niedziela, 20 grudnia 2015

Szaleństwo

Sama do końca nie rozumiem co napisałam.
Moja pani od polskiego z gimnazjum stwierdziła, że można to interpretować na wiele sposobów.
Lubię panią od polskiego z gimnazjum.

***


  Naokoło było ciemno. Jedynym źródłem światła jej pokoju był nikły blask monitora. Przesunęła muszkę w lewo i kliknęła w baner reklamowy. Nowy portal społecznościowy. Mruknęła zadowolona, przejrzawszy go pobieżnie. Zarejestrowała się i zdziwiona zauważyła, że otrzymała już pierwsze pytanie. Przeczytała je kilka razy. Wstukała odpowiedź na klawiaturze i opublikowała ją na swoim profilu. Uśmiechnęła się do różowego misia stojącego obok monitora

Jak chciałabyś umrzeć?
Szybko i bezboleśnie.

  Następnego dnia w gazecie ukazał się artykuł. "Osiemnastoletnia gwiazda zamordowana!" głosił nagłówek, a zaraz pod nim widniało lekko zamazane zdjęcie dziewczyny z wbitymi w przedramię strzykawkami. Na jej brzuchu leżał różowy miś.

  - Ann! Wychodzę! Trzymaj się kochanie! - zawołała mama. Wymruczałam pożegnanie i wróciłam do kartkowania książki. Przetarłam oczy i z głębokim westchnięciem odrzuciłam głowę do tyłu. Łzy znów pociekły po moich policzkach. Czemu to spotkało akurat mnie? Czemu potrącona nie została ta gruba dziewczyna idąca przede mną? Przez ten wypadek nie mogłam więcej grać! Coś ścisnęło mnie za serce i nie chciało puścić. Nagle zadzwonił telefon. Sięgnęłam po niego niechętnie.
  - Tak? - mruknęłam. 
  - Ann? To ja, Raisa. Jak się czujesz? - usłyszałam w słuchawce.
  - Nie jest źle. Da się przeżyć - pociągnęłam nosem, sięgając po ciastko.
  - To dobrze - odpowiedziała z wahaniem. - Ann? Słyszałaś o tych tajemniczych zabójstwach?
  - Tak, a co? - prychnęłam, przeżuwając kruche ciastko. - Boisz się, że ciebie też dopadną?
  - Nie, nie.. Wiesz, że to nie o to chodzi - odparła szybko. - Martwię się. Te dziewczyny były do ciebie bardzo podobne, nie tylko z wyglądu. One też miały problemy psychiczne i...
  - Nie jestem psychiczna, Clay. Wszystko jest w porządku. Jak tylko moja ręka wróci do normy.. Jak tylko wyzdrowieję, wracam do drużyny - warknęłam, rozłączając się. Znów westchnęłam. Czemu wszyscy uważają mnie za ofiarę losu? Dam radę, poradzę sobie. - Wszystko jest w porządku - powtórzyłam, spoglądając w lustro. Popatrzyła na mnie rozczochrana, zmęczona dziewczyna z podkrążonymi, złotymi oczami, obejmująca kolana ramionami i kiwająca się w przód i w tył. Chwyciłam leżącą obok książkę i rzuciłam nią w lustro, które rozprysło się na setki kawałków. Wrzasnęłam przeciągle, przyciskając poduszkę do twarzy. Kłamca. Kłamca. Kłamca. Nie wrócę. Nie zagram więcej w kosza. Nie ruszę się z domu.
  Stanęłam na ciepłej podłodze i zaczęłam  krążyć po pokoju. Raz po raz pocierałam gips na lewym ramieniu, który opasał też moją klatkę piersiową. Pechowy samochód. Roztrzaskane kości lewego ramienia były przyczyną mojego aktualnego stanu. W końcu chwyciłam laptopa i znów padłam na łóżko. Włączyłam przeglądarkę i wpisałam adres portalu, o którym ostatnio stało się dość głośno. Nazywali go 'dwadzieścia cztery godziny śmierci'. Nie wierzyłam w bezsensowne podejrzenia ludzi, skoro nie było nawet dowodów. Z samych podejrzeń nic nigdy nie wyniknie. Dużo nastolatek z niego korzysta, a tylko nieliczne zostały zamordowane. Zauważyłam nowe pytanie, które zostało mi zadane. Zwlekałam z odpowiedzią, dokładnie rozpracowując każdą ewentualność i żaden argument nie pozostał nieobalony. W końcu, po dwóch dniach, zasiadłam przy laptopie i wklepałam odpowiedź. Chwilę przed naciśnięciem przycisku "odpowiedz", coś zaświtało mi w głowie. Może policja ma rację? Może jakiś szaleniec zabija ludzi bez powodu 24 godziny po otrzymaniu odpowiedzi na tym portalu? Odpędziłam od siebie tą myśl i pewnie nacisnęłam klawisz. W tym samym momencie otrzymałam odpowiedź od jakiejś dziewczyny. Kiedy chciałam kliknąć na ikonkę, żeby móc odczytać odpowiedź, zasnęłam.
  - Ann. Znowu wyszłaś nie pytając mnie o zgodę? - spytała mama, wchodząc do pokoju. Pokręciłam głową, stwierdzając, że nigdzie się stąd nie ruszałam. - Czemu, w takim razie, jesteś ubrana jak do wyjścia? - wskazała czarną bluzę, krótkie spodenki i granatową koszulkę. Wybrnęłam, mówiąc, że był u mnie kolega, a nie chciałam siedzieć przy nim w piżamie. Twarz mamy złagodniała. Po chwili rodzicielka puściła do mnie perskie oko i wyszła, a ja znów usnęłam, czytając kolejną odpowiedź.
  - Znana jest już tożsamość kolejnej ofiary. Jest nią Raisa Clay, siedemnastoletnia licealistka, która... - zdrową ręką chwyciłam stołek i w przypływie szału, roztrzaskałam telewizor. To nie możliwe. Raisa nie żyje? Zaczęłam się miotać po pokoju. Jak to? Jak to? Jak to? Ona nie mogła umrzeć. Nagle stanęłam jak wryta. Czemu? Co w mojej głowie robiły obrazy z chwili śmierci tych dziewczyn? Zrobiło mi się niedobrze. Popędziłam do łazienki, nachyliłam się nad umywalką i zwróciłam cały dzisiejszy obiad. Na przemian wrzeszcząc, śmiejąc się i płacząc, pobiegłam do pokoju. Nerwowymi ruchami zapisałam nad łóżkiem imiona i nazwiska wszystkich ofiar nieznanego mordercy. Pierwszych dziesięciu nie podawali w wiadomościach. Na końcu dopisałam swoje imię. Ręka nie przestawała pisać, mimo, że oczy były przesłonięte kurtyną łez. Kiedy skończyłam, napisałam ogromnymi literami zdanie.

JAK CHCESZ UMRZEĆ?!

  Wtedy wszystko się uspokoiło. Ręce przestały mi drżeć. Przestałam płakać. Nie krzyczałam, nie śmiałam się. Nie wiedziałam jakim cudem do tej pory nikt nie odkrył tożsamości mordercy. Powoli i starannie zapisałam obok nazwisk sposoby śmierci. Chwilę potem weszłam na swój profil na portalu. Na pytanie 'Jak chcesz umrzeć?' odpowiedziałam, że chciałabym się powiesić. Uśmiechnęłam się lekko. Zamknęłam cicho laptopa, by po chwili cisnąć nim w okno. Szyba rozprysła się na miliony kawałków, które porypały się w stronę podwórka. Chwyciłam skakankę, po czym zawiesiłam się na chwilę. Nie. Oszukam przeznaczenie. zerknęłam na podłogę przy oknie. Uśmiechnęłam się. Jest. Jeden, duży. Złapałam go i poszłam do łazienki. Odkręciłam kran, położyłam się w wannie i pozwoliłam, żeby moje ciało otoczyła kojąca, ciepła woda. Wtedy ścisnęłam w dłoni kawałek szkła i podcięłam sobie żyły. Odłamek wchodził gładko w moją skórę. Nie czułam bólu. Wreszcie byłam jedną osobą. Wreszcie wszystko zrozumiałam. Byłam szalona. To ja zabijałam. Potwierdziły to wszystkie dowody, które znalazłam zaraz po śmierci Raisy. Mój pokój był usiany dowodami. Oparłam głowę o brzeg wanny i pozwoliłam swojej świadomości powoli odpłynąć. Wraz z moją krwią wypływały ze mnie moje grzechy, poczucie winy i druga ja. Odebrałam życie najbardziej niebezpiecznej osobie, która jako jedyna mogła jednym ruchem wydać moje winy.
Sobie.

  - Kończąc dzisiejsze zajęcia chciałabym, żebyście bliżej przyjrzeli się sprawie Ann Stewart. Przypominam tylko, że zabijała najlepsze zawodniczki dlatego, że sama nie mogła już grać. Chciałabym, żebyście na następne zajęcia przygotowali pomysły w jaki sposób udało jej się umknąć policji przez te 12 lat, co mogłaby teraz robić, czemu przestała zabijać.. Prosiłabym, żebyście trochę się rozpisali. Dziękuję. To tyle. Do widzenia - powiedziała. Licealiści opuścili klasę. Christina potarła przedramiona. Przez cienki materiał bluzki czuła stare, głębokie blizny. Uśmiechnęła się szeroko, włączając komputer. Ostatnio ludzie zaczęli znikać w niewyjaśnionych okolicznościach. Weszła na portal. Teraz już nic jej nie groziło. Starała się wszystko doprowadzać do końca. Weszła na profil jakiegoś chłopaka i zadała mu jedno proste pytanie. Teraz wystarczyło poczekać na odpowiedź. Odchyliła się na krześle, wyjęła z torebki podręczne lusterko i spojrzała w nie, sprawdzając makijaż. Teraz już nikt nie miał jak jej wydać. Uśmiechnęła się do złotookiej kobiety z lekko podkrążonymi oczami, którą widziała w lusterku. Kliknęła ikonkę odpowiedzi i oblizała usta. James Black chciał zjechać z klifu prosto do morza w swoim ulubionym samochodzie. - Da się zrobić, kotku - mruknęła. Zebrała swoje rzeczy i ruszyła do wyjścia. Miała tej nocy pełne ręce roboty.

sobota, 19 grudnia 2015

Sick Love (Black Lagoon)

Czas na głównych bohaterów pierwszego anime na liście moich TOP10 <3

***

  -Rock! Czemu nie nosisz tej hawajskiej koszuli, którą ci kupiłam?! - krzyknęła Revi spod pokładu. Chłopak w białej koszuli z krótkim rękawem poprawiał właśnie krawat trzymając w ustach papierosa.
  -No... Ten... - zmieszał się nadal miętoląc w rekach nieszczęsny krawat. Uchylona klapa odskoczyła gwałtownie, uderzając o podłogę wydając metaliczny, denerwujący odgłos, a spod pokładu wychyliła się Revi.
  -Co z nią zrobiłeś? - spytała podejrzliwie, podrzucając klucz francuski.
  -Leży u mnie w szafie.. W naszej bazie, w Roanapurze.. - zaśmiał się nerwowo. Revi wyskoczyła na pokład, a chłopak odruchowo zasłonił się rękami. Kiedy nie spadł na niego żaden cios ani żadna kula nie świsnęła koło jego ucha, otworzył oczy powoli opuszczając ręce. Revi stała naprzeciwko niego z łobuzerskim uśmieszkiem. W wyciągniętych rekach trzymała...
  -Hmmm... KOLEJNA hawajska koszula, co? - westchnął zrezygnowany. (od autorki: jak się jego szafę otwiera to jest koszulowa lawina ;-;) Zdjął szybko krawat i zabrał się za rozpinanie guzików koszuli. Szło mu to opornie, ale w końcu ściągnął z siebie to białe coś co przypominało mu o czasach kiedy był biurowym popychadłem. Kiedy Rock zamyślony próbował zapiąć guziki "wspaniałej" hawajskiej koszuli, Revi rozkoszowała się widokiem jego wypukłych mięśni. To efekt ich treningu. Katowała go, ale cóż.. Sam prosił o ćwiczenie go. Wiedział co go czeka, ale teraz był jej wdzięczny.
  -Rock.. Krzywo zapiąłeś guziki - westchnęła wkładając papierosa do ust. Podeszła do chłopaka i powoli rozpięła i wygładziła materiał na jego ramionach, po czym znów ją zapięła, tym razem już prosto.
  -Dzięki - uśmiechnął się Rock. Serce Revi podskoczyło, zrobiło kilka koziołków i znowu zamarzło, wracając do swojego starego stanu.
  -Nie ma sprawy - odpowiedziała skacząc znów pod pokład. Wróciła do swojej kajuty, gdzie na łóżku leżały jej ukochane pistolety. Przesunęła po nich pieszczotliwie palcami. Poczuła dreszcze kiedy dotykając wypukłości metalu, pomyślała o ciele Rocka. Potrząsnęła głową, by pozbyć się natrętnych myśli. To, że raz w swoim pieprzniętym życiu się zakochała to jedno.. A to w kim się zakochała to drugie. Otóż darzyła uczuciem kolesia, który był biurowym popychadłem, cieniasem, frajerem i zwykłym maminsynkiem... Dopóki nie trafił na Lagoonę. Zwykłe zrządzenie losu. Wykonywali zlecenie i wzięli go na jeńca. Na początku wkurzało ją to, że cały czas nosił krawacik i trząsł tyłkiem na widok dwóch spluw. Potem przypomniała sobie, że nie wszyscy muszą być tacy jak ona, bezwzględnymi, krwi rządnymi psychopatami, którzy traktują broń jak zwierzątka domowe. Jednak po mniej więcej dwóch miesiącach znajomości pokazał jej swoją drugą stronę. Próbował jej coś wytłumaczyć. Coś z czym się nie zgadzała i uznała, że ją obraża. Mierzyła w niego z odległości niespełna metra. Pistolet ciążył jej w dłoni. Lufa dotykała jego pokrytego potem czoła. W myślach błagała go, żeby ze strachu cofnął swoje słowa, ale nie. On stał spokojnie patrząc jej w oczy.... W oczy szaleńca. Patrzył niespokojnymi oczami.. Oczami takiego samego psychopaty jak ona. Nie zdążyła nacisnąć spustu. Rock był zbyt szybki. On już trzymał broń w swoich dłoniach, a ją przycisnął do siebie tak mocno, jak pozwalały na to jego odrętwiałe ramiona. Wtedy wyszeptał te słowa, które ją uwięziły.
  -Chcesz stąd uciec i rozpieprzyć wszystko co stanie ci na drodze do wolności.. - usłyszała nad uchem. Znowu te słowa. Znowu ją ma. Odwróciła się i spojrzała w te ciemne oczy dawnego frajera, teraz jarzące się żądzą rozlewu krwi i wystrzałów.
  -Taa.. - szepnęła pocierając kciukiem czaszkę wygrawerowaną na lufie. Nagle poderwali głowy słysząc huk wystrzałów. Spojrzeli na siebie z uśmiechem i wybiegli na pokład.
  -Revi! Mamy towarzystwo! Pokaż im czemu nazywają cię Dwuręką! - usłyszała w słuchawkach głos Dutcha.
  -Jane! Możesz na mnie liczyć - zaśmiała się biorąc do ręki karabin. W drugą rękę chwycił granatnik. Obejrzała się za siebie włączając muzykę. W słuchawkach buchnął hard rock, a ona znów uśmiechnęła się jak szaleniec. Rock Odwzajemnił jej uśmiech zasiadając za ogromnym karabinem wyborowym. Zabezpieczał jej tyły i wiedziała, że tym razem już nie spudłuje. Sama uczyła go przecież strzelania w ruchu.
  Z rozbiegu wyskoczyła za burtę i lecąc nad wodą widziała już zdziwione miny Facetów na drugiej łodzi. Wylądowała bezpiecznie i chwilę potem nacisnęła spust. Krew trysnęła z dziury w głowie kapitana. Dla pewności strzeliła  do niego jeszcze kilka razy. Wyłączyła muzykę dumna z siebie. Kiedy wymordowała wszystkich na powierzchni łajby, usłyszała cichy jęk spod pokładu. Zeszła tam najciszej jak mogła. Stanęła za rogiem  w każdej chwili gotowa do wystrzału. Wychyliła się lekko. Nikogo na korytarzu nie było, więc wyszła zza rogu i poszła w głąb statku. Słyszała coraz głośniejsze jęki. Przystawała przy każdych drzwiach, ale dopiero piąte okazały się być tymi, których szukała. Strzeliła kilka razy na oślep dziurawiąc drzwi, które chwilę potem wyłamała z zawiasów jednym, potężnym kopnięciem. W pokoju nie było nikogo oprócz przerażonej, nagiej kobiety okrywającej się pospiesznie kołdrą. Revi trzymała spluwy wyciągnięte przed siebie. Nacisnęła spust karabinu. Nic. Nacisnęła spust granatnika. Też nic.
  -Kurwa - syknęła rzucając bezwartościową już broń na ziemię i wyjmując z kabury swoje ukochane Beretty. - Zużyłam wszystkie naboje na tamtych gnojków. Jaką śmiercią chcesz umrzeć? Szybką czy bolesną?
  -Nie zabijaj mnie.. proszę.. - jęknęła ze łzami cieknącymi jej po policzkach. Revi nacisnęła spust. Po policzku dziewczyny siedzącej na łóżku ściekała krew. Stojąc na środku pokoju rozkoszowała się widokiem oczodołu przebitego na wylot. Po chwili usłyszała trzaśnięcie drzwi. Uśmiechnęła się. Więc ktoś jeszcze żył. Odwróciła się powoli z wyciągniętą przed siebie bronią. Zdziwiona widokiem lufy przystawionej do jej czoła spojrzała na faceta stojącego przed nią. Był nagi.
  -Przerwałam wam w czymś? - zaśmiała się nadal trzymając faceta na muszce. W duchu przeklinała się, że ma tak krótkie ręce.
  -Atak na was był tylko pretekstem.. Chcę ciebie - wyszeptał oblizując wargi. Przydługie włosy zasłaniały jego oczy, ale kiedy odrzucił je podnosząc głowę, Revi ujrzała zwierzę, a nie człowieka. Jak wtedy kiedy patrzyła w oczy oszalałej Robercie.
  Gnój złapał ją za nadgarstek i wytrącił z jej rąk broń. Revi była silna, ale nie aż tak jak te zwierzęta. Stoczyła walki z wieloma ludźmi, ale nigdy nie spotkała tak silnego człowieka jak ten skurwiel trzymający jej rękę. Pchnął ją na łóżka.
       Kurwa.. pomyślała. Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie... Nie chcę!
  -Nie! - wrzasnęła kiedy zerwał z niej koszulkę. Nie dała rady się wyrwać. - Puszczać pojebańcu!
       Kurwa.. Jest za silny..
  -Revi? Hej! Revi, słyszysz mnie? - usłyszała w słuchawkach. Zdrętwiała. No tak! Mogła poprosić o pomoc, ale zanim wydała z siebie jakikolwiek dźwięk, facet zerwał urządzenie z jej głowy i cisnął je pod okno.
  -Zostaw mnie psycholu! - wrzasnęła znowu, tym razem panicznie próbując się wyrwać. Nie może znowu zostać zgwałcona. Walnęła wolną ręką w stolik i syknęła z bólu. W jej oczach stanęły łzy. -Nie! - wrzasnęła czując jak facet przejeżdża ręką po jej nodze coraz wyżej i wyżej. Rozpiął jej pasek u spodni i zerwał je z niej. - Rock! Ratunku! - wrzasnęła najgłośniej jak potrafiła, ale po chwili umilkła. Ten facet ją dusił.
       Kuźwa.. Jestem tylko kobietą. Nieważne jak będę silna zawsze będzie ktoś silniejszy ode mnie..
  -Rock.. - wychrypiała ostatkiem sił.
  -Nareszcie się przymknęłaś - uśmiechnął się facet nadal trzymając jej ręce i nogi w żelaznym uścisku. Nareszcie mogła wziął głęboki, paniczny oddech. Puścił jej szyję. - Nie jestem nekrofilem. Nie chcę, żebyś mi tu zdechła. Jeszcze długa zabawa przed nami.,
  Przejechał językiem po jej szyi. Obrzydzało ją to tak bardzo, że myślała, że się porzyga. O matko, gdyby tylko miała coś metalowego. Zebrała w sobie tyle siły, ile tylko zdołała i odepchnęła faceta od siebie, zrzucając go tym samym na podłogę. Skoczyła po karabin. Trzymała go w ręku, kiedy facet pociągnął ją za nogę. Revi zaryła twarzą o ziemię rozcinając sobie usta i praktycznie miażdżąc sobie nos. Facet znów przycisnął ją do ziemi, jednak tym razem bardziej niezdarnie. Wymierzyła kila ciosów karabinem w głowę. Był zamroczony, ale nadal nie chciał jej uwolnić. Nagle drzwi otworzyły się z ogłuszającym trzaskiem, a przez nie wparował Rock. Huk wystrzału. Revi zamknęła oczy, ale kiedy poczuła, że ciężar ciała jest z niej zdejmowany, tama pękła. Z szeroko otwartymi oczami zaczęła spazmatycznie łapać powietrze. Usiadła, przyciągając kolana do piersi i obejmując je ramionami. Próbowała się uspokoić, ale jej to nie wychodziło. Poczuła ciepło ramion obejmujących ją. Było to ciepło bezpieczeństwa. Rock nałożył jej jego hawajską koszulę i położył dłoń na jej głowie.
  - Spokojnie. On już nie żyje.. Widzisz? - wskazał kałużę krwi naokoło głowy faceta. Kiwnęła głową, patrząc na wszystko nieobecnym wzrokiem. Wstała i chwiejnym krokiem podeszła do ciała mężczyzny. Usiadła po turecku obok niego. Przeszukała jego kieszenie i znalazła w nich paczkę fajek i zapalniczkę. Zapaliła jednego. Wydmuchując dym w powietrze, szepnęła do siebie Jestem brudna. - Nie ważne jaka jesteś, wiesz? Kocham cię taką jaka jesteś. Nie ważne czy szalona, rządna krwi czy brudna..
  Pokiwała głową, zaciskając usta w cienką kreskę. Wróciły jej siły i zaczęła na nowo trzeźwo myśleć. Zaproponował jej, że ją poniesie, ale odtrąciła jego pomoc. Wyszli na pokład, przeskoczyli do kajuty Revi. Dopiero tam zorientowała się, że Rock jest półnagi. Szybko nałożyła na siebie pierwszą lepszą koszulkę i oddała hawajską koszule mężczyźnie. Przetarła usta ręką, przy okazji rozcierając na nich krew. Nagle Rock przycisnął Revi do ściany, całując ją delikatnie, ale zdecydowanie. Stali tak przez chwile.
  - Mam się o ciebie więcej nie martwić, jasne? - powiedział, patrząc jej prosto w oczy. Będąc już w stu procentach sobą, odepchnęła go z ironicznym uśmieszkiem na ustach.
  - Następny facet, który dotknie mnie tam gdzie nie trzeba, będzie miał odstrzelone jaja - zaśmiała się, ładując magazynek do pistoletu.
  Kiedy wykonali już zadania powierzone im przez Balalajkę, wrócili do Roanapury. Każdy udał się do swojej łazienki, żeby zmyć z siebie zmęczenie. Zanim wszyscy pójdą spać, muszą jeszcze coś zjeść, poćwiczyć i schlać się do upadłego w Yellow Flag.
  Revi i Rock ćwiczyli w tym samym pokoju. Kiedy chłopak choć trochę sobie odpuszczał albo jęczał, że jest zmęczony, automatycznie dostawał od Revi w twarz. Na jego nieszczęście, na trening dziewczyna czasem zakładała rękawiczki w wszytym metalem na kostkach. Teraz chłopak wiedział już, że chcąc trenować z Revi musiał być wytrzymały. Skończywszy ćwiczyć, poszli umyć się jeszcze raz. Z racji tego, że łazienka Revi była mnie mniejsza niż te chłopaków, cały czas ocierali się o siebie plecami. Wreszcie kobieta nie wytrzymała. Zaczęli się całować, pieścić i w końcu skończyło się na tym, że do Yellow Flag musieli jechać sami, bo Dutch i Benny wybyli, kiedy oni uprawiali seks w łazience. Jadąc kradzionym samochodem, mimowolnie uśmiechali się myśląc o tym, że kiedy skończą zawody w piciu, na pewno znowu wylądują w jakimś hotelu.
  Weszli do baru i wszyscy spojrzeli w ich stronę zdziwieni. Podeszli do baru. Na rozgrzewkę wypili po dwa drinki, ale kiedy Revy zamówiła i wypiła duszkiem szklaneczkę rumu duszkiem, Rock wiedział, że zaczęła się prawdziwa wojna. Oboje ostawili z hukiem swoje szklanki przed barmanem.
  - Dawaj wszystko co masz! - wrzasnęli w tym samym momencie.
  Pijąc, nawet nie zauważyli, że cały czas trzymali się za ręce. Dwóch psycholi. Jeden się nie krył. Drugi to ukryty potwór. Ich miłość można opisać w dwóch słowach:
Sick Love.