poniedziałek, 30 września 2013

Krwawy Piątek 13

  Witam ponownie ^^ Tak jak obiecałam nowe opowiadanko dłuższe od poprzedniego. Tym razem bez słodkiego końca, bo mam ich dość. W sensie, że tych happy endów i w ogóle. Przejadło mi się to. No wiec teraz coś mniej.. słodkiego. Coś w czym zawarłam moje marzenie. Chciałabym, żeby na świecie był taki Piątek 13 jaki tu opisze. A wy?
  Dobra. Dosyć gadania. Zagłębiamy się w ciemną, zimną, październikową noc... Buja! xD

***

  Obudził  mnie dźwięk budzika. Warto było opuścić tą imprezę i pójść spać. Dzięki temu teraz jestem wypoczęta i pełna energii na całe 24 h.
                                               ~       .        ~         .         ~
   Na całym świecie przestepczośc
zaczeła zanikac. Wszystko przez
Piątki 13. W tym jednym dniu
nic nie jest karalne. Można zabijać,
można kraść, można wysadzać 
w powietrze. Można robić dosłownie
WSZYSTKO...
~           .          ~           .        ~
  Spojrzałam na zdjęcie stojące na półce, na którym byłam ja i mój "chłopak". Prychnęłam. 
  -Karate, football, koszykówka, baseball, kolarstwo, piwko z kolegami... Ciekawe jak nazywał swoje spotkania ze mną - sięgnęłam po plecak wypełniony najróżniejszą bronią. Do reki wzięłam moją przyjaciółkę i pociągnęłam ją za sobą. Wyszłam z domu równo o godzinie 0.00.. Nikt z mojego miasteczka jeszcze nie wpadł na pomysł, żeby ten wyjątkowy dzień zacząć o 12 w nocy. Wolą dłużej pospać, niż więcej zrobić.
  Skierowałam swoje kroki ku sąsiedniej ulicy ciągnąc za sobą siekierę, która wydawała przeraźliwe dźwięki. Jakby krzyczała. Zatrzymałam  się przed domem z numerem 13. Uśmiechnęłam się. Cóż za zbieg okoliczności. Przerzuciłam plecak z siekierą za płot, a sama nad nim przeskoczyłam. Wyważyłam drzwi i skierowałam się do pokoju mojego "chłopaka". 
  -Pieprzona suka, męska dziwka. Zgiń, przepadnij pierdolone ścierwo... - złorzeczyłam pod nosem. Nikt nie wyszedł mi na powitanie. Ten dom niegdyś tętniący życiem kilka dni temu został opuszczony przez rodzinę Mike'a. Został sam. Sam w całym domu z wkurzoną dziewczyną w Piątek 13. Niezbyt optymistyczny scenariusz.

                                                           ~             ~             ~

  Mike był chłopakiem lekkich
obyczajów. Umawiał się z siedmioma
dziewczynami naraz. 
Każda była w nim zakochana
do szaleństwa. Tylko Kate,
bohaterce tej opowieści, udało
się go przyłapać na zdradzie.
Razem ze wszystkimi dziewczynami
uknuła spisek...

~            ~            ~   

  Cicho weszłam do jego pokoju. Położyłam plecak na biurku i wyciągnęłam z niego scyzoryk. Podeszłam i ujęłam rękę Mike'a w dłoń. Nie wygodnie było mi się nad nim nachylać, wiec uklękłam na podłodze w miejscu gdzie wcześniej stałam. Przejechałam językiem po zimnym metalu. Zatrzęsłam się od przejmującego zimna. Nie obchodziła mnie temperatura. Musze zrobić to co ustaliłam. Gdy przyłożyłam ostrze scyzoryka do jego skóry, wzdrygnął się i próbował wyrwać rękę. Leniwie otworzył oczy, kiedy to ja przywiązywałam jego nogi do łóżka. Próbował ruszyć rękami, ale te skrępowałam wcześniej. Gdy zobaczył mnie z nożem w ręku, uśmiechnął się, suka.

                                                             *             *             *

  Moja kochana Kate przywiązała mnie do łóżka i czuwała nade mną z nożem. Nie wiedziałem, że lubi S&M. Uśmiechnąłem się szeroko. Tknięty jakimś dziwnym przeczuciem spojrzałem na kalendarz. Kurwa. Piątek 13...
  -Tsssk. A miałeś nic nie poczuć. Teraz będziesz żałował, że się obudziłeś.. - syknęła zirytowana Kate. Wrzuciła scyzoryk do plecaka i wyjęła z niego jakąś szmatkę albo chustkę. Nie byłem w stanie ocenić w ciemności co to było. Ważne, że dziewczyna zawiązała mi to na ustach. Nie mogłem nic powiedzieć, ale ona wyczytała nieme pytanie z moich oczu.
  -Nie chcę, żebyś za bardzo wrzeszczał. Ogłuchłabym od tego - uśmiechnęła się, ale w tym uśmiechu było coś niepokojącego, co przyprawiło mnie o dreszcze. Wtedy podniosła rękę z nożem. Znienacka  wbiła mi go w dłoń. Przebił się na wylot. Szok i narastający strach postawiły barierę w moim mózgu. Nie czułem bólu, tylko przeraźliwy strach przed tym, że zaraz mogę zginąć. Po chwili ból eksplodował jak dynamit. Próbowałem złagodzić ból krzykiem, ale wtedy zrozumiałem...
Kate chce, żebym niemiłosiernie cierpiał...
*              *              *
  Nóż zagłębił się w jego dłoni jak w maśle. Gwałtownie wyciągnęłam ostrze. Trysnęła krew, a ja nie zdążyłam odskoczyć. 
  -Pobrudziłeś mi koszulkę - jęknęłam kiedy Mike próbował poderwać się z łóżka. Popatrzyłam na niego. Płakał. Ojej. Tak mi go było szkoda.


...A. Czekaj. Jednak nie.
  Musiał cierpieć 7 razy bardziej niż każda z tamtych dziewczyn.. Bardziej niż ja.
  Zatopiłam pierwszą igłę w jego nodze. Miałam ich przygotowane równo 1000. Teraz zostało 999. Wbijałam jedną igłę równo co minutę. Żeby się nie nudzić, wzięłam laptopa i włączyłam serial, który razem oglądaliśmy. "The Walking Dead". Pierwszy serial przy którym tak bardzo się bałam. Teraz oglądałam ostatni sezon siedząc w nogach łóżka mojego "ukochanego".
  Koło 16.30 skończyłam ostatni odcinek i wtedy też wbiłam ostatnią igłę. Chłopak cały zasmarkany i wyczerpany bólem, leżał nieprzytomny i bezbronny jak nigdy, ale to mnie nie powstrzymywało.

Zemsta

Kiedy on leżał u siebie w pokoju,
ja miałam na głowie następne ważne rzeczy.
Teraz był czas na ważne sprawy. 
Teraz był czas na kradzieże.
~             ~             ~
  Ja nie wiem po co właściciele sklepów, nauczyciele i inni  dorośli chodzą w tym dniu do pracy kiedy mogliby zrobić tyle fajnych, INNYCH rzeczy niż codziennie.
  Wbiegłam do banku ze smithem & wessonem w jednej ręce i Berettą M92 Custom w drugiej. Obie spluwy ukradłam wcześniej ze sklepu z bronią. Wymierzyłam w bankiera, który szedł do mnie ostrożnie z paralizatorem za plecami. Żeby pokazać, że nie jestem słabą i bezbronną, bawiącą się w bandytę, dziewczynką, zastrzeliłam gnoja z uśmiechem na ustach. W ten sposób zyskałam 100 000 000 dolarów od ręki. Wskoczyłam do skradzionego, żółtego lamborgini carera, przekręciłam kluczyki w stacyjce i ruszyłam z piskiem opon. Mijałam pijane, niepełnoletnie bachory, starych dupków gwałcących kobiety, nastolatki i małe dziewczynki, ale miałam ich wszystkich gdzieś. Zawiozłam pieniądze do domu Mike'a i ukryłam w sejfie, w piwnicy. Teraz dziękowałam bogom, że ojciec mojego byłego jest żołnierzem i trzyma w piwnicy dużo, dużo broni dla swojego syneczka, który chce pójść w ślady tatusia.
  Nacisnęłam guzik. Sejf schował się za pancernym lustrem, które rozbić mógłby tylko wybuch rodem z Hiroshimy. Uśmiechnęłam się patrząc na zegarek. 19.53... Dzień jeszcze nie zaczął nawet się kończyć. Zamknęłam pancerne drzwi i wyszłam na podwórko. Misja na ostatnie godziny Piątku 13 to nie dać się zabić...
~          ~        ~
  23.30
  Jeszcze tylko 30 minut. Siedziałam skulona w opancerzonej piwnicy z martwym Mike'm i około 600 milionami dolarów w sejfie. Z mojej ręki sączyła się krew, miałam poorane nogi od uciekania przez las i rozcięty brzuch. Rana zaczynała się pod lewą piersią, biegła na ukos i kończyła się na prawym biodrze. Nie była głęboka, ale blizna zostanie na pewno. 
  Do drzwi domu dobijały się byłe dziewczyny Mike'a. One nie chciały jego śmierci. Chciały tylko, żeby trochę pocierpiał.
  Mogłam posłuchać mojego przyjaciela. Mogłam nie umawiać się z Mike'm. Teraz nie musiałabym umierać.
  Krzyki ucichły tak nagle jak deszcz, który do tej pory padał. Usłyszałam cichy odgłos przekręcania klucza z zamku. Drgnęłam gdy usłyszałam pierwszy krok. Za każdym następnym byłam coraz bliżej wybuchu paniki. Drzwi otworzyły się gwałtownie, a w nich stanął...
  -Sam... - szepnęłam przerażona. Na progu stał nasz, mój i Mike'a, przyjaciel.
  -Witaj Kate - uśmiechnął się. W słabym świetle przygasającej żarówki zobaczyłam krew.
  -Mój Boże, Sam. Ty jesteś ranny? - spytałam przesuwając się kawałek do przodu. Pokręcił głową.
  -To nie moja krew - odrzekł z uśmiechem. - Uratowałem cię. Te dziewczyny nieźle walczyły, ale już ci nie zagrażają.
  Zdrętwiałam na moment. Co..? One nie żyją?
  -Co się stało? - spytał z troską robiąc krok w moją stronę. - Kiedy Mike'a już nie ma, my możemy być razem... - Odsunęłam się machinalnie i przylgnęłam do zimnego szkła. Wciąż myślałam trzeźwo. Na razie nie straciłam za dużo krwi, ale jeśli zacznę biec albo rzucę się do walki, będę bliska omdlenia. Wymacałam ręką kraniec szkła i przesunęłam się ku niemu nadal bacznie przyglądając się byłemu przyjacielowi. Za rogiem ze zbrojonego szkła wymacałam mój scyzoryk. Od razu poczułam się sekundy przypomniałam sobie czego uczył mnie ojciec.
  Słuchaj Kate.. powiedział mi wtedy. Nie możesz się wahać. Inaczej zginiesz. Jeśli to zrozumiałaś, wstań.
  Wstałam.
  Uspokój się i spójrz w cel. Spróbuj go zdezorientować.
  -Sam. Która jest godzina?
  A wtedy rzuć!
  Sam dostał prosto w gardło.
  Sama spojrzałam na zegarek.
  23.51
  Wyszłam z piwnicy zamykając ją na cztery spusty.
  Poszłam na górę do łazienki. Obwiązałam się bandażem i weszłam na strych, a ze strychu przez okno na dach.
  Wyjęłam z kieszeni kradzione mp4 i nałożyłam słuchawki. Uśmiechnęłam się. Cóż za zbieg okoliczności.
0.10
Siedzę na dachu.
W słuchawkach leci Imagine Dragons.
Moja ulubiona piosenka...
"Bleeding Out"...
Przy niej umarłam.

***
Następny one shot będzie słodko dziwny xD 
Piszcie w komentarzach czy się podobało, bo ja już muszę lecieć.
Do następnego ;D

niedziela, 22 września 2013

Ed x Roy (Fullmetal Alchemist)

  No więc... Zaczyna się era one shotów! ^^ Jakoś mnie tak wzięło i się na to napaliłam jak Natsu na walkę. Te otakowe porównania xD Dobra. A teraz ostrzeżenie. To będzie Shounen Ai czyli facet x facet.
  Żeby potem nie było, że nie ostrzegałam. Oczywiście nie będzie tu pikantnych scen i pocałunków, ale zawsze warto ostrzec, nie? ;3
  Jaram się tym jak kościół na Warszawskiej xD Bo się ostatnio kościół w Białymstoku palił, no i jakoś tak wyszło noo xD

No dobra. Zaczynamy.


***

  Szedłem korytarzami głównego budynku wkurzonym krokiem. Za mną zza rogu wybiegła Riza.
  -Edwardzie! Stój! Pułkownik chce się z tobą widzieć! - krzyczała zbliżając się niebezpiecznie szybko. Przyspieszyłem, ale było już za późno. Podpułkownik Riza Hawkeye dopadła mnie i właściwie zaciągnęła mnie z powrotem do gabinetu Roy'a Mustanga, mojego przełożonego. Nienawidzę go.
  -Widzisz Stalowy... - zaśmiał się pułkownik siadając na biurku. - Ja zawsze wygrywam. Nawet kiedy przegrywam, to i tak wygrywam.
  -Prawdziwa z pana kobieta - mruknąłem tak, by mężczyzna to usłyszał. Po raz enty tego ranka dostałem od niego po głowie.
  -Riza - zwrócił się do kobiety, która w odpowiedzi zasalutowała. - Wyjdź. Zawołam cię za chwilę.
  -Zrozumiano - podpułkownik wyszła z gabinetu zostawiając naszą dwójkę samą.
  -Nie lubię tego jak muszę ją traktować - westchnął opadając na fotel. - Nie lubię tego jak muszę traktować ciebie... - spojrzał na mnie oczami zbitego psa.
  -Przecież wiem, że to nie specjalnie.. Nie jestem zły - uśmiechnąłem się. - Riza pana kocha, więc zawsze panu panu wybaczy, a ja...
  -A ty? - spytał kiedy zawiesiłem głos.
         Gratulacje idioto! Geniuszem jesteś normalnie! wrzeszczałem na siebie w duchu. O mały włos nie wyjawiłem swojego największego sekretu osobie, która powinna się o nim dowiedzieć jako ostatnia.
  -A ja jestem pana podwładnym, więc i tak nie mogę odejść. O czym chciał mi pan powiedzieć? - spytałem próbując ukryć smutek.
  -No więc...
                                                             *               *              *

  Męczy mnie to, że muszę być dla wszystkich taki chamski, a szczególnie dla Rizy i Stalowego. Odkąd zobaczyłem go jako małego chłopca zaraz po tym jak transmutował swoją matkę, bardzo go kocham. Na początku myślałem, że kocham jak ojciec syna, albo brat brata, ale potem przerodziło się to w miłość jaką darzy chłopak dziewczynę. Dlatego coś ścisnęło moje serce kiedy powiedział mi, że nie odejdzie tylko dlatego, że jest moim podwładnym. Przekazałem mu niezbędne informacje, a gdy wyszedł, zawołałem do siebie Rizę.
  -Riza, mam do ciebie pytanie.. - powiedziałem, gdy tylko zajęła miejsce. - Czy ty m,nie kochasz?
  Dziewczyna przede mną potaknęła z uśmiechem.
  -Kocham pana jak brata, sir - powiedziała po kilkusekundowej ciszy. Odetchnąłem z ulgą. - Pan kocha Edwarda, prawda?
  Spurpurowiałem na twarzy, wciskając głowę w ramiona zawstydzony.
  -Aż tak bardzo to widać? - spytałem wciskając się głębiej w fotel. Riza pokiwała głową z uśmiechem.
  -Niech pan mu to wyzna, sir - zachęciła mnie widząc wątpliwości na mojej twarzy.
  -No dobra.. Ale jeśli się nie uda, to chyba się zabiję - westchnąłem wstając powoli z fotela. - Ale potem mnie transmutuj, ok?
                                                         *             *            *
 Szedłem z Alem na dworzec główny, gdzie mieliśmy zdemaskować Lust, jedyną kobietę-homunkulusa. Tak jak przypuszczałem pracowała tam jako kasjerka.
  -Bilet dokąd? - uśmiechnęła się miło. Podałem jej nazwę miasta.
  -A ty jedziesz z nami - powiedziałem z chytrym uśmiechem. Igrałem z ogniem.
  -C-co? Czemu? - przestraszyła się dziewczyna.
  -Bo tak wyczytałem  w Kamieniu Filozoficznym i on kazał mi cie ze sobą zabrać - zaśmiałem się, ale w tym momencie zorientowałem się, jak wielki popełniłem błąd.
  -Nii-san! - usłyszałem głos Ala, a zaraz potem poczułem, że moje ubranie nasiąka krwią. Spojrzałem w dół. Pazury Lust zagłębiły się w moim ciele. Podążyłem  za nimi wzrokiem. Okazała się być kobietą z dzieckiem, którą mijałem przy wejściu.
  -Źle tak straszyć kobiety - pokręciła głową. Potem zaczęła się jatka. Po kilkunastominutowej walce na dworzec główny wbiegł pułkownik Roy.
  -Stalowy! - zawołał kiedy przed moimi oczami zawirował świat. Po chwili padłem na twarz. -Riza, zajmij się nim!
  -Hai! - usłyszałem nad sobą leżąc na ziemi. Chwilą potem poczułem, że kobieta przewraca mnie na plecy, ale bez takiej wrodzonej kobiecej delikatności. (od autorki: ona odzwierciedla mnie ;-; ) - Widzisz jak się o ciebie martwi? - uśmiechnęła się do mnie. Pokręciłem głową ze smutkiem.
   -Bo jestem jego podwładnym - wyszeptałem, po czym wessała mnie ciemność.
                                                           *               *             *
  Stalowy upadł na twarz. Riza co prawda powiedziała, że jego życiu nic nie zagraża, ale Lust i tak miała już przechlapane. (od autorki: mało powiedziane xD będzie wpierdol ;-; ) Nie pokonałem jej ostatecznie, ale ledwo uszła z życiem. Po przewiezieniu Eda do szpitala, byłem z nim cały czas. Gdy się obudził siedziałem obok.
  -Roy -  wyszeptał wtedy i uśmiechnął się błogo, po czym znów zasnął. Nie budził się przez kilka dni.
  -Niech pan pojedzie do domu, sir. kiedy znów się obudzi damy panu znać pierwszemu - powiedział Havoc. Posłuchałem go, ale do tej pory tego żałuję. Tej strasznej nocy odebrałem ten pechowy telefon.
  -Edward Erlic, Pełno Stalowy Alchemik, zmarł 5 minut temu... Przykro nam...
 Kompletnie załamany poszedłem na plac główny. Płacząc gorzko i żałując wszystkiego co zrobiłem i powiedziałem Edwardowi, wyryłem wybuchami ognia na brukowanych ulicach miasta ogromny napis tak, żeby zobaczył go z Nieba. Z błogim uśmiechem na ustach podpaliłem także siebie. U bram Nieba czekał na mnie Edward uśmiechnięty od ucha do ucha. Nachyliłem się jak mi kazał i poczułem, że moje policzki oblewa rumieniec. Powiedział mi, że widział co napisałem.
  -Też cię kocham - wyszeptał wtedy.

                                                            ~           .         ~         .         ~  
  -Roy! - wrzasnął mi nad uchem Ed. - Znowu płakałeś przez sen. Co się stało?
  Leżeliśmy w łóżku, w naszym domu.
  -Śniło mi się to samo co rok, dwa i trzy, a nawet osiem lat temu - pociągnąłem nosem uprzytomniając sobie, że to nie my umarliśmy. Umarli Riza i Havoc. Rok po ich śmierci, połączyliśmy się.
  -To już 13 lat, co? - szepnął Ed przytulając mnie mocno. Pokiwałem głową. Chodziliśmy ze sobą trzy lata. 10 lat temu wzięliśmy ślub...

                                             Happy End ;-;   

***
Ooo matko. Skończyłam. No więc. Jak się podobało? Pisząc to płakałam, czytając koleżance płakałam z nią.. Ostatnio stałam się bardzo uczuciowa. Help
  Zdradzę jeszcze jedno.
  W każdym opowiadaniu, w każdej mojej książce jest cząstka mnie.
  Mojego charakteru.
  Mojego idealnego "ja".
  Albo mojej aktualnej sytuacji.



Następne opowiadanie będzie nosiło tytuł "Krwawy Piątek 13". Jak nazwa sama z siebie mówi, będzie to trochę psychiczne.. xD
                                                             Do następnego posta
                                                                                     Buziaki misiaki ;*
                                                                                            Luza/Ercy/LwicaDiDiCx