czwartek, 2 kwietnia 2015

Bo życie to gra..

Zacznijmy od tego, że to opowiadanie poleciało na konkurs. xD
Nie mam pojęcia co mi odwaliło, żeby napisać coś takiego.
Pierwszy raz jestem tak skołowana, że nie wiem co myśleć o tym co sama napisałam.

***

  Zza zamkniętych drzwi słyszała wiwaty, okrzyki, nawoływania i skandowane imiona. Otworzyła oczy, poprawiła kucyk i sięgnęła po skórzane ochraniacze na dłonie. Podeszła do drzwi. Odetchnęła głęboko i wyważyła żelazne drzwi jednym kopnięciem. Miejsce wiwatów zajęło dudniące buczenie.

*

  Szedł jak zwykle wolno powłócząc nogami. Korytarze powoli pustoszały, a ona jako jedyny niebojący się nagany nauczyciela, podziwiał widoki za oknem.
  - Widziałaś wczorajszy pojedynek Crimson? Był najlepszy do tej pory! Co?! Dostałaś się na główną salę?! Zazdroszczę! - zawołała rozentuzjazmowana dziewczyna, praktycznie przebiegając obok. Jason spojrzał na nią obojętnie i znów zwrócił swoje spojrzenie na piękne widoki jakie prezentowało wczesne lato. Jego uwagę przykuła dziewczyna o jasno brązowych włosach. Podniosła głowę ku niebu, by po chwili znów spojrzeć w dół. Pisała coś, ale wydawała się bardzo znudzona. Nigdy jej tu nie widział. A może po prostu nie zwrócił na nią uwagi? Uśmiechnął się pod nosem. Nie było to ważne. Kiedy ktokolwiek się nudził, wkraczał on, głośny, wiecznie wesoły siedemnastolatek o urodzie typowego meksykanina. Rzucił plecak na ziemię i otworzył okno. Wiatr odrzucił do tyłu poły jego czarnej bluzy, kiedy wyskoczył z parteru. Wylądował miękko na ziemi i szybkim krokiem skierował się do dziewczyny.
  - Hej! Hej, ty! Co robisz? - zawołał. Odwróciła do niego głowę, po czym poderwała się do góry i uciekła. Ostatnie co zobaczył, to jej włosy, które w słońcu mieniły się odcieniami szkarłatu i bursztynu. Westchnął ciężko. Zlekceważył przeciwnika. Ludzie nieczęsto lubią rozmawiać z nieznajomymi. Ona nie była wyjątkiem. Spojrzał pod nogi. Kartka, najprawdopodobniej należąca do uciekinierki. Usiadł na ziemi, wziął papier do ręki i zaczął czytać.

Nudno.. Tu jest tak nudno. Życie jest nudne. Wszystko jest nudne. 
Po co ja w ogóle przychodzę do szkoły? Ah.. No tak.. Obiecałam rodzicom.
Inaczej nie mogłabym chodzić na DP. Cóż... Muszę wycierpieć. Tak to już jest.
Muszę tylko spełniać ich oczekiwania. Wtedy...

  Zdanie się urwało. To przez ten nagły wybuch chłopaka, który teraz siedział jak na szpilkach. Chciał jej pomóc. Chciał jej pokazać jak zabawny jest ten świat. Chciał jej pokazać, że na Death Parade świat się nie kończył. Przewrócił oczami. Nie rozumiał czym ludzie się tak ekscytowali. Death Parade to tylko walki amatorów. Wszelka broń była dozwolona. Jedyna zasada dotyczyła pistoletów, której nie można było używać. Na ring wchodziło do dziesięciu osób, a ostatnia potrafiąca utrzymać się na nogach, wygrywała. Niestety, zaczęło się to rozprzestrzeniać. Zawodników było tak dużo, że organizowano też walki w terenie. Miejsce nie miało znaczenia. Ważna była liczba osób i chęć do walki. Nigdy nie rozumiał co pchało ludzi do bijatyk. Milej byłoby skoczyć na bungee..

*

     Znowu mnie śledzi  pomyślała. Szła okrężną drogą próbując zgubić szkolnego dziwaka, Jasona. Uwziął się na nią i od dwóch tygodni nie dawał jej spokoju. Ciągłe zaczepki, zaproszenia, uśmiechy, spojrzenia.. Susan syknęła, przyspieszając. Za rogiem wspięła się na balkon, po balkonie przeszła na dach niskiego bloku i przywarła do blachy. Tak jak sądziła. Jason przybiegł za nią. Był wysportowany, ale tropiciel z niego żaden. W końcu dał sobie spokój. Odszedł powłócząc nogami. Odczekała jeszcze chwilę i zeszła na ulicę. Spojrzała na zegarek i z przyzwyczajenia potarła ramię z wytatuowanymi na nim dwoma gotyckimi literami DP. To był znak rozpoznawczy. Ludzi bez tego znaku nie atakowano. Nielegalne walki były tylko dla tych, którzy ich chcieli. 

*

  Zgubił ją. Znowu. Mimo stałego ignorowania jego próśb przez Susan, nie poddawał się. Nie potrafił odpuścić. Raz postawiony sobie cel, realizował do końca. Jeszcze raz spojrzał na kartkę. Przeczytał tych kilka zdań wyrwanych z kontekstu. Nagle w jego umyśle zapaliła się lampka. Death Parade. Pisała o tym. Uśmiechnął się lekko. Wiedział już gdzie jej szukać. Nie musiał nigdzie się spieszyć, DP zaczynało się za kilka godzin. Zawrócił na pięcie i ruszył w stronę swojego domu, rozmyślając nad tym, jak dotrzeć do upartej Susan, której wydawało się, że życie jest nudne i z góry zaplanowane. 
  Szedł przez park. Było już ciemno, a na około zbierały się terenowe grupy Death Parade. Przeszedł przez ulicę i pchnął drzwi. Został gruntownie przeszukany, jak każdy wchodzący na główną salę. Rozejrzał się. Znalezienie Susan w tym tłumie graniczyło z cudem. Odetchnął głęboko i ruszył na miejsce, które zajął mu jego znajomy. Przywitał się z nim i usiadł na plastikowym krześle, cały czas rozglądając się za dziewczyną. Jego kolega nie przestawał mówić. Jason, już lekko poddenerwowany, kręcił się, rozglądał i klął pod nosem. Nigdzie jej nie było. Może akurat dziś..
  - Witam, witam, witam! Zaczynamy kolejne Death Parade! - zawołał prowadzący. Jason zwrócił ku niemu wzrok. Ogromny, umięśniony, uśmiechnięty. Prezenter wyglądał na wieloletniego trenera boksu. Nie przedłużając, zapowiedział walkę dwóch mistrzów DP - Crimson i JPride. Chłopak skrzywił się, słysząc, że kobieta ma bić się z facetem. Chciał stąd wyjść. Nie mógł patrzeć na wchodzących na arenę wojowników. gdyby nie nadzieja na złapanie Susan, nigdy by tu nie przyszedł. Mimo obrzydzenia, zerknął na dwójkę walczących. Świadomość tego, co właśnie zobaczył, wbiła go w siedzenie. Te włosy, te ruchy.. Crimson, Susan.. Obie dziewczyny to jeden i ten sam człowiek. Przypatrzył się jej. Uśmiechała się. Pierwszy raz widział u niej tak szczery uśmiech. Walka skończyła się nagle. Crimson wbiła scyzoryk w szyję JPride'a, a ten padł na ziemię bez życia. Jason podniósł się i wybiegł z sali. Oparł rękę o ścianę. Jego żołądek się skurczył. Zwymiotował cały obiad. Ciężko oddychając, spojrzał w niebo. Wsadził ręce do kieszeni i podreptał do najbliższego automatu. Kupił butelkę wody, usiadł na ławce i zaczął myśleć. Pierwszy raz widział coś takiego. ona naprawdę lubiła to, co się tam działo. Uwielbiała to. Widział jej uśmiech.
  - To chore - szepnął, odchylając głowę w tył. 
  - Co jest chore? - usłyszał nad sobą. Otworzył oczy. Crimson.. Nie. Bez rozwichrzonych włosów i obłąkanego wzroku, była tylko zwykłą Susan. Usiadła obok, wrzucając torbę pod ławkę.
  - Death Parade i to, że cieszysz się z walki - powiedział bez wahania. Pokiwała głową, a on zerknął na nią pobieżnie. - Słuchaj. Życie nie jest nudne i zaplanowane. Możesz robić co chcesz, kiedy chcesz i jak chcesz. Wiele ludzi teraz uważa, że są nieszczęśliwi. To tylko kwestia odczucia. Gdyby umieli patrzeć, słuchać i czuć.. Szczęście mogliby znaleźć we wszystkim co staje im na drodze. Z tobą jest tak samo.. - zawiesił się. Do tej pory uciekająca Susan siedziała obok i słuchała go uważnie. - Czemu..?
  - Czemu przyszłam sama z siebie? - dokończyła za niego. Kiwnął głową. - Chciałam ci dać szansę. Widząc jak bardzo ci na tym zależy i jak cieszysz się wszystkim naokoło.. Chciałam zobaczyć czy tez tak potrafię.. - szepnęła, wzdychając. W tamtym momencie przypieczętowali niepisaną umowę. Jeden raz. Jason miał jedną szansę na pokazanie Susan życia pełnego zabawy. Gdyby mu się to nie udało, miał dać sobie z nią spokój. 
  Następnego dnia spotkali się przy szkolnej bramie. Jason poprowadził ją na pobliski most. Ogromny, wysoki.. Idealny do skoku na bungee. Oboje śmiali się do rozpuku. Potem zaliczyli wyścigi gokartów i przyglądali się konserwacji małych samochodzików. Zaszli do zagranicznej restauracji i zamówili dania o najdziwniejszych nazwach jakie znaleźli. Potem oglądali wyścigi motocykli.
  - Jak było? - spytał Jason, kiedy siedzieli już na dachu wieżowca, popijając sok jabłkowy. Susan zaczęła mówić o tym co ją cieszyło, a co zdziwiło ją tego dnia. Chłopak oparł brodę na nadgarstku i przyglądał się dziewczynie z uśmiechem. - Czyli jednak mi się udało.. - wtrącił, kiedy Susan zaczerpywała tchu po relacji z wyścigów motocyklowych. Pokiwała energicznie głową. 
  - Udało ci się, udało.. Może po prostu musiałam znaleźć właściwą osobę, żeby odkryć piękny świat - zamyśliła się. Od tego dnia Crimson co raz rzadziej pojawiała się na arenie. Gazeta podziemnego świata huczała od plotek. Crimson, do tej pory najsilniejszy zawodnik Death Parade, zniknęła ze sceny na dobre. Domysłom nie było końca. Tymczasem Susan bawiła się w najlepsze ze swoim nowym przyjacielem. Jason pokazał jej świat od strony, której jeszcze nie znała. Nauczyła się wierzyć w to, że codziennie czeka na nią jakaś niespodzianka od losu. Nigdy nie traciła nadziei na dobrą zabawę. 
  - Składamy przysięgę - wypaliła. Jason spojrzał na nią zainteresowany. - W twoje następne urodziny zrobimy coś czego nigdy żadne z nas nie zapomni. Nie mam jeszcze pomysłu co to mogłoby być, ale znając ciebie, wymyślisz coś naprawdę szalonego - uśmiechnęła się szeroko, a Jason żywo jej przytaknął. 
  Pół roku później stali na moście, na którym pierwszy raz skakali razem na bungee. Za dwa dni miały być urodziny Jasona. Planowali wycieczkę autostopem. Nie ważne dokąd, nie ważne ile czasu to zajmie.. Ważne, że wybierają się na nią razem.
  - Idziesz już? - spytała go. Kiwnął głową. - Ja jeszcze chcę pobiegać, więc nie musisz mnie odprowadzać.
  - Jasne. Do jutra - odpowiedział, przybijając z nią piątkę. Odszedł i pochłonęła go ciemność nocy. Westchnęła, opierając się o barierkę. Tyle się zmieniło w jej życiu. Tak bardzo zmieniła się ona sama. I to wszystko przez jednego człowieka i jej ciekawość. Czuła się lekka i wolna. Uśmiechnęła się w przestrzeń. Chwilę jeszcze stała wpatrzona w przejeżdżające samochody, po czym odwróciła się z zamiarem odejścia. Zatrzymała się w pół kroku. Ból. Przerażający, tępy ból. I szok. Czarny kaptur. Ukryta w cieniu twarz. Szerokie barki okryte czarną bluzą. I nieludzki warkot.
  - Zabiłaś go. Zabiłaś mojego przyjaciela. JPride nie żyje. Przez ciebie - wycharczała postać. Z ust Susan wypłynęły pierwsze krople krwi. Metaliczny posmak śmierci nie ustępował. Postać odeszło, a Susan dotknęła swojego brzucha. Ostrze. Ogromny rzeźnicki nóż tkwił w jej brzuchu po samą rękojeść. Dziewczyna zachwiała się i padła na ziemię. Wydało jej się, że świat zwolnił. Wpatrzona w gwiazdy, nie poczuła jak po jej policzkach stacza się pierwsza i jedyna łza. Zakaszlała, czując, że zbliża się nieuchronny koniec. Przerażający smutek rozdarł ją na pół. Ostatkiem sił uniosła dłoń ku górze i zwinęła ją w drżącą pięść.
  - Wygrałam, Jason. Żyłam tak, jak chciałam - pomyślała, wpatrzona w swoją rękę, teraz ubrudzoną we własnej krwi. Pięść opadła na jej klatkę piersiową, a Susan wypowiedziała swoje ostatnie słowa: - Przepraszam, Jason. Nie mogę spełnić naszej obietnicy. Odchodzę pierwsza. Żegnaj, przyjacielu - wycharczała między odruchowym kaszlem. Miała nadzieję, że Jason znajdzie osobę, którą będzie mógł nazywać tak, jak ją. Tym słodkim głosem. Patrzył tymi pięknymi oczami. Ostatnią desperacką myślą Susan było "Chcę żyć!". Nie dostała tej jedynej szansy. Śmierć nie była tak litościwa jak ona rok temu, kiedy to pozwoliła Jasonowi wkroczyć w swoje życie i pokazać sobie jak to jest żyć naprawdę. Ciemność pochłonęła ją szybko, nie cierpiała długo. Umarła w błogim przeświadczeniu, że Jason będzie żył dla niej.. Że nie załamie się jak ona po śmierci swojej jedynej przyjaciółki.

*

  Jason mocno przeżył śmierć Susan. Załamał się, nie potrafił bez niej żyć.
            Usłyszał głośne gwizdanie. Spokojny jak nigdy, spojrzał w lustro. Te same oczy.. Takie same jak u niej. Już wiedział co czuła przed ich spotkaniem. Pustka. Bezsilność. Obojętność.
  Zza zamkniętych drzwi usłyszał wiwaty, okrzyki i nawoływania. Sięgnął po skórzane ochraniacze na dłonie. Odetchnął głęboko i wyważył żelazne drzwi jednym kopnięciem. Miejsce wiwatów zastąpiło dudniące buczenie, a on wiedział.. Na głównym ringu Death Parade historia zataczała koło. Jedno umiera, drugie żyje bez celu. jedno nie może żyć bez drugiego. Nie potrafi od kiedy ich dusze zaczęły tworzyć jedną całość.

Jason "Fear" Stewart zmarł w wieku 19 lat.
Przyczyną śmierci był strzał, który padł z trybun.
Zaraz po huku wystrzału można było usłyszeć krzyk..
"To za JPride'a!"