powiedział, znów zaczynając się bujać. Agh. Jak on mnie wkurwia! - I żeby nie było. Napisałem tylko prawdę - szepnął ledwie słyszalnie. Chciałem jeszcze coś powiedzieć, ale telefon modela rozdzwonił się nagle. Kise odebrał i zaczął z kimś żywo dyskutować. Wstał, zarzucił torbę na ramię i pomachał mi ręką odchodząc szybkim krokiem. Uniosłem dłoń w pożegnalnym geście. Dopiero wtedy przypomniałem sobie jedną z linijek listu. 
"[...] nie będziesz musiał na mnie patrzeć."
  No tak. Mamy dwa miesiące na dokończenie wszystkich spraw, a potem rozchodzimy się do różnych liceów. Przetarłem twarz dłonią.
  -Przejebane - westchnąłem i poszedłem do domu.
*
  -Kise! Skoncentruj się! - krzyknął Akashi. Eh. Tym razem też nas nie oszczędzał. Szczególnie uwziął się na blondynie, który był bardziej poobijany niż ja. Ze względu na nasze rany, Akashi kazał naszej dwójce zostać dwie godziny katował nas grą one - on - one. Każdą oczywiście wygrywałem ja. Kise starał się bardziej niż kiedykolwiek, ale i tak gówno to dawało. Przed ostatnią grą, Akashi pozwolił nam się napić. Dzięki ci, mój dobrodzieju. Hahaha. Nie.
  Podszedłem do ławki i pierwszą rzeczą jaką zrobiłem było szybkie spojrzenie na modela. Jak taki przystojny facet jak on mógł zakochać się w kimś tak zajebistym jak ja? Przecież tyle dziewczyn będzie zawiedzionych... A nie.. Czekaj.. Nie obchodzi mnie to. Wracając do tematu, to jak on mógł się zakochać we mnie? Jestem facetem, nie? On też (chyba, że o czymś nie wiem). Wie, że lubię duże cycki. Mówił, że jemu to obojętne, ale jeśli miałby wybierać, to średnie. Kurwa! Gadaliśmy o cyckach, a on mi nagle wyskakuje z gejostwem?! Kise, wat? Nie na darmo cię matka urodziła blondynem.
  Napiłem się dużej ilości wody i wróciłem na boisko. Teraz to ja miałem bronić. Zamknąłem oczy koncentrując się najbardziej jak potrafiłem.
  Nie myśl o liście. Myśl o bezwzględnej wygranej! powtarzałem sobie w myślach. Otworzyłem oczy i podniosłem wzrok na Kise. Jego rozgrzane spojrzenie ślizgało się po moim ciele, które nagle zrobiło się nienaturalnie gorące. Hej, hej! Serce! Stop! Zwolnij, kurwa! Ugh.. Zaraz chyba rozetnę sobie klatkę piersiową i własnoręcznie, tymi dłońmi, zatrzymać ten jebany mięsień pompujący krew, który boleśnie obijał mi się o żebra.
  Kise wiedział, kiedy się ruszyć. Zrobił to w momencie, w którym ja ogarniałem sam siebie. Ruszyłem w jego stronę zagradzając mu drogę. Uśmiechnąłem się. O nie, nie, blondynku. To je Aomine, tego nie pokonasz.
  -To ostatni raz, Aominecchi - powiedział Kise robiąc gwałtowny ruch. Byłem świadkiem jak pierwszy raz w życiu ktoś dokładnie skopiował moje ruchy, a nawet podniósł je na wyższy poziom. Wkurzyło mnie to. Nagle blondyn zrobił coś, czego się nie spodziewałem. Osobiście nigdy bym czegoś takiego nie zrobił. Najzwyczajniej w świecie przyspieszył i pognał z piłką po prostej. Bez zwodów ani nic. Całą akcję zakończył wsadem. Nadal stałem jak wryty. Ej. Moment. Wyczuwam pewną aluzję do listu. Nagle mnie olśniło, jakby zapaliło się nade mną kilkaset żaróweczek. Kise cały czas łaził za mną, bojąc się ruszyć do przodu i zmierzyć się ze swoimi uczuciami. W końcu zrobił to. Odważył się powiedzieć mi to wszystko wprost i zakończyć znajomość w dniu rozdania świadectw. To by oznaczało, że nigdy więcej ni spotkam Kise? Zniknie mi? Ej. Ja nie chcę. Czemu on musi być taką ciotą? Czemu bał mi się to wszystko powiedzieć? Czemu chce to wszystko zakończyć? Czemu zachowuję się jak rozemocjonowana mydelniczka przed okresem?!
  -Daiki - z zamyślenia wyrwał mnie ostry, zimny ton głosu Akashiego. Stanąłem na baczność i czekałem co ten mały psychopata zrobi. - Możesz już iść. Tylko pamiętaj, żeby należycie pożegnać Kise. To rozkaz - powiedział mały pasztet i wesoło potruchtał do swojego wielkoluda z włosami jak fioletowa meduza, wpieprzającego kolejnego batonika.
...
Zaraz.
Moment.
  To znaczy, że nie mogę się spotykać z Kise już od teraz? NIE. Kategorycznie zabraniam takiego toku myślenia. Akashi, ty mały zjebie, wszystko mi poplątałeś. Kurwa! Ja już nic nie ogarniam!
  Mimo mojego wrzeszczącego umysłu, warknąłem tylko ciche 'szlag' i poszedłem do szatni. Wziąłem szybki prysznic, przebrałem się i zarzucając torbę na ramię, wypełzłem ze szkoły. Czułem się jak przeżute, połknięte, strawione i wysrane żarcie. Uparcie złorzeczyłem na Akashiego, nie patrząc pod nogi. Gdyby nie mój zajebisty refleks, jebnąłbym na twarz.. Ale nie jebnąłem. Cieszmy się wszyscy i dziękujmy mojemu iście zajebistemu refleksowi. Złorzecząc jeszcze głośniej, spojrzałem pod nogi. Na ziemi leżała papierowa torebka, a ze środka wypadły ciasteczka opakowane w przezroczystą folię i obwiązane wstążką. O zgrozo, wstążka była różowa. Koszmar. Mimo to, podniosłem je i włożyłem z powrotem do papierowej torebki. Uuu, blond włosa ciota znów dostała ciasteczka. I to własnego wypieku! Ktoś mocno się postarał. Kurde. Też tak chcę. też chcę dostać słodycze. Najlepiej od takiej piersiastej dziewczyny, w miarę wysokiej, żebym się za bardzo schylać nie musiał. O taak. Wyobraziłem sobie jej szczupłe nogi, zgrabny tyłek Kise, jej ogromne cycki, szczupłe ramiona Kise, może być nawet ryjek Kise... Moment. Kurwa. Sam siebie zadziwiam. Kurwa. STOP! Kise? WTF? Jaki Kise?! Mózg mi się przegrzał czy co?! Jeśli tak, to czas go wymienić. Chociaż.. Kise nie jest taki zły... Ma ładną buźkę.. I okresu nigdy nie dostanie. I mnie kocha. Same plusy.
  Zmieniając trochę temat. Ciastka, które wypadły z CZYJEJŚ torby mogą zniknąć i nikt się nie pokapuje. Przecież Kise musi dbać o figurę, a ja mu w tym tylko pomogę. Wsadziłem łapę do papierowej torby i palcami natrafiłem na skrawek papieru. Równo wycięty długopisem skrawek kartki z zeszytu. Przyjrzałem mu się dokładnie. Pismo było nierówne, jakby pisał to koleś z parkinsonem. Wytężyłem wzrok, żeby to przeczytać. Słabe światło utrudniało sprawę, ale w końcu udało mi się rozszyfrować eleganckie hieroglify układające się w dwa słowa:
"Dla Aominecchiego"
  ...
   Kurwa. Co.
  Westchnąłem ciężko. Wpakowałem ciastka do ust, tym samym akceptując miłość Ryouty. Jebać. Raz się żyje. Nie przeszkadza mi za bardzo, że mój cichy wielbiciel to właśnie blond włosy model. Tak naprawdę, to nawet mnie to cieszyło. Po zjedzeniu wszystkich ciastek tylko jedna myśl kołatała mi w głowie. Gotuj dla mnie Kise! D:
  Idąc do swojego domu zauważyłem, że w jednej z kawiarenek siedzi Tetsu. Wbiłem z buta i skamieniałem natychmiast. Kise szczerzył się do Kuroko trzymając jego dłoń. Coś ukłuło mnie w sercu. Pisał, że mnie kocha. Kłamca.
  -Witaj, Aomine-kun - powiedział Tetsu, kiedy podszedłem do ich stolika. Kise siedzący tyłem do mnie szybko zabrał rękę z dłoni Kuroko. Odwrócił się z nieskazitelnym uśmiechem.
  -Hej, Aominecchi - powiedział poklepując krzesło obok siebie. - Usiądź z nami. Akurat o tobie rozmawialiśmy.
              kłamca.
  -Nie obgadywaliście mnie mam nadzieję - zaśmiałem się i usiadłem koło Tetsu, jak najdalej od Ryouty. - Ciekawi mnie o czym gadaliście..
             Kłamca.
  -O naszym przyjęciu na zakończenie roku. Zagralibyśmy w kosza, Aominecchi? - uśmiechnął się Kise.
             Kłamca.
  -Jasne. Nie wiadomo kiedy będziemy mogli znów zagrać przeciwko sobie. Nie mogę się doczekać - uśmiechnąłem się.
             KŁAMCA.
  Spojrzałem na wyświetlacz komórki.
  -Sorry, ale muszę już iść. Cześć. Do jutra - powiedziałem wstając.
             KŁAMCA!
  -Do jutra, Aomine-kun - powiedział Tetsu.
  -Papa, Aominecchi. Do jutra - zaśmiał się model.
            KŁAMCA!!!
  -Będziemy tęsknić - powiedział, kiedy przechodziłem obok niego. Miał smutny wzrok. Ja chyba też. I mam nadzieję, że to zauważył. 
  -Kłamca - szepnąłem nachylając się lekko, po czym wyszedłem. Przechodząc obok witryny, zobaczyłem jeszcze jak Ryouta szybko żegna się z Tetsu. Wybiegł za mną, ale ja już zniknąłem. Niech ten blond dureń robi co chce. Nie obchodzi mnie to. Poczułem uścisk w piersi. Zazdrość. To zazdrość. Czułem to, kiedy widziałem Kise z najładniejszymi kobietami z tej planety. Jest jeden szczegół. TETSU NIE JEST KOBIETĄ, DO CHOLERY! Przystanąłem na chwilę i przeczesałem głosy dłonią. 
  -Aomine-kun - usłyszałem za plecami i mało nie zszedłem na zawał.
  -Tetsu! - wrzasnąłem. NIkła obecność to jego wkurzająca umiejętność. - Skąd wiedziałeś, gdzie jestem?
  -Kiedy jesteś przygnębiony, chodzisz nad rzekę. Nie zauważyłeś gdzie idziesz? - spytał, jak zwykle poważny. Westchnąłem ciężko. Rzeczywiście. Byliśmy akurat nad rzeką. - Chodzi o Kise-kun? - zadrżałem.
  -T-taa.. Można tak powiedzieć - wydukałem w końcu zawstydzony. Podrapałem się po karku uważnie obserwując płynącą po rzece puszkę.
  -Jesteś o niego zazdrosny? - mruknął Tetsu z dziwnym błyskiem w oczach. Zamarłem. Kurwa. Wcześniej nie chodziło o te kobiety... Już rozumiem.
  -Dokładnie, błękitny duchu - odparłem, padając na trawę. Położyłem ręce pod głowę i wpatrzyłem się w gwiazdy. - Wiesz... Może to dziwnie zabrzmi, ale boję się co będzie dalej. Kończymy szkołę, rozejdziemy się do różnych szkół i ... I co dalej? Zostaje tylko widywanie się na turniejach i sparingach. Boję się, Tetsu. Ja nie chcę go stracić - szepnąłem. 
  -Miałeś rację. Zabrzmiało dziwnie, szczególnie z twoich ust - powiedział Kuroko.
  -Nie pomagasz - warknąłem.
  -Ale nie martw się. Po prostu jesteś takim debilem, że nie zrozumiałeś swoich uczuć wcześniej, Aomine-kun. Czemu za nim pobiegłeś? Czemu nie zignorowałeś tego wyznania i nie udałeś, że nawet nie znalazłeś tego listu? - spojrzałem na Tetsu zdziwiony. Od kiedy on umie mówić?
  -Nie umiałem tego zignorować - burknąłem w końcu, zakrywając dłonią twarz. - Kise to mój najlepszy przyjaciel i to było dziwne uczucie. Chciałem to wyjaśnić, bo balem się, że nie będzie już tak samo.
  W tym momencie Kuroko powiedział coś, przez co poderwałem się z ziemi. Jednak uświadomiłem sobie, że to prawda. 
  Następnego dnia zaczekałem na Kise pod drzwiami jego sali, kiedy wreszcie się pojawił, wziąłem go za rękę i pociągnąłem na salę gimnastyczną.
  -Czemu tu idziemy, Aominecchi? - spytał spanikowany Ryouta.
  -Zobaczysz - mruknąłem mocniej ściskając jego rękę. Kiedy zamknąłem za nami drzwi, Kise zaparł się nogami i nie chciał dalej iść. Odwróciłem się, żeby zapytać o co chodzi, ale poprzestałem na gapieniu się w cudowne złote oczy chłopaka. Jego twarz była cała czerwona, a on sam nerwowo zgniatał róg mundurka.
  -Mo-możesz mnie już puścić. Nie ucieknę ci przecież - mruknął uciekając wzrokiem. Nagle na mojej twarzy pojawił się szeroki banan. Stanąłem przed Ryoutą i splotłem jego palce z moimi. - C-co ty robisz, A-Aominecchi? - zaśmiał się nerwowo. Mój uśmiech się poszerzył, o ile to w ogóle możliwe. Czy można być jeszcze słodszym, niż on teraz? Odpowiedź brzmi : nie, nie da się.
  Gwałtownie przyciągnąłem go do siebie i przytuliłem mocno. Jeszcze chwilę się szarpał, ale w końcu mi uległ i mocno zacisnął dłonie na moim mundurku, jakby się bał, że mu ucieknę. Mógłbym tak stać i stać, ale nogi mi trochę zdrętwiały, więc zaproponowałem, żebyśmy usiedli. Zgodził się, więc usiedliśmy pod ścianą. Spojrzałem wymownie na modela, który usiadł obok, a ten jeszcze mocniej poczerwieniał na twarzy. Westchnąłem cicho. Wiedziałem. Będę musiał mówić, a nie jestem w tym dobry.
  -Słuchaj, Kise.. Co do twojego wyznania.. - zacząłem niepewnie, ale przerwałem widząc łzy zbierające się w oczach blondyna. Zdezorientowany patrzyłem jak jedna po drugiej staczały się po jego policzkach. Wyciągnąłem rękę i pogłaskałem go po głowie. Nie zważając na jego łzy, które były zapewne przygotowaniem do odrzucenia, mówiłem dalej. - Więc.. Zszokowało mnie twoje wyznanie. Rozumiesz, nie? Trochę nad tym myślałem i .. ahh. Cholera. Przestań się mazać - westchnąłem, widząc, że chłopak dzielnie przezwycięża szloch. Otarłem rękawem łzy z jego policzków i znów podjąłem tłumaczenie. - Byłem zazdrosny. Bardzo. Myślałem, że tu chodzi o te wszystkie modelki, z którymi pozowałeś. Gadałem o tym wczoraj z Tetsu zaraz po tym jak wyszedł z kawiarni i .. No kurwa. Wiesz, że nie jestem mocny w słowach - westchnąłem i złapałem Kise za kark. Przyciągnąłem go i pocałowałem mocno i zdecydowanie. Kiedy w końcu się od niego oderwałem, Kise wyglądał, jakby zaraz miał się rozpłynąć. W porę się opanował i zaczął się jąkać, że nie muszę się zmuszać. Warknąłem ostrzegawczo, a chłopak natychmiast ucichł. 
  -Czy kiedykolwiek zauważyłeś, żebym robił coś czego nie chcę? - warknąłem. Kise gwałtownie potrząsnął głową. Uśmiechnąłem się. - No. To skoro wiesz o tym, to chodź tu - poklepałem swoje kolana. Ryouta zastygł. Za wcześnie się do tego zabrałem? Zaraz. Moment. Czym ja się przejmuję? Przecież ja nigdy nie myślę o konsekwencjach? Po co się waham? Uśmiechnąłem się sam do siebie. - Kise. Podnieś głowę. Odpowiedz mi. Halo. Żyjesz? Mam cię jeszcze raz pocałować?
  -Żyję - wyprostował się nagle.
  -To dobrze. Słuchaj uważnie. Nie zrobiłem tego z przymusu. Po prostu chciałem to zrobić. To jak? Przyjdziesz do mnie sam, czy mam cię przyciągnąć? - wyrzuciłem z siebie. Kise nieśmiało się do mnie przysunął i usiadł na moich kolanach. Objąłem go mocno i siedzieliśmy tak w ciszy przez dłuższy czas. 
  -Kocham cię, Aominecchi - powiedział Kise, kiedy wreszcie udaliśmy się na lekcje. Uśmiechnąłem się szeroko. Nie zważając na dziwne spojrzenia, szliśmy przez korytarz trzymając się za ręce i szczerząc się do siebie jak debile.
  -Daiki - z zamyślenia wyrwał mnie ostry ton Akashiego.
  -Hę? - stęknąłem przecierając oczy.
  -Żadne 'hę". Idziemy - powiedziała czerwonowłosa gnida i wyciągnęła mnie z ławki, w której zasnąłem. Od tygodnia ja i Kise jesteśmy oficjalnie parą. Wczoraj pokłóciliśmy się trochę i byłem teraz bardzo przygnębiony, więc czego chce ode mnie Akashi?
  -Idź - powiedział i pchnął mnie w stronę drzwi wyjściowych. Popatrzyłem na niego zdziwiony. - No idź, bo ci księżniczka ucieknie. 
  -Jak to? - spytałem czując, że robi mi się słabo.
  "Nic nie wiesz? Dziś Kise leci do Stanów i  nie wróci przez pięć lat."
  Słowa Akashiego tłukły mi się po głowie, kiedy wybiegłem ze szkoły. Pędziłem nie zważając na nic. Chciałem jeszcze ten ostatni raz powiedzieć Ryoucie, jak bardzo go przepraszam. W biegu wyjąłem z kieszeni komórkę. Drżącymi rękoma wcisnąłem zieloną słuchawkę. Czułem, że jeśli zaraz go nie zobaczę to oszaleję. Przebiegłem przez park. Lotnisko było już tylko za tą ulicą, a i ona była coraz bliżej.
  -Halo? - usłyszałem zmęczony głos.
  -Kise? Nie! Ryouta! - wrzasnąłem. Zaraz będę na pasach. Jeszcze chwila i go zobaczę. - Przepraszam za wczoraj! Jeszcze ci tego nie powiedziałem, ale ja cię bardzo... - moje dalsze słowa zagłuszył pisk ciężarówki. Spojrzałem tempo w oślepiający blask świateł. Potem była już tylko ciemność.
***
Gdzie ja jestem?
Ciemno.
Zimno.
Strasznie.
       -...ne!
   Co?
               -...mine!
Głośniej. Nic nie słyszę.
          -Aomine! - ogłuszył mnie wrzask Ryouty. Czemu on płacze? Stanąłem przed nim, ale ten wciąż wyrywał się swojemu menadżerowi. Patrzył przerażony na coś za mną. Wciąż krzyczał moje nazwisko, płacząc przeraźliwie. Spojrzałem za siebie. Jęknąłem widząc swoje zmasakrowane ciało przenoszone właśnie na nosze. Po chwili poczułem elektryczny impuls. I kolejny. I jeszcze jeden. Znów zapanowała ciemność.
***
  Aomine nie budził się ze śpiączki już trzeci tydzień. Kise, nie chcąc go zostawiać, zerwał kontrakt z Ameryką i przesiadywał przy łóżku ukochanego dniami i nocami. Ostatnie co usłyszał od swojego chłopaka to panicznie wykrzyczane 'Kocham cię'. 
  Ryouta, wyczerpany płaczem, położył głowę na kołdrze okrywającej Aomine i zasnął ukołysany ledwo słyszalnym biciem serca Daikiego.
     -Ryouta! - zawołał ktoś. Blondyn zamrugał powiekami.
     -Aominecchi? - zawołał Kise łamiącym się głosem. Z cienia wyszedł Daiki, cały i zdrowy. - Aominecchi! - Kise rzucił mu się na szyję i ucałował go mocno. - Aominecchi, Aominecchi, Aominecchi...-powtarzał płacząc. 
     -Nie mamy za dużo czasu - powiedział Daiki tuląc do siebie Kise. - Chciałem tylko, żebyś wiedział, że cię kocham, Ryouta.
     -Ja też cię kocham, Daiki - zawołał blondyn przerażony. 
     -Wiem. Dlatego wybłagałem swoje życzenie. Będziemy razem, Ryouta - na ramię blondyna skapnęło coś zimnego. Podniósł głowę i oniemiał. Jego Aomine płakał.
     -Skoro będziemy razem, to czemu płaczesz?! - zawołał szczęśliwy.
     -Będziemy razem. Pamiętaj, że cię kocham, Ryouta. W następnym życiu... - głos Aomine ucichł, a Kise obudził przeciągły pisk szpitalnej aparatury.
  -Nie.. - wyszeptał przez łzy. - NIE!!!
  Płakał jeszcze przez wiele godzin. Tego samego dnia, wyprany z emocji Kise wymruczał swoje życzenie i rzucił się z dachu szpitala.
***
***
***
***
***
***
*20 lat później*
  -Uważaj trochę jak chodzisz! - zawołałam, odwracając się w bok wściekła. Moje długie, granatowe włosy zaczepiły się o guzik mundurka mojego senpaia. W tym momencie cała złość wyparowała, a ja zamarłam. Patrzyły na mnie te same złote oczy, które tak mocno kochałam.
  -Daiki? - wyszeptał, na oko, dziewiętnastoletni blondyn.
  -Ryouta - szepnęłam szesnastoletnia granatowowłosa ja. - A więc zadziałało.. Przyszłe życia.. Ale jak to? Czemu siebie pamiętamy?
  -To było moje życzenie - uśmiechnął się szeroko. Uwolnił moje włosy i przytulił do siebie. 
  -Ej. Puszczaj. Wszyscy patrzą. Poza tym, nikt nie wie, że się znamy - powiedziałam próbując się wyrwać, ale on był silniejszy. Wziął moją twarz w dłonie i pocałował mnie. 
  -Zamknij paszczę i szoruj po torbę. Jedziemy do twoich rodziców - powiedział Kise. Otworzyłam szeroko oczy.
  -Po co?
  -Żeby prosić o twoją rękę, moja piękna - uśmiechnął się, całując moją dłoń. Łzy spłynęły po moich policzkach.
  -Kocham cię! - zawołałam rzucając się mu na szyję. 
  -Ja ciebie też - szepnął obejmując mnie mocniej.

*THE END*


***
 i jak?
podobało się? xDD
płakałam motzno T^T
tak to jest jak się takie rzeczy śnią ;____;
cóż. miejmy nadzieję, że nie zanudziło Was to opowiadanie xD
miłego dnia wszystkim <3

środa, 26 lutego 2014

Aho i Baka II (Aomine x Kagami - Kuroko no Basket)

no.
druga część mojego kochanego AoKaga
miałam iść na podwórko.
zostałam w domu.
żeby pisać.
wszystko dla Was D:
i tak nikt tego nie czyta. oj.

***

*mówi Aomine*
  Tak jak bez słowa szliśmy, tak i bez słowa się rozeszliśmy. Kagami skinął mi głową, ale zobaczyłem to dopiero kiedy zamykałem drzwi. Jestem usprawiedliwiony. Zaburczało mi w brzuchu. Zajrzałem do lodówki, rzucając torbę w kąt kuchni.
  -Kurwa. - przekląłem cicho, widząc pustki. Trzasnąłem drzwiczkami. Zajrzałem do szafek. Nic. W szufladach też nic. - Kurwaa! - wrzasnąłem rzucając się na łóżko. Po chwili ktoś załomotał w drzwi. - Czego?! - zawołałem zirytowany. Nie dość, że jestem odrzucony, głodny i zły, to jeszcze mi jakieś ludzie się do domu schodzą. Zaraz nie wytrzymie i rzucę sobą o ścianę. Jak bardzo pechowym można być? Usłyszałem trzaśnięcie drzwi i szybkie kroki. Do mojego pokoju wpadł Kagami. Spojrzałem na niego z byka. Wyglądał na przestraszonego, ale kiedy zobaczył, że jestem w jednym kawałku i nadal zajebisty, westchnął opuszczając bezradnie ramiona.
  -Czy chociaż raz nie mogę mieć normalnego sąsiada? - westchnął przeczesując palcami włosy. -Czemu wrzeszczałeś, jakby ci ktoś pornole zabierał?
  Uśmiechnąłem się w duchu. Coraz mniej miałem za złe Taidze, że się przez niego spedaliłem. Jest tak zajebisty, że wie co przeraża mnie najbardziej.. Albo po prostu jestem przewidywalny. Nie waażnee.
  -Żarcia nie mam - burknąłem w poduszkę jak rozpuszczone dziecko. Kagami westchnął i z cierpiętniczą miną, wyszedł z pokoju. Podniosłem głowę do góry i jebnąłem nią z całej siły w poduszkę. Czemu wyszedł? Wierzgnąłem dziko nogą. Czemu go nie zatrzymałem? Wierzgnąłem dwa razy. Czemu, do cholery, zachowuję się jak rozemocjonowana mydelniczka przed okresem?! Zacząłem wierzgać nogami, aż trzeszczały sprężyny. Usłyszałem skrzypnięcie drzwi. Przestałem się ruszać i powoli uniosłem wzrok. Kagami przyglądał mi się rozbawiony. Rzuciłem w niego poduszką, ale złapał ją i odrzucił. Nie uniknąłem tego D:  Taiga wyszedł z mojego pokoju, a ja usiadłem na łóżku.
  -Aomine! - wrzasnął z przedpokoju. Poderwałem się do góry. - Idziesz czy nie?! - zawołał. Byłem przy nim po kilku sekundach.
  -Gdzie idziemy? - spytałem zamykając drzwi. Kagami bez słowa poszurał w lewo. Ej. Czy to ja jestem ślepy czy on zawsze miał tak szerokie barki? Cholera. Co. Czekaj. Co on właściwie robi? Taiga otworzył drzwi do swojego mieszkania i zrobił zapraszający gest ręką. Popatrzyłem na niego, jakby właśnie mi oznajmił, że przeleciał Momoi i resztę Kiseki no Sedai. On jest nienormalny czy aż tak chce, żebym go przeleciał? Wie, że jestem cholernie zboczony. To po pierwsze. Po drugie , powiedziałem mu, że go kocham. Po trzecie, sam jest gejem. On jest naprawdę taki ułomny czy tylko udaje? Mimo tych wszystkich argumentów przeciw i mojego burczącego brzucha jako argument za, zapraszał mnie do środka. Cool.
  Po raz setny spojrzałem spojrzałem na Taigę, a ten zirytowany wepchnął mnie do mieszkania. Potknąłem się o własne nogi i poleciałem ryjem na ziemię. Przy wtórze głośnego śmiechu, Kagami przeskoczył nade mną zatrzaskując drzwi. Podniosłem się na rękach zaskoczony. Taiga ze śmiechu usiadł na podłodze opierając się plecami o ścianę. Trzymał się za brzuch i opętańczo machał nogami z całych sił próbując przestać się śmiać. Uśmiechnąłem się. A więc to tak śmieje się ten czerwonokudły głupek. I mi się to podoba. Aha. Fajnie wiedzieć ^^   Na czworaka podszedłem do uspokajającego się pomału Taigi. Zaskoczony spojrzałem w jego oczy lśniące z rozbawienia.
  -Tygrysek - szepnąłem przysuwając się bliżej. Poraziła mnie uległość Kagamiego. Ej. Stop! (Teraz węgorz). Przecież to on jest górą w związku z Kuroko, więc... AGH! Kurwa! Nie ogarniam typa! Walić konsekwencje. Kagami chciał coś powiedzieć, ale chamsko mu nie pozwoliłem. Zatkałem mu usta w iście zajebisty sposób. Otóż pocałowałem go. Kto zajebistemu zabroni? A teraz poproszę o aplauz na leżąco. Najlepiej od jęczącego w mraśny sposób Taigi. Ooo tak. To byłoby dobre.
  Mówiłem już, że nie ogarniam tego czerwonokudłego gnoja? Jak on mógł nie mieć nigdy dziewczyny, tak świetnie całując? Choolercia. Dziewczyny. Żałoba narodowa.
  Po kilku minutach chamskiego (raczej pedalskiego, ale nie zagłębiajmy się w to, proszę) całowania się przy drzwiach wejściowych, Kagami uznał, że najlepiej będzie mnie teraz podniecić. To znaczy.. No nie wiem o czym on teraz myślał, ani co uznał, ale co może chcieć innego zrobić z tą seksowną minką kota, którego drapie się po brzuszku? Normalnie cud, miód i lizaki. Ej. Ja chyba tym całym cukrem to przeciekać zacząłem. Zginę od wycukrzenia się na śmierć D:
  -A-Aomine - wyszeptał, kiedy byłem zajęty podziwianiem jego szyi. - A jedzenie?
  -Siedzi przede mną - powiedziałem przysysając się do kremowej skóry na szyi chłopaka. Nagle zostałem gwałtownie odepchnięty i jebnąłem chamsko łbem o ścianę. - EJ! A to za co?! - spytałem z wyrzutem. Taiga wstał i ruszył w głąb mieszkania.
  -Za  nic - burknął. Zobaczyłem jego czerwoną twarz w lustrze wiszącym w korytarzu. Kurde. On chyba chce, żebym go przeleciał tu i teraz. I chyba to zrobię. Nie moja wina. Słodki jest. - Idziesz czy nie? Zrobiłem spagetti. Trochę przydużo, więc jedz - burknął wchodząc (jak mniemam) do kuchni. Wszedłem za nim i od progu uderzył mnie przepyszny zapach. Ślina naciekłą mi do pyska. Chyba zaraz pobiegnę po pierścionek zaręczynowy. Spojrzałem na dwa ogromne garnki stojące na kuchence. Podszedłem do nich. W jednym był makaron, a w drugim - sos.
  -Ja wiem, że byłeś w Ameryce, ale cholera.. Czego oni cię tam uczyli? - spytałem pakując sobie palec ociekający sosem prosto do ust. Gdzie mój portfel i najbliższy jubiler? Wystarczy przetestować i do ołtarza.
  -Wielu rzeczy - zaśmiał się. Zastygłem. On ma jakiś mentalny okres 24h na 7 dni w tygodniu od urodzenia, czy jak? Humorki to on ma jak baba przed okresem. Machnąłem na to ręką, kiedy siadając przy stole spojrzałem na tyłek Kagamiego. Ok. Teraz, właśnie w tym momencie, przyznaję się do pełnoprawnego gejostwa. Mogę zacząć się jarać zgrabnym tyłeczkiem Taigi? Dziękuję.
  Przede mną wylądował ogromny talerz napełniony makaronem, sosem i serem.. Chyba..
  -Coś czuję, że będę dziś u ciebie spał. Nie doczołgam się do domu z przejedzenia  - powiedziałem zaczynając jeść.
  -Ok - odpowiedział Kagami z pełnymi ustami. Spojrzałem na niego. Świnia jedna, no. Kusi mnie. Kurwa. No nie ma innego wytłumaczenia, no nie ma. Sosik spływał mu po brodzie, a on nawet nie raczył go wytrzeć. To niesprawiedliwe. Nawet jedzenie potrafi dzięki Taidze być seksowne. Zająłem się jedzeniem z niejakim trudem. Wpałaszowałem wszystko w szybszym tempie niż ten debil, więc podparłem się łokciem o stół, a na nadgarstku oparłem brodę przyglądając się siedzącemu naprzeciwko, jedzącemu seksiakowi. Oh, ah, żem się tęczą spuścił. Kiedy skończył jeść, wstawił swój i mój talerz do zlewu. Matko Boska Koszykarska, Buddo, Szatanie czy co to tam gdzieś żyje, co nas stworzyło! Dziękuję ci, że stworzyłeś fartuszki! Chyba naprawdę śnię. Taiga. Założył. Fartuszek. Krew z nosa i orgazm dla oczu. Kiedy pozmywał i zdjął fartuszek (czemu? :<), odwrócił się do mnie.
  -To co teraz? - spytał zakładając ręce na klatce piersiowej. Chciałem powiedzieć, że chętnie przeleciałbym go teraz, tutaj w kuchni na stole w tym fartuszku, który zdjął, ale coś mi mówiło, żeby powstrzymać się od takich wyznań.
  -Rewanż. - powiedziałem wskazując na niego oskarżycielsko palcem. - Pokaż mi swój pokój.
  Taiga westchnął, ale otworzył przede mną grzecznie drzwi naprzeciwko kuchni. Pewnie wiedział, że i tak bym sam sobie zobaczył jego pokój, choćby o trzeciej nad ranem. Przekroczyłem próg i od razu rzucił mi się w oczy regał z gazetkami. Podszedłem do niego i chwyciłem pierwszy lepszy magazyn. Spojrzałem na okładkę. Koszykówka. Znowu. Bakagami >.<  Od niechcenia otworzyłem gazetę. Spryciarz. GDZIE DOSTANĘ PIERŚCIONEK ZARĘCZYNOWY?! Czerwonokudły ma nieźle nasrane we łbie. Błagam was. Kto stawia regał z ukrytymi w okładkach magazynów sportowych pornolami naprzeciwko drzwi? KRZYCZ 'TAIGA'! kocham debila.
  Obejrzałem się za siebie. Kagami stał ze spuszczoną głową, ale wyraźnie widziałem jego zaczerwienione ze wstydu uszy. Odłożyłem gazetę na regał i podszedłem do tego buraka. Chwyciłem go za przedramię i przyciągnąłem do siebie. Przycisnąłem wargi do jego warg i wcisnąłem mu na chama język do ust. Przytrzymałem go dłonią za kark, a drugim ramieniem oplotłem w pasie jego osobę. Przejechałem palcami wzdłuż jego kręgosłupa. W pewnym momencie dotknąłem skóry Taigi, która była gorąca jak dopiero co zdjęty z patelni stek. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz, kiedy bez protestów mogłem wpakować mu pod koszulkę rękę aż do łokcia.
  -Zbok. - wyszeptał Taiga z uśmiechem. Wgryzłem się w jego obojczyk, a chłopak jęknął. Pozbyłem się jego i swojej koszulki. Przyciągnąłem go i padliśmy na łóżko. Był troszkę ciężki, ale nie przeszkadzało mi to. Przyjemnie było. Nawet bardzo. Przy tuliłem Kagamiego czując nagłe zmęczenie spowodowane sytym posiłkiem. Serio? Robiło się już tak fajnie, a ja musiałem zasnąć. Smuteczek ;_;
*
*mówi Taiga*
  Aomine zasnął. Cóż. Mam gdzieś Kuroko. Fajnie było się z nim pieprzyć. To tyle. Do widzenia. Trzy razy nie. Dziękujemy. Tam ma drzwi, niech spierdala do Kise.
  Ok. Wiem, że dopiero dziś Aomine powiedział mi co czuje i wiem, że nie było to łatwe. Przyznaję. Pociąga mnie. I to cholernie. Gdybym nie przypomniał sobie o jedzeniu, to pewnie dupczylibyśmy się tuż przed drzwiami wejściowymi, a w każdej chwili mogła wrócić Alex, która chwilowo u mnie mieszka.
  Ej. Wiem, że Daikiemu było trochę ciężko, jak na nim leżałem, ale nie musiał się odgrywać, nie? Teraz to ja leżałem brzuchem na łóżku, a Aomine spał sobie wygodnie na moich plecach ściskając mnie kurczowo. Kiedy tylko próbowałem się ruszyć, zaciskałm uchwyt mocniej. Przestałem się wiercić w obawie przed połamaniem moich żeber. Nie mogę zasnąć. Aomine to zboczeniec. Jeśli obudzi się przede mną, to zmaca mnie albo co. Ehh. Będę miał to w dupie. Dosłownie. Heheszky. Leżąc pod Aomine, zasnąłem.
*
*mówi Aomine*
  Obudziłem się pierwszy. Sobota. Nareszcie. Uniosłem głowę i spojrzałem na śpiącego Taigę. Cud, miód i orzeszki. Wstałem i zgarnąłem z biurka Kagamiego czarny mazak. Ukląkłem nad nim okrakiem i już, już miałem podpisać się na czole chłopaka, kiedy ten złapał mnie za nadgarstek.
  -Co ty robisz? - spytał rozbudzony.
  -A jak powiem, że chciałem cię oznaczyć, to się obrazisz? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Roześmialiśmy się oboje. Kagami nagle spoważniał. Przewrócił mnie na plecy i nachylił się nade mną. Chwyciłem go za łańcuszek i pociągnąłem w dół, całując go namiętnie. Przesunął rękoma po moim torsie. Oh God. Będzie się działo, Kagami. Nie krzycz później, że boli cię dupka. Oblizałem wargi zachłannie i zabrałem się do roboty.

***

hohohoho.
koniec ;3
tak. to ma tylko dwie części xD
chyba, że chcecie więcej xD
nie chcecie, prawda? ;_;
forever alone Luzuś nie czuje, że to czytacie ;_;
nie ma opierdalania się!
komentować mi to >.<
dość na dziś. mam dość xD

poniedziałek, 24 lutego 2014

Aho i Baka (Aomine x Kagami - Kuroko no Basket)

Więc na początek ostrzeżenie!
a więc ostrzegam.
może i nie będzie ostrzejszych scen, ale to nadal podchodzi pod shounen-ai (miłość między mężczyznami)
i żeby nie było, że ni mówiłam.
wszelkie zażalenia proszę składać do mojego mózgu.
przypominam, że można zamawiać sobie fan ficki~!
i ewentualnie opowiadania na polski xDD

***

*mówi Aomine*
16 lat, 193 cm wzrostu, 85 kg wagi, ciemnoniebieskie oczy i granatowe włosy, ciemna karnacja.
Oto zajebisty ja.
16 lat, 190 cm wzrostu, 82 kg wagi, krwistoczerwone oczy i bordowe włosy z czarnymi końcówkami, jasna karnacja.
Oto jebnięty on.

  Przegrali. Przegrali z kretesem. Potroiliśmy ich wynik. Zajebiście! Powinienem się cieszyć, ale moja zlodowaciała obojętność zakazała mi wrzaśnięcia na cały głos, że są frajerami, nędzną podróbką drużyny i skomentowania tego bardzo głośnym śmiechem. Zamiast tego, przeszedłem obojętnie obok zdębiałego Tetsu. Mijając go wzdrygnąłem się mimowolnie. Czułem, że ktoś bardzo chce, żebym zginął. Obszedłem ławkę dookoła pod pretekstem zabrania stamtąd swojej torby. Tak naprawdę chodziło mi bardziej o zobaczenie przyczyny mojej gęsiej skórki. Podniosłem leniwie oczy i zdębiałem. Niech podniosą rękę osoby, które twierdziły, że to ja jestem potworem. Macie wpierdol, ale to potem. Teraz wyobraźcie sobie milion takich zajebistych mnie w jednym ciele. Wzrok dzikiego, nieokiełznanego zwierzęcia przeszywał mnie jak strzała. Oh, kurwa. Chyba stałem się jebanym poetą.
  -Aomine! Choć wreszcie! - zawołał Imayoshi. Ledwo dałem radę odwrócić wzrok od czerwonych i głodnych zemsty oczu Kagamiego. Zarzuciłem torbę na ramię i z jednym wielkim 'mam was w dupie, fajnie tam jest?' podążyłem za swoją drużyną.
  Leżąc na łóżku i wpatrując się w sufit, przypominałem sobie ten intensywny wzrok Taigi. Oczka to on ma ładne. Ogólnie to jest nawet spoko. Gdyby był dziewczyną z dużymi cyckami to brałbym, czemu nie? Czekaj. Kurwa. Moment. CO?
  Rzucałem się po łóżku jak pojebany. Mimo późnej godziny było duszno i gorąco. Cholernie gorąco. Cóż... Lepsze to niż odmarznięte jajca. W końcu nie wytrzymałem. Usiadłem na łóżku wyciągając giry jak najdalej. Potarłem twarz dłonią i stanąłem na ciepławej podłodze. Zerknąłem na zdjęcie swojej drużyny z gimnazjum. Popatrzyłem na swój idiotycznie wygięty ryj i parsknąłem cicho. Po cholerę mi to było? Mogłem wyjechać ze swoją rodzinką gdzieś na zachód i mieć święty spokój. Ale nie! Byłem tak wspaniałomyślny, że zostałem tutaj ze swoją starą ciotką mieszkającą dwa bloki dalej, żeby teraz nie mieć żadnego godnego rywala. Dziękujcie szmaty. Wielki Aomine postanowił zaszczycić was swoją zajebistą obecnością. Klękajcie narody. Oczywiście Kagami zapowiadał się obiecująco, ale jest debilem, więc co mi po nim?
  Zorientowałem się, że od jakiegoś czasu chodzę w kółko po pokoju. Przystanąłem zdziwiony. Coś nie dawało mi spokoju, siedząc uporczywie z tyłu mojej podświadomości. Potarłem dłonią brodę próbują wygrzebać to coś z odmętów mojego łba. Nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiego badyla, to coś co mnie tak niepokoiło, wyskoczyło na sam wierzch i zaczęło napierdalać tango. Albo to była rumba. Ewentualnie Poloneza. Kurwa, nie znam się na tańcach, no! Ważne, że nie mogłem się uwolnić od myśli o Taidze. Wyszedłem na balkon i odetchnąłem głęboko. Kurwa. Mózgu. Staph. Tylko Taiga, Taiga, Taiga. Okazjonalnie pojawia się Kagami, ale to szczegół. Zostawiłem drzwi otwarte i wróciłem do pokoju. Otworzyłem szafkę i wyjąłem moje ukochane gazetki. Odetchnąłem głęboko padając na łóżko. Wreszcie się odstresuję. Dosłownie wsadziłem nos między kartki. Mmm. Byłoby miło tak się przytulić do takich cycuszek. Oo tak. Tego mi trzeba. Przerzucając kartki podniecałem się coraz bardziej. W końcu nie wytrzymałem i zwaliłem konia, wyobrażając sobie te wszystkie dziewczyny jęczące pode mną. Wszystko byłoby pięknie i ładnie, ale każda zamieniała się w Kagamiego. Kurwa. I tak jestem zajebisty.
  Posprzątałem po sobie i poszedłem coś zjeść. Otworzyłem lodówkę i prawie rozpłynąłem się czując chłód bijący ze środka. Kurwa. To lodówkowe zimno było mi tak potrzebne jak zwłoki nekrofilowi. Wyjąłem z zamrażarki duże pudełko lodów i polazłem do siebie. Wygrzebując łyżeczką słodkie śmietankowe coś z plastiku, gapiłem się w sufit. Zrzuciłem puste pudełko na podłogę, owinąłem rękoma poduszkę i zasnąłem w tempie w jakim dochodzi prawiczek.
  Obudziłem się zlany potem. Kurna. Co to było? Kurna. Co za popieprzony sen. Kurna. Usiadłem prosto. Kurna. Ja i Taiga. Kurna. Graliśmy w kosza. Potem żeśmy się pobili. Kurna. Pogodziliśmy się i poszliśmy do sklepu po lody i dzida do mnie. Kurwa. Do tego momentu było wszystko ok. Potem było już gorzej. Kurna. Wyruchałem Kagamiego w swoim własnym, pieprzonym śnie. Kurna. What the fuck?!
  Uniosłem nieznacznie powieki i skierowałem wzrok na spodenki. Zdrętwiałem. Jakim. Pieprzonym. Prawem. Ja. Się. Pytam. Jakim, kurwa?! Pytam się jakim prawem były mokre?! Jakim cudem mi nadal stał?! Po śnie z tą czerwonowłosą ciotą w roli głównej?! Staczam się!
  -Za mało porno z cyckami - westchnąłem. Zwlokłem swój zajebisty zad z łóżka i zacząłem się szykować do szkoły. Jak zwykle kiedy akurat myłem zęby, ktoś kurwa przypomniał sobie, że musi mnie odwiedzić. Nacisnąłem guzik domofonu.
  -Chto sam? (Kto tam?) - spytałem sepleniąc i przy okazji opluwając pianą swoją ulubioną koszulkę.
  -Dzień dobry. Wprowadziłem się tu wczoraj. Chciałbym się przywitać i przy okazji zobaczyć z kim będę miał przyjemność sąsiadować - wyrecytował męski głos. Postanowiłem otworzyć drzwi. Takie dzieci jak to coś co stało u mnie pod drzwiami zawsze (bez wyjątków!) przynosiły ze sobą czekoladę. A jak wiadomo, czekolady nigdy za wiele. Murasakibara coś o tym wie. Słodyczy nigdy nie odmówię, nawet jeśli wiązało się to z wkurzającą gadką typu 'dogadajmy się'. Mam ochotę tym ludziom powiedzieć, że lepiej dogadalibyśmy się jakby mi possali, ale nie daliby mi tej czekolady :< A więc. Otworzyłem drzwi i momentalnie pożałowałem, że w ogóle się na to zdecydowałem. Chłopak stojący naprzeciwko też był nieźle zdziwiony. Wciągnąłem powietrze, powstrzymując się od dzikiego wydarcia mordy.
  -Aomine? Czekaj. Kurwa. CO? - podrapał się po głowie. Momentalnie mój kochany mózg przypomniał  mi jak ta czerwona pała wiła się pode mną w moim śnie. Kiedyś ten mózg zabiję. Przysięgam. Nagle nabrałem ochoty do wzięcia jakiegoś kija od baseballu i przyjebania stojącemu naprzeciwko Taidze i swojemu przyrodzeniu, które już zaczęło podrygiwać. Co jest, kurwa, ze mną nie tak?!
  -Dafaj szecholade i paszoł fon (dawaj czekoladę i paszoł won) - syknąłem przez pianę z pasty do zębów. Widać Kagamiemu też spodobał się ten układ, bo bez słowa podał mi ogromną czekoladę i najszybszym krokiem jaki u niego widziałem spierdolił do swojego mieszkania.. Które nawiasem mówiąc znajdowało się pięć metrów od mojego. Kurwa. Nie no. Spoko. Zajebisty poranek. Nie ma co. Najpierw dowiaduję się, że podnieca mnie Kagami, a zaraz potem ten zafajdany gnojek mówi mi, że będzie obok mnie mieszkał. Że co, kurwa?!
*
*mówi Taiga*
  What? Będę mieszkał obok tego zboczonego potwora?! Mogłem najpierw sprawdzić obok kogo będę mieszkał. Bakagami >< Mam przewalone.. Moment. Co na to Kuroko? Oh, fuck. Mam bardzo przewalone. 
  Przebrałem się w mundurek Seirinu, chwyciłem torbę i wyszedłem z mieszkania. Zatrzasnąłem drzwi i przekręciłem klucz w zamku. 
  -Dzień dobry, Kagami-kun - usłyszałem za swoimi plecami. Podskoczyłem do góry, kiedy Tetsuya objął mnie w pasie. - Coś się stało?
  -Znowu mnie przestraszyłeś - powiedziałem łapiąc się za naprawdę szybko bijące ze strachu serce. Kuroko puścił moją koszulkę i stanął naprzeciwko mnie. - Dzień dobry - powiedziałem przyciskając usta do bladego policzka chłopaka, który momentalnie pokrył się rumieńcem. Wziął mnie za rękę. Ścisnąłem jego dłoń i ruszyliśmy w kierunku szkoły.
*
*mówi Aomine*
  Nadal stałem jak pojebany kołek, kiedy te dwa.. geje.. odchodziły spod drzwi Taigi. Nagle w moim mózgu zaczął się maraton myśli. Taiga i Tetsu? Razem? O kurwa. Kiedy? JAK? To ja kiedyś brałem prysznic z pedałem? Czekaj. Kurwa. To Tetsu jest gejem?! Zwariuję dzisiaj, kurwa!
  -Proszę pana. Coś się panu stało? - spytała jakaś blondynka stając nagle przede mną. Potrząsnąłem głową.
  -Nie, nic - powiedziałem zamykając drzwi na klucz. Odwróciłem się z powrotem w stronę schodów. 
  -Na pewno nic panu nie jest? - spytała ze szczerą troską w oczach. Zlustrowałem ją od czubka głowy do stóp. 
  -Tylko trochę dziwnie się czuję - powiedziałem prostując się, żeby mieć lepszy widok. O słodki Buddo. A było na co popatrzeć. Niska, ale dobrze obdarzona przez geny. Spojrzała w górę
  -Wysoki jesteś! - westchnęła zdziwiona stając na palcach. Sięgała mi co najwyżej do połowy brzucha. Nawet Satsuki nie była tak niska. Jak tu się z czymś takim całować? Jak tak o tym pomyśleć, to fajnie byłoby się tak pomiziać z Taigą. Tylko trochę niższy ode mnie, dobrze zbudowany, nawet spoko ma ryjek..
  -Mam prośbę - powiedziałem uświadamiając sobie, że... Dobra. Nigdy nie sądziłem, ze to powiem, więc muszę się przygotować. Kilka głębokich wdechów i jeszcze kilka. Ok. Jestem gotowy. - Chodź ze mną. Możesz mi pomóc? - spytałem. Nie wierzę. Mission completed. Pierwszą osobą, która się dowie.. O TYM.. będzie przypadkowa dziewczyna. Moja zajebistość zanika. Poszliśmy do parku.
  -Co się stało? - spytała kiedy usiedliśmy na ławce. - Sprawy sercowe, prawda? Dobrze wybrałeś. Najlepiej powiedzieć o nich nieznajomym. Nie będę cię oceniać, spokojnie.. - rozgadał się krasnal. Resztę jej wywodu puściłem mimo tych dwóch dziur we łbie, zwanych uszami. Rozglądałem się naokoło. Nareszcie blondyna skończyła trajkotać i dała mi dojść do słowa.
  -Poznałem ją jakieś cztery miechy temu. Rywalizujemy i wydaje mi się, że ona mnie nie za bardzo lubi. Dopiero niedawno zrozumiałem co czuję. Ona.. Jak to powiedzieć? Jest bardzo chłopięca. Co zrobić, żeby mnie nie wyśmiała? - spytałem. O Matko Boska Koszykarska. Co się dzieje z tym przezajebistym Aomine? Staczam się coraz szybciej z mojego zajebistego Olimpu.
  -Powiedz mu, ze go kochasz - powiedziała krótko a mnie zamurowało. Dobra. Przyznaję. Mogę to wreszcie powiedzieć. Spedaliło mnie. Taiga mnie podnieca. Głośno i wyraźnie mówię, więc słuchać. Kocham Kagamiego Taigę. Jebana gejoza się we mnie obudziła. - Ten niski? Błękitno włosy? Słodziak z niego.
  Pokręciłem głową powoli i z wahaniem. Dziewczyna wciąż trwała przy swoim i powtarzała, że nie ważne kim jest.. Chłopakiem, dziewczyną.. Muszę powiedzieć wprost co czuję.
  -Cóż. To pewnie jeden sposób na tego zidiociałego debila - westchnąłem i wstałem. -Skąd wiedziałaś, że to chłopak?
  -Wodziłeś wzrokiem za każdym ładnym facetem.. jestem Kuroko Aya. Miło poznać. Jesteś Aomine Daiki, prawda? - spytała, a ja pokiwałem głową. Nic mnie już nie zdziwi. Kuroko gej ma siostrę blondynkę z dużymi balonami. Ok. To normalne. Tak myślę. Aya zaprowadziła mnie do liceum Seirin, a klasę 1-2 znalazłem sam. Wparowałem do środka i momentalnie zostałem otoczony przez kolegów z drużyny Taigi.
  -Po co żeś tu przylazł? - warknął Hyuuga patrząc na mnie z byka spod okularów. On zawsze był tak niski czy jeszcze bardziej zmalał?
  -Do Kagamiego. Można? - spytałem kulturalnie. Taiga akurat podszedł zobaczyć co się dzieje, więc skorzystałem z okazji. - Po chuj ja się pytam. Idziemy! - powiedziałem łapiąc go za przedramię i wyciągając z klasy. Mimo jego protestów i prób zatrzymania się, z łatwością ciągnąłem go po korytarzach. W końcu dotarliśmy za salę gimnastyczną. Tam Kagami ostatecznie się wyrwał. 
  -What do you want?! - wrzasnął. Kuuuźwa. Jestem w dupie. Czemu w jego ustach angielski był tak seksownym językiem? - Oi. Aomine. Nic ci nie jest? - spytał już łagodniej.
  -Nie. Czemu? - burknąłem.
  -Jesteś czerwony na twarzy. Nie masz gorączki? - dopytywał się, łapiąc mnie za kark i dotykając czołem mojego czoła. Czekaj. Kurwa. Moment. CO?! Ok. Nie powiem, miałem fajny widok. Karmazynowe oczy Taigi błyszczały w słońcu. Widziałem każdą jego rzęsę. Ok. Fajnie, ale jak szybko może się u niego zmieniać nastrój? Jak szybko?! Mentalny okres mu się zbliża, czy co?
  -Nic mi nie jest - wyszeptałem, ale się nie odsunąłem. Taiga też tego nie zrobił. Zwiesił tylko bezradnie ręce. Co się kuźwa dzieje?
*
*mówi Taiga*
  Granatowe, ciemne oczy. Oto w czym teraz utonąłem. Mózgu, stój. A Tetsuya? Jeśli się o tym dowie, to nigdy więcej nie da mi się przelecieć. Przyznaję. Nie wiedziałem, że jestem gejem i to właśnie ten mały gnojek mi to uświadomił, ale czemu Aomine musi mieć tak zabójcze oczy? Nie wiem co to miało do wszystkiego, ale tylko o tym potrafię teraz myśleć. Moje ręce zwisały bezwładnie po bokach. Stykaliśmy się czołami patrząc sobie w oczy. Nie odsunął się. Wręcz przeciwnie. Zmniejszył odległość.
*
*mówi Aomine*
  Pocałowałem Taigę. Najpierw z wahaniem, ale poczułem, że ten czerwonowłosy głupek próbuje przejąć dowodzenie, więc pokazałem na co mnie stać. Kiedy się od siebie odsunęliśmy dyszał lekko, a z jego dolnej wargi kapała krew. Usłyszałem chrzęst żwiru. Zanim Kagami się odwrócił do tyłu, złapałem do obiema dłońmi za twarz, powiedziałem, że go kocham, jeszcze raz przelotnie musnąłem jego usta i spieprzyłem do wyjścia. Łaziłem do parku wpieprzając lody jeden za drugim. Kurwa. Nie pomyślałem o tym, że mieszkamy obok siebie. Jestem w ciemnej dupie.
*
*mówi Taiga*
  -Kagami-kun - usłyszałem głos Kuroko za swoimi plecami. Przed chwilą Daiki wyznał mi miłość. Kurwa. Koniec świata. - To był Aomine-kun? - spytał Tetsu. Pokiwałem głową. Chwilę potem Kuroko ze mną zerwał. Czemu? Haha! Powiedział, że byłem zastępstwem za Kise, który wyjechał na rok i wczoraj wrócił. Pieprznięte życie. Zebrałem się do kupy, wziąłem swoją torbę i spieprzyłem z lekcji. Idąc przez park, zobaczyłem Aomine. Siedział rozwalony na ławce. Kiedy stanąłem przed nim, podniósł na mnie oczy. Poprawiłem torbę na ramieniu i zrobiłem zachęcający ruch ręką. Aomine wstał i poszliśmy ramię w ramię do swoich domów. Szliśmy niebezpiecznie blisko siebie, ale mi to jakoś nie przeszkadzało. Oh. Zapomniałem. Przecież jestem gejem :)

***CDN***


ten ironiczny uśmieszek na koniec xD
 a teraz dedykacja.
 DEDYKUJĘ TEN ONE SHOT ..#ℵ#★ CZYLI HARUCE (HARUKAAAAA) Z ASKA B)
no. 
prośba spełniona. 
jest druga część.
będzie więcej. 
piszcie co o tym myślicie.
...
proszę? ;_;