poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Czy anioły są zawsze.. górą? (Castiel x Dean - Supernatural)

Zaznaczam na początku, że nie wiem co się tu dzieje i nie biorę odpowiedzialności.
Moją specjalnością są bardziej komedie, więc wyszło jak wyszło.
Napisane podczas mojej wakacyjnej choroby, przez którą nie mogłam 4 dni wychodzić z domku, który mieliśmy z rodzinką wynajęty nad morzem.
No plz, ludzie.
Jeśli wtedy, zamroczona tym wszystkim pisałam, to czego się po tym spodziewać?
Nie mniej mam wrażenie, że nie wyszło tak źle.
Jak zapowiedziałam, Destiel (komedia) za dwa tygodnie.
Przepraszam za zniszczenie życia supernaturalowej familii.
Możecie mnie zabić, ale będę was nawiedzać po nocach. :3

***

  Jeszcze nigdy nie czuł się tak samotnie. Zawsze byli tylko oni, on i jego młodszy braciszek Sammy, ale nigdy nie czuł czegoś tak.. rozdzierającego. Co prawda nie raz zawiódł się na Samie, Sammy nie raz zawiódł się na nim, ale nigdy nie czuli czegoś takiego. Zawsze sobie wybaczali, wracali, WIEDZIELI, że wrócą. Przecież byli braćmi. Dean zrobiłby wszystko dla rodziny, dla małego braciszka Sammy'ego, Bobby'ego, który był dla nich jak ojciec i będącego z nimi od niedawna Castiela. Teraz siedział na masce swojej ukochanej Impali, na poboczu mało uczęszczanej drogi. Sam. Bo właśnie tak chciał. Chciał być teraz sam. Upił łyk piwa, gdy nagle jego telefon zaczął wibrować. Spojrzał na wyświetlacz, wziął głęboki oddech i odebrał połączenie.
  - Przepraszam, że tak nagle odjechałem, Sammy. Nie wrócę dziś na noc. Jutro pewnie też nie. Muszę przemyśleć parę spraw. Idź się gdzieś zabaw skoro mamy wreszcie dwa dni wolnego. Mam nadzieję, że sobie poradzisz, co? - zaśmiał się niemrawo i upił łyk piwa.
  - Dean.. - usłyszał niski, zachrypnięty głos, który przyprawiał go o zawał serca za każdym razem, gdy go słyszał. Wszystko zwolniło, butelka prawie wyśliznęła mu się z ręki, a krew tętniła w żyłach co raz szybciej. - Dean, gdzie jesteś? Odezwij się, Dea.. - rozłączył się jak najszybciej mógł. Schował komórkę do kieszeni, ledwo zwalczając w sobie chęć rzucenia nią o ziemię. Przetarł dłonią twarz. I pomyśleć, że przez chwilę miał wątpliwości co do swojej decyzji. W połowie drogi chciał zawrócić, zajechać po Sama i pędzić do roboty. Teraz, gdy wiedział, że Cas może być razem z jego bratem, opcja powrotu była wykluczona. Anioł od jakiegoś czasu potrafił znaleźć tylko młodszego Winchestera, żaden z nich nie wiedział czemu widział Deana tylko wtedy, kiedy ten się do niego modlił. Było to dziwne, ale w teraźniejszej sytuacji starszego z braci, bardzo przydatne. Te uczucia.. One go wypełniały przez cały czas. Przerażało go to i trochę przerastało. Od dzieciństwa był wystawiony na uderzenia każdego rodzaju uczuć, ale czegoś takiego jak teraz jeszcze nigdy nie doznał. Był tym wyczerpany, nie mógł normalnie się zachowywać w takich warunkach, nie mówiąc już o jakiejkolwiek pracy. Podczas, gdy siedzieli z Samem w motelach po skończonej robocie, Dean często nie mógł spać, więc po cichu odpalał telewizor i oglądał te wszystkie mydlane opery. Przez nie właśnie zaczął podejrzewać czemu jego zachowanie i uczucia są tak inne niż zawsze.
  - Cholera - warknął, uderzając lekko o maskę samochodu. Lekko, bo nie chciał przecież uszkodzić swojej Dziecinki. Spojrzał na niebo, które stawało się powoli granatowe, a gwiazdy migotały bladym światłem. Gdyby tylko był tu.. Stop. Nie. Jeszcze nie wiedział czy to na pewno było to, o co siebie podejrzewał, dlatego nie mógł sobie pozwalać na jakiekolwiek insynuacje. Dopił piwo i postanowił się przespać. Wycofał auto jeszcze bardziej w stronę drzew, usiadł wygodnie na przednim siedzeniu, opierając głowę o zagłówek, ale sen nie nadchodził. Przetarł oczy palcami i odpalił silnik. Warkot jego ukochanego wozu uspokoił go trochę. Wsadził pierwszą lepszą kasetę do odtwarzacza i skierował się w stronę znaną tylko temu domniemanemu Bogu, który być może gdzieś tam siedział i oglądał poczynania Deana i płakał ze śmiechu nad jego głupotą. Przecież w głębi znał odpowiedź na swoje pytania, więc po co komplikował sobie życie tą ucieczką?
  Zmęczenie Dean poczuł dopiero nad ranem. Zaburczało mu w brzuchu, powieki samoistnie opadały. Miał tylko nadzieję, że nie spowoduje żadnego wypadku ani nie zarysuje swojej Dziecinki zanim nie dotrze do motelu. Zatrzymał się przy pierwszym, który napotkał na drodze. Jadąc przez miasto kupił i zjadł dwie kanapki, więc teraz jedyne co mógł zrobić, to pójść spać. Zapłacił za jedną dobę w jednoosobowym pokoju, odebrał klucz i poczłapał w stronę, którą wskazała mu recepcjonistka. Otworzył drzwi. Kiedy zobaczył łóżko, poczuł, że nogi się pod nim uginają. Rzucił torbę ze swoimi rzeczami gdzieś w kąt, zatrzasnął drzwi, zdjął buty, kurtkę i resztę ubrań aż został w samych bokserkach. Rzucił się na łóżko, zakopał pod kołdrą i zasnął prawie natychmiast.
  Stał po środku łąki, zielonej, mocno ukwieconej. Naokoło polany rosły ogromne, kolczaste krzewy. Dean rozejrzał się wkoło, a jego wzrok spoczął na przestrzeni nie porośniętej niczym. Woda w stawie migotała, odbijając promienie słońca. To go uspokajało.
  - Dean - usłyszał za sobą. Odwrócił się powoli i zrobił kilka kroków w tył.
  - Cas - stwierdził, czując jak w środku mu się coś rozjaśniło. Poczuł w sercu dziwne ciepło. - Już mnie znaleźliście?
  - Nie, jeszcze nie. To tylko sen. Sam robi co może, ale nadal nie wiemy gdzie się znajdujesz.. Dlatego tu jestem - powiedział anioł, spokojnie jak zwykle.
  - Nie, stary - Dean zmarszczył brwi. - Nie po to od ciebie zwiewałem, żeby teraz podawać się wam jak na tacy!
  - Więc to przeze mnie? - Cas spojrzał na Deana, uważnie lustrując każdy jego najmniejszy gest. Bolało go serce, tylko czemu? Czekał na potwierdzenie lub zaprzeczenie swoich słów. Czekał, ale Dean nie potrafił dać mu jednoznacznej odpowiedzi. W pewnym sensie to była wina Castiela, ale to Dean zachowywał się tu jak dziecko.
  - Nie ważne, Cas - odparł wreszcie. - Jak poukładam sobie wszystko tutaj - popukał palcem w skroń. - Wrócę, obiecuję - powiedział ze swoim firmowym uśmiechem 'wszystko jest dobrze albo może ci się tylko tak wydaje'. Cas skinął głową. Przez resztę snu Dean siedział na brzegu stawu, wpatrzony w jego taflę, a Cas stał tuż za plecami swojego przyjaciela, wpatrując się w niego. W końcu sen sie skończył, a Dean mógł się obudzić. Nie był zmęczony, ale coś było nie tak, jak powinno. Czuł się gorzej po nocnym spotkaniu z Casem. Dlatego uciekł. Miał od tego odpocząć, miał przemyśleć wszystko, ale nie. Sam i Cas zawsze musieli go szukać na siłę. Teraz Deanem targały jeszcze większe wątpliwości niż zeszłego dnia. - Weź się w garść. Masz jeszcze całą dobę. Przemyślisz sobie wszystko.. - zamruczał, przejeżdżając ręką po twarzy. Usiadł i spojrzał za okno. Gdyby tylko..
  Nagle ktoś zapukał do drzwi. Starszy Winchester szybko naciągnął na siebie spodnie i wczorajszą koszulkę, sięgnął po rewolwer, po czym wyjrzał przez wizjer.
  - Sammy? - warknął, chowając broń za opaśnicę spodni i uchylił drzwi. - Co ty tu robisz? Przecież nie miałeś pojęcia gdzie mnie szukać..
  - Tak, tak powiedziałem Castielowi. Nie ma teraz na to czasu. Wysłałem go do jednego z miast daleko stąd, żeby przeszukał wszystkie motele w promieniu kilku mil od niego. Zaraz wróci - powiedział młodszy Winchester, wpychając się do pokoju. - Słuchaj, nie wiem o co chodzi tobie, ale wiem, że w końcu sobie z tym poradzisz. Problem w tym, że z Castielem też jest źle. Ciągle jest jakiś nabuzowany, poddenerwowany, robi wszystko, żeby cię znaleźć, gada tylko o tobie.. Zachowuje się jak..
  - Jak rozwydrzona nastolatka - prychnął Dean, zakładając ręce na klatce piersiowej.
  - Nie wiem czy akurat 'rozwydrzona' jest tu dobrym określeniem, ale chyba nie muszę mówić na głos czemu Castiel się tak zachowuje. Oboje to wiemy..
  - Co? O czym ty mówisz? - spytał Dean wyraźnie zdezorientowany. Sammy spojrzał na niego zdziwiony.
  - Nie mów. Na prawdę nie wiesz? - spytał Sam, nie dowierzając. Starszy Winchester rozłożył ręce i wzruszył ramionami, oczekując odpowiedzi.
  - Sam. Dziękuje, że mnie tu sprowadziłeś - usłyszeli z przeciwległej strony pokoju. Odwrócili się, żeby zobaczyć anioła stojącego tuż przy łóżku. - Musimy porozmawiać Dean. Sam. Mógłbyś nas..
  - Jasne. To ja.. Pójdę zapłacić za pokój. Wezmę osobny - Sammy wyszedł, tłumacząc się trochę nerwowo. Bał się co mogłoby wyniknąć z tego nie planowanego spotkania, ale nic już tu nie mógł zrobić. Drzwi zamknęły się z cichym trzaskiem, kiedy Sammy zostawił anioła i swojego brata samych.
  - Dean - powiedział anioł, zjawiając się tuż przed Winchesterem.
  - Cas, mógłbyś trochę.. Wiesz.. Odsunąć się? - spytał na pozór spokojnie. Cas posłusznie cofnął się o krok, ale ani myślał odchodzić choćby centymetr dalej. Wciąż stał wpatrzony w twarz Deana, ale ten nie miał serca już upominać przyjaciela o to, że takie zachowanie też jest krępujące.
  - Musisz mi pomóc. Nie wiem co się ze mną dzieje. Próbowałem prosić Sama o pomoc, ale on powiedział, że mam o tym porozmawiać z tobą - Cas patrzył wprost w zielone oczy Deana, a Dean patrzył prosto w niebieskie oczy Castiela. Serce starszego Winchestera wybijało teraz rytm szybszy od serca kota. Miał wrażenie, że jego klatka piersiowa zaraz eksploduje.
  - Więc.. Co jest takiego nietypowego? - spytał, opanowując swoją chęć do..
  - Nie mogę cię znaleźć. Z Samem nie mam problemów, ale z tobą.. To pewnie dlatego, że tak bardzo nie chciałeś, żebym cię znalazł - powiedział i czekał na werdykt. Dean kiwnął głową, potwierdzając teorię anioła. Coś ścisnęło Castielowi serce. - Kiedy odjechałeś zacząłem robić się zdenerwowany. Nie mogłem przestać myśleć o tym, że mogło ci się coś stać, a mnie by przy tobie nie było. Nie dałem rady zająć się czymkolwiek innym niż tylko szukaniem ciebie.
  Dean stał wpatrzony w niebieskie oczy anioła. Miał wrażenie, że gdyby Cas mógł przyjąć ludzką postać bez używania naczynia, to wyglądałby dokładnie tak samo jak teraz. Może to właśnie przez to wrażenie wydawało mu się, że przez niebieskie oczy przyjaciela przebija się dziwnie piękny blask. Anioł nic nie wiedział o ludzkim zachowaniu czy o uczuciach. Prawie nic. Dzięki Winchesterom poznał gniew, irytację, radość, ulgę i inne uczucia towarzyszące przyjaźni, ale to nadal było za mało. Za mało wiedział o relacjach międzyludzkich. Cas nadal się uczył tego wszystkiego. Dean mógł mu wmówić co tylko chciał, a anioł przyjąłby to jako coś normalnego bez mrugnięcia okiem. Bo mu ufał. Ufał bezgranicznie starszemu Winchesterowi. Dean potrząsnął głową i odrzucił od siebie te myśli. Co on chciał zrobić? Sam siebie zaczynał się powoli bać.
  - To nic, Cas, to normalne. Siadaj, wytłumaczę ci - powiedział Dean, odwracając się do anioła plecami. Nie chciał, żeby jego przyjaciel widział teraz jego twarz. Nie mógł się zdecydować. Być szczęśliwym, bo Cas tak bardzo się o niego troszczył, czy się złościć, bo sam sobie próbował wmówić, że to znaczyło coś więcej. - Zaraz wrócę, idę po piwo do samochodu - powiedział, wychodząc powoli z pokoju.
  Chwilę później siedzieli przy stole, człowiek rozdarty w środku przez to co powinien w jego mniemaniu, a co naprawdę chciał zrobić i anioł z istną mieszaniną uczuć, które przypominały teraz huragan. Oboje z butelkami w rekach. Dean upił łyk piwa i odstawił je na stół trochę zbyt energicznie, przez co prawie rozbił butelkę. Żaden z nich tego nie zauważył.
  -Słuchaj. To normalne, że się bałeś, że mnie szukałeś. Jesteśmy bliskimi przyjaciółmi, a bliscy przyjaciele troszczą się o siebie nawzajem. Kiedy jeden z nich robi coś takiego jak ja, czyli wyjeżdża bez słowa i znika, to ten drugi bardzo się martwi i próbuje go znaleźć - powiedział Dean i upił kolejny łyk, święcie przekonany, że dobrze odczytał i wytłumaczył aniołowi jego uczucia.
  - A czy to, że chciałem cię przytulić, kiedy tylko mogłem cię zobaczyć.. To też normalne? - spytał, powoli dobierając słowa. Ręka Deana na chwilę zacisnęła się mocniej na butelce. Spokojnie, tylko spokojnie.
  - Oczywiście. To samo chciałeś zrobić, kiedy Sammy odzyskał duszę, prawda? - stwierdził, przytykając usta do butelki, żeby nie powiedzieć już nic więcej. Cas zastanawiał się chwilę, wpatrzony w stół, po czym podniósł wzrok na Winchestera i kiwnął głową na znak, że wszystko zrozumiał. Po kilku sekundach już go nie było. Dean wzdrygnął się. - Niech licho weźmie ciebie i tą twoją umiejętność znikania, Cas - warknął, odrywając na chwilę usta do butelki.
  Nie wiedział ile czasu minęło. Siedział tak już dość długo i pił. Cały czas. Wstawał tylko po kolejną butelkę i wracał do stołu. Nie włączył telewizora ani radia. Siedział w absolutnej ciszy przerywanej tylko odgłosem przełykania i uderzeń szklanej butelki o drewniany stół. Miał wrażenie, że dusił się przy każdym wdechu. Jego serce bolało. Te mydlane dramy miały rację, ale nadal nie dał rady sobie tego przyswoić, więc pił. Świat zaczynał się powoli kręcić. Rozluźnił mięśnie i zamknął oczy. W myślach przywołał obraz swojego anioła. Cas w jego umyśle był taki jak na żywo. Pozostawało pytanie: czemu uważał go za wyjątkowego i patrzył na niego inaczej niż na innych? Nagle do pokoju ktoś wpadł bez pukania. Dean uniósł powoli powieki i spojrzał ledwo przytomnie na swojego brata zamykającego właśnie drzwi. Sam podszedł do stołu, dysząc lekko.
  - Dean, co ty mu nagadałeś? Teraz siedzi i się nie odzywa. Mógł zniknąć i polecieć do tych swoich tam na górze, ale siedzi u mnie w pokoju i nic nie mówi, nawet nie odpowiada na moje pytania. Wiesz co jest jeszcze gorsze? On siedzi i pije. Rozumiesz? Właśnie pośrednio uchlałeś nam anioła - powiedział rozwścieczony, ledwo powstrzymując się od krzyku. Jego brat tępo wpatrywał się przed siebie. Sam westchnął, uspokajając emocje przynajmniej odrobinę. - Słuchaj. Nie wiem o co ci chodzi. Mógłbyś, proszę, choć trochę uchylić rąbka tej wielkiej tajemnicy? Jestem twoim bratem, wytłumacz mi co się dzieje w tym twoim pustym do połowy łbie.
  - Jak mam ci cokolwiek wytłumaczyć, skoro sam jeszcze tego nie rozumiem? - starszy Winchester nawet nie spojrzał na brata. Sam dopiero teraz zobaczył ile pustych butelek walało się na podłodze, stało na stole.. Puste butelki były prawie wszędzie naokoło stołu i krzesła.
  - Nie rozumiesz? Dean! Do cholery jasnej! Jak możesz nie rozumieć siebie?! Weź się w garść!
  - Jak mam wziąć się w garść?! Powiedz mi jak, to to zrobię! - wrzasnął, podrywając się do góry i stając niepewnie na chwiejnych nogach. Kolejna pusta butelka wylądowała na dywanie. - Pierwszy raz się tak czuję, więc może łaskawie dałbyś mi święty spokój i pozwolił mi to wszystko na spokojnie sobie poukładać!
  Sammy zaniemówił. Jeszcze nigdy nie widział, żeby Dean aż tak żywo reagował na uczucia, które nie były związane z jego rodziną. Zanim zdążył jakkolwiek zareagować, Dean zwinął kurtkę z oparcia krzesła, zabrał torbę z rzeczami i zatrzasnął za sobą drzwi motelu. Po chwili Sam usłyszał kroki. Trzasnęły drzwi Impali, ale nic więcej. Żadnego ryku odpalonego silnika, nic. Podszedł do okna. Wóz Deana stał na parkingu, a on sam gdzieś poszedł. Sammy pobiegł do recepcji spytać o brata. Kobieta odpowiedziała, że pan Smith właśnie się wymeldował. Młodszy Winchester załamał ręce.
  - No. To teraz dopiero zachowałeś się jak rozemocjonowana nastolatka, Dean, gratulacje - mruknął, wracając do swojego pokoju. Odpuścił. Skoro jego brat chciał być teraz sam, to mu to zapewni. Dean i tak w końcu wróci, a do tego czasu Sam musiał uświadomić ich anioła w kilku rzeczach związanych ze starszym Winchesterem. - Castiel, wiesz.. - powiedział, wchodząc do pokoju. Zatrzymał się w progu. Nic innego nie mógł zrobić. Całą podłogę od wejścia do łóżka zawalały puste butelki. Przesuwając je nogą, dobrnął jakoś do materaca, na którym siedział Castiel. Sam rozejrzał się jeszcze raz. Naokoło łóżka było jeszcze więcej butelek niż sobie to wyobrażał. - Coś ty zrobił? - westchnął ciężko.
  - Próbowałem zrozumieć Deana - wybełkotał Cas. - Kiedy on nie rozumie swoich uczuć to pije. Myślałem, że to pomaga, więc.. - powiedział, po czym zawiesił się. Jego do tej pory pochmurną twarz rozjaśnił słaby uśmiech. - Sam. Czy to, co teraz czuję.. Bo czuję dużo teraz. Naprawdę dużo. Chciałbym go przytulić, pocieszyć. Coś mnie tu ściska, kiedy widzę Deana takiego - wskazał swoją klatkę piersiową. Sam kiwnął głową, pokazując, żeby anioł mówił dalej. - To jest serce, prawda? Bardzo szybko bije, kiedy myślę o nim, a kiedy jest przy mnie to mam wrażenie, jakbym miał zaraz wybuchnąć. To jest przyjaźń? Dean powiedział, że to wszystko co robiłem kiedykolwiek, żeby go znaleźć, żeby mu pomóc, to przez przyjaźń. Sam. Czy to przyjaźń? Czy ja jestem chory? Co to jest? - wybełkotał nieskładnie. Sam podziwiał go za to, że jeszcze nie wisiał nad kiblem, a co dopiero mówić o tym, żeby w ogóle myśleć w takim stanie.
  - Nie jesteś chory. To normalne, ale nie między przyjaciółmi. Castiel, oglądałeś ten film z Deanem w nocy przed tym jak wyjechał? Ten o ślubie - Cas kiwnął głową niemrawo. - Jesteście jak główni bohaterzy. Boicie się swoich uczuć. Uciekacie. Tylko nie wiem czemu. Kochacie się, a uciekacie od siebie jak najdalej - Sam westchnął kręcąc głową. Cas zamyślił się.
  - Kocham? - powiedział cicho. To słowo tak przyjemnie rozpływało mu się w ustach. Uśmiechnął się lekko. Właśnie zrozumiał. Jednak alkohol w połączeniu z Samem pozwalał zrozumieć swoje uczucia. Już wiedział, czemu Dean tak często pił.
  Usiadł na ławce w parku. Czuł, że powoli zaczynało mu się przejaśniać w głowie. Przeszedł spacerkiem przez całe miasto, mrucząc do siebie. Kiedy wreszcie usiadł, poczuł ten ciężar, który zalegał w nim, w jego sercu. Przetarł twarz dłonią i spojrzał w górę. Było już dość późno, powinien wracać do Sammy'ego i przeprosić go za ten teatrzyk. Co mu odbiło? Robić takie sceny.. To do niego nie podobne. Wiedział, że musi wracać, ale nie chciał się stąd ruszać. Było tu tak pięknie. Chciał, żeby Cas się tu zjawił. Mógłby mu wtedy to pokazać. Usiadł zgarbiony, zamknął oczy, oparł łokcie na kolanach i splótł swoje dłonie razem.
  - Hej, Cas.. - wyszeptał ledwie słyszalnie. - Jeśli mnie słyszysz.. Choć mam nadzieję, że nie słyszysz.. Nie ważne. Nie mam ochoty na dalsze uciekanie. Jest jak jest. Cały czas wiedziałem co czuję, ale myślałem, że to tylko takie chwilowe jak wszystko co do tej pory miałem. Trochę się też bałem. Najpierw byłeś dla mnie przyjacielem, potem drugim bratem, ale teraz nie mogę tak dłużej. Nie, kiedy uświadomiłem sobie, że cię kocham. Mam nadzieję, że wiesz co oznacza miłość, bo nie chce mi się tego tłumaczyć - uśmiechnął się lekko. Odczekał chwilę, mając nadzieję na usłyszenie charakterystycznego trzepotu skrzydeł. Pokręcił głową. Widocznie Cas go nie usłyszał. Może Dean nadal blokował anioła podświadomie? Zacisnął mocniej dłonie. - Chciałbym, żebyś teraz tu był. Jestem tchórzem, dobra? Mówiłem, że nie chciałem cię przy sobie, ale tak naprawdę to bałem się. Chciałbym ci powiedzieć w twarz co do ciebie czuję.. Czemu nie możesz się pojawić, kiedy cię wołam? - szepnął, odczekując chwilę, po czym otworzył oczy. Poczuł na swoim ramieniu dłoń. Podniósł głowę. Zobaczył piękny, delikatny uśmiech, te piękne, błyszczące, niebieskie oczy. Cas stał teraz przed nim, był tu. - Ty.. Słyszałeś?
  - Wszystko - potwierdził. - Byłem tu odkąd powiedziałeś moje imię - powiedział. Dean wstał powoli i stanął tuż przed aniołem. Już nie przeszkadzała mu mała przestrzeń miedzy nimi, teraz nie liczyło się nic więcej, tylko Castiel stojący naprzeciwko niego.
  - Kocham cię, Cas - powiedział Dean ze ściśniętym gardłem. Cas wsunął swoją dłoń w dłoń starszego Winchestera i splótł ich palce razem. Długo patrzyli sobie w oczy, blask księżyca oświetlał wszystko nadając chwili podniosły nastrój. Nagle zza jednego z drzew dało się słyszeć tłumione westchnięcie i wołanie Sama, które brzmiało jak "Całuj wreszcie". Dean nie zdążył nawet zareagować. Anioł złapał jego twarz w swoje dłonie i zlikwidował dzielącą ich odległość. Jego usta przywarły do ust starszego Winchestera. Wplótł palce w jego krótkie włosy i przywarł do niego całym ciałem. Dean poczuł jak dreszcze przebiegają przez jego kręgosłup. Rozpłynął się w uścisku swojego anioła i rozkoszował się tym cudownym momentem. Chwilę później oderwali się od siebie. Cas aż promieniował szczęściem. Nikt jeszcze nigdy nie widział go tak szeroko uśmiechniętego i szczęśliwego jak teraz. Dean oparł czoło o jego ramię i przytulił mocno swojego Castiela.
  - Też cię kocham - powiedział anioł, głaszcząc powoli plecy swojego Deana, który po chwili oderwał się od niego cały czerwony na twarzy. Ruszył szybkim krokiem do swojego brata, który dobrowolnie wyszedł z ukrycia, unosząc ręce do góry jakby się poddawał.
  - Co to miało być, Sammy?! Skąd ty tu w ogóle się wziąłeś?! - zaczął krzyczeć.
  - Castiel mnie niechcący ze sobą zabrał. Jest kompletnie pijany, tak jak ty zresztą - zaśmiał się młodszy Winchester.
  - Ale co to miało być?! "Całuj wreszcie"? Co to jest? Ślub?!
  - Wyglądaliście jakbyście nie wiedzieli co macie ze sobą zrobić. Poza tym.. - Sam otaksował brata wzrokiem. - Nie wiedziałem, że będziesz taki uległy. Myślałem, że to ty będziesz kluczem, która otworzy Castielową kłódkę..
  - ZAMKNIJ SIĘ! - wrzasnął zawstydzony Dean, zatykając usta brata dłonią.
  - O co chodzi z kluczem i kłódką? Ja nie mam żadnej kłódki - stwierdził Cas pojawiając się tuż za plecami starszego Winchestera. - Dean, o co chodzi? Czemu jesteś taki czerwony? Jesteś chory?
  - Nie, Cas, jestem zawstydzony, a wszystko przez tego tutaj sukinsyna - powiedział, wskazując na Sammy'ego, który siłą powstrzymywał śmiech. Dean zabrał rękę z twarzy brata, rzucając mu wściekłe spojrzenie, po czym znów zwrócił się do anioła. - A z tą kłódką i kluczem, to nie ważne. Sammy znowu coś..
  Dean nie zdążył nic więcej powiedzieć. Castiel zresztą też. "Sammy, ty sukinsynie. Musiałeś wyrosnąć taki silny?" pomyślał Dean, kiedy jego brat na siłę złączył usta Castiela i Deana, pchając ich do siebie jakby byli jego lalkami. Odsunął się, gdy tylko zobaczył, że Cas podłapał temat i zaczął napierać na usta starszego Winchestera. Sama zamroziło, kiedy dłoń anioła powędrowała pod koszulkę jego brata. Dean odepchnął go lekko. - Nie tu. W motelu - wydyszał.
  - Mną sie nie przejmujcie. Ja wezmę sobie inny.. - zaczął Sam, ale jego brat i anioł już zniknęli. - Inny pokój - dokończył, opuszczając rękę. Westchnął ciężko i przeczesał włosy ręką. Nie wróci do tego motelu ani dziś, ani jutro. Jego rzeczy nadal leżały w pokoju, ale to nic. Nie miał zamiaru zastać tamtej dwójki podczas dokładnej prezentacji na temat tego, co oznacza w przenośnia 'klucz i kłódka' ani kto został czym w ostateczności. Sammy westchnął ponownie, po czym poczłapał w stronę najbliższego sklepu z ubraniami. Musiał kupić trochę rzeczy, żeby przez dwa dni nie chodzić w jednym ubraniu. Całe szczęście, że idąc wcześniej przez miasto zauważył, że jakaś staruszka ma pokoje do wynajęcia. Postanowił jeden wynająć i pójść do baru opić szczęście swoich dwóch debili. Zamierzał schlać sie jak nigdy. Mógł zabalować. I tak nie pojadą jutro do roboty, nawet jeśli jakąś znajdą. Podejrzewał, że Dean nie będzie dał rady nawet usiąść, nie mówiąc o jakiejkolwiek pracy. Sammy uśmiechnął się szeroko. Teraz jego brat naprawdę może zacząć zachowywać się jak baba, miał do tego pełne prawo. Dziwiło go tylko jak szybko Castiel nauczył się całować i robić jakiekolwiek dalsze ruchy. Chociaż.. To było do przewidzenia, skoro przez ostatnią godzinę oglądał pornole. Sam zaśmiał się w duchu. Skoro anioł tak szybko się uczył, to Dean będzie miał ciężko w tym związku.


***

Jeszcze raz..
Plz, nie bijcie. D: